- No, to na śniadanie zjem sobie kanapki... - stwierdziłam z lekkim znużeniem.
Postanowiłam jednak, nie być aż tak okrutna i poczęstować nimi tego durnia. Zabrałam się więc do pracy. Po dziesięciu minutach z dumą podziwiałam efekty pracy. Usiadłam do stołu i ze smakiem zaczęłam się zajadać.
Po chwili do kuchni raczył zawitać mój świeżo upieczony "braciszek". Popatrzył na mnie, a następnie zerkał to na mój talerz z kanapkami, to na nietkniętą jajecznicę.
- Nie smakowało ci..? - spytał ze smutkiem w głosie - A ja się tak starałem...
- Nie! - powiedziałam ostro. - Jeśli chcesz wiedzieć, to była zdecydowanie za sucha, za słona i na dodatek chyba w ogóle nie użyłeś pieprzu... - chciałam wyliczać dalej, ale postanowiłam być dla niego tak miła i na tym poprzestać.
Jeremiasz ze zrezygnowaniem zabrał się za jajecznicę. W domu nagle zrobiło się cicho.
- Masz... - powiedziałam, lekko zaczerwieniona i przesunęłam w jego stronę talerz z kanapkami.
Ten powoli wziął jedną i zaczął ją konsumować.
- Chyba nie umiem gotować. - powiedział.
- Dopiero to zauważyłeś?! - możliwe, że trochę za bardzo się uniosłam - Teraz zaczynam się zastanawiać, co ty zwykle jesz...
Był na tyle łaskawy, że nie odpowiedział.
- A, właśnie! - odezwałam się po chwili ciszy - Idę kupić mąkę i parę innych rzeczy na babeczki...
Kiwnął głową. Poszłam więc do sklepu.
***
Przeszłam z trudem przez próg niosąc dwie ciężkie torby.- Ej, wiesz może jakie to jest ciężkie?! Mógłbyś być dobrym bratem i zamiast wylegiwać się na tej kanapie, pomóc mi! - wrzasnęłam zirytowana.
- Oj, przepraszam, Vi...
Pomógł przenieść wszystko do kuchni.
- A tak właściwie to skąd wzięłaś na to pieniądze. Nie mów, że zapłaciłaś z własnych kieszonkowych... - powiedział lekko zaniepokojony.
Uśmiechnęłam się i starałam się wyglądać jak najbardziej niewinnie.
- W twoim pokoju, pod łóżkiem, był taki słoik, chyba z napisem "na coś do wypicia"... - powiedziałam słodko.
Ten idiotyczny, głupi smok popatrzył na mnie z przerażeniem. Wgapił się we mnie na dłuższą chwilę, a potem szybko pobiegł na górę... Po chwili wrócił z pustym słoikiem w dłoni. Przyjrzałam się mu i z przyzwyczajenia przechyliłam lekko głowę na bok. W tamtej chwili byłam niemal pewna, że jakiś mięsień niedaleko oka intensywnie mu drgał.
- A ja chciałem dzisiaj coś wypić... - powiedział zrezygnowany.
- Wypić?! Wypić?! Jesteś wstydem dla naszej rasy, szczeniaku! Jak istota tak dumna jak smok, może uzależnić się od alkoholu?! Jak żyję, nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziałam! - czemu ja to właściwie mówię?! Powinnam była się bardziej opanować. No, ale trudno, nie cofnę tego... W sumie mogłabym, ale... Co mnie właściwie tak wkurzyło? Czemu wybuchłam?
- Hę? O co ci chodzi? Siostrzyczko? - był wyraźnie zdezorientowany...
- Nie jestem twoją siostrą, ty durniu! W normalnej sytuacji, nawet nie zawracałabym sobie tobą głowy! - Nie, nie, nie... To jakaś klątwa, czy co? Ja wcale nie zamierzałam tego mówić... Po prostu słowa same ze mnie wypłynęły... Bardzo podejrzane...
Popatrzyłam na powód mojego dziwnego wybuchu. Ten wpatrywał się we mnie jak w obcą osobę. No tak... Mój urok pewnie prysł... Ale co się ze mną wtedy stało? Nie jestem w stanie tego zrozumieć...
Nagle mnie zamroczyło. Poczułam jak uderzam o podłogę...
< Jeremiasz? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz