Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

22 stycznia 2015

Od Jeremiasza c.d. Viellene

To był bardzo spokojny wieczór: wróciłem do domu w jednym kawałku, bez wyraźnych obrażeń fizycznych. W dodatku czułem się lekki jak poranny, wypluskany w rosie ptaszek, co robi fru po niebie i wytrwale szuka coraz to wytworniejszych kapeluszy, aby je zbombardować. Tak. Tak właśnie się czułem. Byłem dumny z całego swojego istnienia.
Właśnie dobrałem się do babeczki z kremem, którą zakupiłem przed paroma godzinami. Wiedziałem, że jak wrócę, to zastanę pustkę w lodówce, a do sklepu mnie nie wpuszczą, więc zawczasu kupiłem ją w supermarkecie i z ostrożnością przetransportowałem tutaj. Czekała mnie doprawdy prawdziwa uczta: wypiekane na krucho ciasto, śmietankowy krem i mus jagodowy. Gdy tak na nie patrzyłem, to wiedziałem już, że jeśli istnieją rzeczy tak piękne, to i życie musi mieć jakiś sens. Choćby było nim konsumowanie coraz to nowszych typów babeczek.
Do pełni szczęścia brakowało mi tylko gorącej herbaty, która miała mi pomóc na brzuszek. Mamusia zawsze mówiła: Jeremiaszku, do zimnego placuszka zawsze trzeba dopić ciepłej herbatki, bo inaczej na żołądku stanie. A jak na żołądku stanie, to następnego dnia będziesz cierpiał podwójnie: i za alkohol i za tłusty krem. A że moja mama była bardzo mądrą i zaradną osobą, to nie śmiałem jej słów kwestionować.
Problemem było to, że jakiś czas temu zepsuł mi się czajnik elektryczny i w sumie nie miałem gdzie wody podgrzać. Mógłbym, oczywiście, wlać ją do garnuszka i zagrzać na gazie, ale moja inwencja twórcza podpowiedziała mi, że nie tędy droga. Wziąłem więc kubek, włożyłem saszetkę herbaty i zalałem zimną wodą, po czym wstawiłem do.. mikrofalówki. Ustawiłem ją na najwyższe obroty i zaczekałem trochę, ale zamiast ciepłego rumianku, doczekałem się tego, że wysiadł mi prąd. Niech to..
Z niewiadomych powodów nagle usłyszałem dźwięk dzwonka. Możliwe, bo w sumie mój dom nie był objęty jednym kablem, ale był podzielony na kilka sektorów. Zatem skoro w kuchni nie ma światła, to nie będzie go w salonie, ale w przedsionku już pewnie będzie...
- Witaj braciszku! - otworzyłem drzwi i nagle coś się na mnie rzuciło, coś co najpierw myślałem, że jest jakimś wyjątkowo agresywnym futrzakiem, a potem okazało się, że to jakaś wyjątkowo agresywna dziewczynka. I jaki niby brat?
- Eee... Zaraz, zaraz... Co?! To chyba jakaś pomyłka... - spojrzałem na nią zamyślony. Nie kojarzyłem mordki tego dziecka. - O jakiego brata ci chodzi? Nie jestem żadnym... - zacząłem, ale to co przybyło było nadpobudliwe i nie pozwoliło mi dokończyć.
- Ależ JESTEŚ! JESTEŚ moim ukochanym braciszkiem, którego nie widziałam już od baaaardzo dawna! - okręciła się wokół własnej osi i uśmiechnęła się do mnie tak słodko, że słodsza była tylko ta babeczka na moim stole. Oh nie! Ona tam jest teraz sama, w ciemności! Pewnie się boi i ubolewa, że jest pozostawiona. Musze do niej dołączyć i ją uratować. .- Nie pamiętasz mnie? - nagle przypomniałem sobie, że ktoś tu przecież jest.
- Nie przypominam sobie ciebie.. - przyjrzałem się jej uważnie. Nie wypiłem wcale tak dużo, ale kontury twarzy były bardzo zamazane, więc musiałem naprawdę wytężyć wzrok, aby potwierdzić moją wstępną teorię. Nie znałem jej. Jednakowoż.. to że nie znałem jej w takim stanie, nie oznaczało, że nie znam jej gdy jestem trzeźwy. Jeśli naprawdę jest moją siostrą, to zostawienie jej na progu byłoby doprawdy niegrzecznym posunięciem.. a przecież jestem dżentelmenem, ne? - Dobra, właź. - co będzie, to okaże się rano.
- Dziękuję! - wbiegła do pokoju tak szybko, że mógłbym się założyć, że przekroczyła prędkość dźwięku. W chwili, gdy usłyszałem jak zrywa się do biegu, jej już nie było tam gdzie być powinna. No ale trudno..
Zamknąłem drzwi i wzdychając wszedłem do korytarza. Musiałem zapalić świeczkę, bo w gościnnym nie było prądu. Gdy tam zaszedłem, zobaczyłem już w pełni rozgoszczoną dziewczynkę, siedzącą przed moją babeczką.
- Mogę? - spytała uroczo, ale w jej oczach zobaczyłem, że nie zniesie słowa sprzeciwu.
- Nie...! - schwyciłem talerzyk i przytuliłem do siebie - Mój ssssskarbie. - spojrzałem wrogo na przybyłą - Jak ty śmiesz chcieć nas rozłączyć?
- Oj, no nie gadaj, że zabierzesz dziecku jedzenie sprzed nosa. - spojrzała na mnie jak na mordercę.
- Eh.. - patrzyłem to na nią, to na miłość mojego życia - Eh... Eh...
- Nie ehaj, tylko mi ją daj. Proszęęęę~! - ten jej słodki głosik był przerażający. Sprawił, że jakby nigdy nic postawiłem obiekt moich wzdychań przed jej nosem, a ona ją tak po prostu pożarła. Będę ryczał... - No dobrze. - rzekła zadowolona, a potem zeszła z krzesła, schwyciła się pod boki i spojrzała na mnie - Tak w ogóle to jestem Viellene, tak dla przypomnienia.
- Mój skarbie... - patrzyłem na pusty talerz, z resztą okruszków - Los nas rozłączył, ale wiedz, że moja miłość do ciebie nigdy się nie... au! - dziewczynka stanęła mi na nodze - Dlaczego przerywasz moją przemowę, okrutne dziecię?

<Viellene?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz