Bardzo dobrze mi się tak siedziało. Nie byłem zmuszony do rejestrowania tego, co działo się wokół mnie i mój mózg odpoczywał, zajmując się układaniem wszystkich wiadomości w jeden wspólny ciąg.
- Idę do lekarza Phan, potem na cmentarz i jakieś zakupy. Chcesz coś
może? Albo mam coś załatwić?- usłyszałem nagle ten głos.- A może masz ochotę iść ze mną?
- Z... Tobą..? - odjąłem twarz od kolan i spojrzałem na mężczyznę, który opierał się o framugę - Czemu nie.. - uśmiechnąłem się i wstałem, po czym jakby nigdy nic zacząłem się ubierać - Po drodze może wpadniemy do jakieś dobrej kawiarni i coś zjemy..? - zarzuciłem sobie szal na szyję.
- Em... - wydawał się skołowany - ..pewnie.. czemu.. nie.. - nadal starannie lustrując moją twarz, założył kurtkę - I rachunki, tak?
- Tak. - obaj wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się do Miasta - Powinniśmy się przeprowadzić do miasta na stałe. - rzuciłem - Za dużo chodzimy.
- Dobrze to zrobi na twój brzuszek...~! - zażartował Will, ale zignorowałem go. On się z mojego kawału też nie śmiał. Zamieszkać. Razem z nim. W mieście. Po jego trupie. - To gdzie najpierw~? - spytał wesoło podskakując - Może ta kawiarnia najpierw? Chyba nie jadłeś śniadania, racja? Burczy ci w brzuchu..? Może powinniśmy iść zjeść coś konkretnego, później deser.. - zamyślił się - Ah, w życiu jest tyle trudnych wyborów.
- Nawet nie wyobrażasz sobie, jak dużo.. - mruknąłem i opatuliłem się szalem pod sam nos. Dzięki temu mogłem się na nim oprzeć i rozluźnić miejsce szyi. Po tym wszystkim bolał mnie kręgosłup. - Ale masz rację, pójdźmy do jakieś domowej restauracji. Mam ochotę na makaron.
- Spagetti dla dwojga~? - zażartował znowu, chcąc rozładować napięcie.
- Dla dwóch, w naszym przypadku. - burknąłem ponuro.
- No, w sumie... - zaśmiał się -..masz rację. Potrzymamy się za ręce i ponabijamy się z ludzi, którzy będą krzywić mordy na nasz widok~?
- Nie mam ochoty. Zimno jest. Wolę mieć ręce schowane w kieszeniach. - westchnąłem i wypuściłem obłok pary z moich ust, po czym zamknąłem oczy, starannie zastanawiając się jeszcze raz nad słusznością tego, co chciałem zrobić. Williamowi zrzedła mina i najwyraźniej porzucił na jakiś czas rozmowę ze mną, bo skupił się na głupkowatym podskakiwaniu.
<William?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz