Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

31 stycznia 2015

Od Viellene c.d. Jeremiasza

Obudziłam się z bardzo nieprzyjemnym wrażeniem, że jestem w jakimś szczególnie paskudnym miejscu. Nie wiedziałam tylko co się wydarzyło... Postanowiłam więc, obmacać miejsce, w którym się aktualnie znajdowałam. Niestety niewiele mi to dało, ponieważ jedyne co poczułam, to miękki materiał. Postanowiłam się więc rozejrzeć. Zdjęłam kompres, który ktoś przyłożył mi wcześniej do czoła. Po wykonaniu tej, jakże prostej czynności, podniosłam się lekko i rozejrzałam wokoło. Moją uwagę zwrócił obserwujący mnie, czerwonowłosy osobnik. Na początku nie mogłam sobie przypomnieć. Po chwili, jednak zorientowałam się w sytuacji.
- Ty. - powiedziałam z nieukrywaną, tym razem, odrazą.
- Ja. - odpowiedział i uśmiechnął się bezczelnie. Czyli moje zaklęcie już naprawdę nie działa? No, cóż, nie dziwi mnie to zbytnio...
- Jak się drzemało? - spytał. Naprawdę chce mnie zirytować?!
- A dobrze. - fuknęłam - Bardzo dobrze. Wyjątkowo bardzo dobrze. Uroczo, wyjątkowo bardzo dobrze. - uśmiechnęłam się cierpko.
- To dobrze. - ponownie uśmiechnął się, a we mnie krew już się gotowała.
Nastąpiła dłuższa chwila ciszy. Niestety, ten głupi smok musiał je w końcu przerwać... Nie można przecież posiedzieć chwilę i nic nie mówić, prawda?!
 - Jesteś głodna? Zrobić ci jajecznicy? - spytał głosem, który dosłownie ociekał sarkazmem.
- Wsadź sobie tą twoją jajecznicę gdzieś bardzo głęboko! - odpowiedziałam w furii, ponieważ ten szczeniak naprawdę, ale to naprawdę miał niezwykły talent do grania komuś na nerwach. Postanowiłam pójść do jedynego miejsca w tym domu, w którym mogłam w spokoju pozbierać myśli. Nie było to jednak tak łatwe jak mogłoby się wydawać, ponieważ z niewiadomych powodów, moje nogi cały czas się plątały. - I zamilcz!- dodałam będąc już niemal przy drzwiach do łazienki.
- Jesteś u mnie w mieszkaniu..! - odkrzyknął - I to ja powinienem był to powiedzieć.. - postanowiłam mu odpowiedzieć bardzo głośnym trzaśnięciem drzwiami.
Po zamknięciu drzwi kucnęłam na podłodze i zaczęłam cicho chlipać. Starałam jak najszybciej powstrzymać łzy, by ON tego nie usłyszał. Nie mogłam przecież okazać słabości w takim momencie. Dość szybko się pozbierałam i poczekałam, aż moje oczy przestaną być tak czerwone. Gdy tylko wszystkie ślady płaczu zniknęły poszłam do salonu, gdzie zastałam Jeremiasza. Stanęłam przed nim i zadarłam głowę do góry.
- Skoro już wiesz, że nie jesteś moim bratem, to powinieneś poznać moją prawdziwą... - przestałam na chwilę mówić, by znaleźć odpowiednie słowo - tożsamość?
- A co mi to da? Mogłabyś się już wynosić, co, darmozjadzie? - spytał znudzony.
- Ja ci dam... - ledwo opanowałam się, by nie dokończyć groźby. - Jakbyś nie wiedział, to stoi przed tobą potomkini jednego z niewielu smoczych rodów, w których nadal płynie czysta, smocza krew! - wykrzyknęłam, ponieważ straciłam już całkiem swoją cierpliwość. - Czy taki szczeniak jak ty w ogóle wie co to znaczy? - moje oczy niemal zapłonęły.

< Jeremiasz?>

31 stycznia 2015

Od Izaaka c.d Koro

Jakoś tak wolno przesfajałem informacje. Co się właśnie stało...?
- Możemy wejść do środka?- zapytałem ich. My tworzymy właśnie jakieś kółko różańcowe ze tak stoimy i trzymamy się za ręce?
- Tak w ogóle to po co przyszliście?- ziewnąłem i podrapałem się po brzuchu.
- On jest jakiś tępy!- krzyknęła ta mała.
- Nie jestem. Po prostu jest rano i nir ogarniam.
Koro westchnął i pomasował sobie skroń. Pomachał kilka razy głową i spojrzał mi w oczy.
- Zgodziłem się na zostanie twoją Ofiarą.- mruknął.
- No to zajebiście!- uśmiechnąłem się szeroko.
- Nie używaj takich słów przy Panience!- syknął.- Ale tak, myślę że to fajnie.
- To jak się zgodziłeś to możemy się połączyć!- wziąłem go za rękę i przeciąłem mu skórę, potem przeciąłem sobie i podaliśmy sobie ręce.
- To tyle?
- Nie.- mruknąłem.- Ja Izaak Nakano obiecuję ci chronić cię i trwać przy tobie do samego końca. Zgadzasz się? W zamian dajesz mi całego siebie bym mógł używać swych mocy i walczyć.
- Zgadzam się.
- A więc ja jestem twym Żołnierzem, a ty moją Ofiarą.
Ścisnąłem jego rękę i uśmiechnąłem się szeroko. Od razu lepiej! Poczułem jak odradza się we mnie moc, nad moją dłonią  pokazał się czarny dym.
- Boli...- syknął Koro.
- Przykro mi ale muszę przypalić rany.
Gdy skończyłem i puściłem chłopaka on od razu złapał się za nadgarstek.
- W końcu...- uśmiechnąłem się szeroko.- W końcu moja moc wróciła!
Czajnik w kuchni zaczął gwizdać, woda się gotowała.
- Ktoś chce herbaty?

[Koro?]

31 stycznia 2015

Od Koro c.d Izaaka

Poszedłem spać, byłem dzisiejszym dniem dość zmęczony. Następnego dnia czułem jak Panienka mnie próbuje obudzić.
-Witam Kurumi, jak się spało?- wstałem i uśmiechnąłem się do niej. Ona była już ubrana i umyta, usiadła koło mnie i spojrzała poważnie.
-Domyślam się że byłeś u niego wczoraj w nocy... Czego od ciebie ten typ chce?-zapytała. Ja wstałem i szybko poszedłem do łazienki. Odświeżony i gotowy do rozmowy z nią.
-Czy słyszała Panienka kiedyś o Żołnierzach?- usiedliśmy razem w salonie.
-Oczywiście że tak, wiedziałam że ten Izaak ma coś z demona.- prychnęła.
-A więc proponował mi bym został jego ofiarą, jednak nie chce nic robić bez zgody Panienki Kurumi.- przedstawiłem jej całą sytuację jasno. Ona przybrała poważny wyraz twarzy a jej oczy stały się czarne i takie chłodne. Wstała i ruszyła do tego mężczyzny. Gdy on otworzył drzwi, Kurumi wskazała na niego palcem.
-Nie pozwalam by Koro stał się twoją ofiarą... Jesteś dla nas zagrożeniem, Koro wiesz co musisz zrobić.- powiedziała chłodno.
-Oczywiście że wiem, bo ja zginę u twego boku.- niestety wiedziałem jak to się skończy. W moich dłoniach pojawiły się sztylety a w okół mnie powstała mroczna aura.
-Czy to konieczne?- zapytał się chłopak. Szczerze mówiąc nie wiem dlaczego jednak nie chciałem go zabijać. Schowałem swoją broń i spojrzałem na dziewczynę.
-Proszę mi wybaczyć, jednak ja uważam to za dobry pomysł. W razie potrzeby, pomoże mi ciebie ochronić.- podałem dłoń mężczyźnie.
-Zgadzam się, zostanę twoją Ofiarą.- powiedziałem.
-Rozumiem, jeśli tego chcesz to ja też Koro.- Panienka wzięła mnie za drugą rękę.

<Izaak?>

31 stycznia 2015

Od Williama c.d Phantom'a

- Zwariowałes?- mruknąłem. Kanapa była nie wygodna ale podłoga pewnie jeszcze bardziej.- Będą cię plecy boleć albo będziesz chory.
- Tak. Wiem. I zwariowałem. Z miłości.
- Jak sobie chcesz.- odwróciłem się do niego plecami.
Udałem że to nic mnie nie obchodzi ale gdy miałem pewnoś że nie widzi mojej twarzy to uśmiechnąłem się szeroko. To było takie słodkie~! To może jednak mu na mnie zależy~? Ale nie... nie podniecajmy się na zapas, wszystko się jeszcze może zdarzyć.  Ale to nie zmienia faktu że teraz śpi na podłodze bo ja nie chciałem spać z nim w sypialni~!!
Zamknąłem oczy i przykryłem się szczelniej kołdrą.
- Will... śpisz?- usłyszałem jego mruknięcie.
- Jeszcze nie...- westchnąłem i otworzyłem oczy by sprawdzić czy nadal leży na podłodze a nie z nożem nad moją głową. Nadal leżał na podłodze.
- Dlaczego mi nie ufasz...?
- A ty byś mi ufał gdybym ci zrobił takie coś?
- Starałbym się ciebie zrozumieć...
Westchnąłem. W sumie to po części miał rację, powinienem spojrzeć na sytuację z jego strony.
- Może spróbuję.- mruknąłem.- Teraz idę spać.
- Bo tak w sumie mamy tylko siebie...- kontynuował.
- Co ci się tak na czułości zebrało?- mruknąłem.
- Kochasz mnie?
Otworzyłem oczy i usiadłem.
- Tak.- mruknąłem po chwili.- Kocham.
Położyłem się znów i zakryłem kołdrą próbując zasnąć

[Phantom? ]

31 stycznia 2015

Od Phanatom'a c.d. Williama

Serce mi zamarło. Czegoś takiego to nawet Stwórca się pewno nie spodziewał.
- C-c-c-c-c-co?! - poderwałem się i spojrzałem na niego zszokowany - Co ty do mnie mówisz?
- Mówię, że ci nie ufam. - fuknął  i spojrzał na mnie zdegustowany moim bytem - Więc przenoszę się na kanapę.
- Co? Jaki to ma sens..? - uniosłem brew, nadal poruszony i dotknięty.
- Ponieważ gdybym tu spał, to możesz mnie w każdej chwili zabić. - zmarszczył brwi - Nie ufam ci. I tyle.
- Gdybym chciał cię zabić w nocy.. - usiadłem na łóżku - ..naprawdę sądzisz, że te drzwi oddzielające sypialnie od salonu, cię uratują? - spojrzał na mnie, fuknął coś niezrozumiałego i odwrócił się w stronę drzwi - Gdzie leziesz! - zerwałem się z łóżka i chwyciłem go od tyłu za tors - Na serio sądzisz, że ot tak pozwolę ci stąd wyjść?
- Oczywiście.- obrócił się w moją stronę i zanim się zorientowałem dostałem z łokcia w twarz. Jak tak dalej pójdzie, to złamie mi nos - Na serio sądzisz, że teraz ot tak położę się obok ciebie i zapomnę o wszystkim. - spochmurniałem.
Wyszedł i zaległ na kanapie, tak jak obiecał. Na początku liczyłem na to, że jej brak wygody jednak zmusi go do powrotu do łóżka, ale były to płonne nadzieje. Jak on się na coś uprze, to nie ma rady. Trzeba było zadziałać inaczej.
Wyjąłem z szafy koc, a potem zabrałem poduszki i moją kołdrę, po czym poszedłem do salonu i rozłożyłem koc na dywanie. William otworzył oczy i z dezaprobatą zaczął przypatrywać się moim działaniom.
- Co ty wyprawiasz? - spytał nieufnie.
- Skoro nie chcesz zostać ze mną tam.. - ułożyłem się na kocu - ..to ja przyjdę tutaj do ciebie.

<Wiliam?>

31 stycznia 2015

Od Williama c.d Phantom'a

I co ja z nim mam? Jak ja mam z nim żyć w jednym pomieszczeniu? Phi...! W jednym domu! Tak się nie da, już się nie da.
Westchnąłem i poszedłem do sypialni. Ubrałem tam na siebie bokserki i jakąś. luźną koszulkę.
I co ja mam dalej począć? Jak tu żyć z kimś w nieufności? Tak się nie da, a może da? Może uda mi się mu na nowo zaufać? W końcu nie chciał mnie do tej pory zabić.
- Will chcesz herbaty i ciastek?- zapaukał do drzwi sypialni.
- Samych ciastek.- odpowiedziałem i podniósłem się. Nie będę się załamywał na zapas, Phantom musi zapracować na mnie. Coś popsuł to niech teraz to naprawia a jeśli się tego nie podejmie to znaczy że mu na mnie nie zależy.
Poszedłem do salonu i jakoś spędziłem z nim to popołudnie.

Wieczorem, po kolacji, gdy mieliśmy się już kłaść ja miałem trochę inny cel.
Wziąłem swoją poduchę, gruby, puchaty koc i zamierzałem wyjść z sypialni.
- Co ty robisz Will?- usłyszałem głos przebierajacego się Phantom'a.
- Jak to co? Nie będę spał z tobą w jednym łóżku, idę na kanapę.

[Phantom?]

31 stycznia 2015

Od Phantom'a c.d. Williama

Rozciągnąłem się na kanapie i ziewnąłem. Od razu usadowiły się na mnie oba koty. Zwinęły się w dwa kłębuszki i zajęły obydwa kolana. Westchnąłem z delikatnym uśmiechem i pomiziałem oba. Przypominały mi moją kotkę, która była ze mną jeszcze w pałacyku.
- Szkoda, że jej tu nie ma.. - zwierzęta zadarły łebki i popatrzyły na mnie z zainteresowaniem - ..polubilibyście ją. - zamrugały oczami i ułożyły się do drzemki. Sam zaraz usnąłem.
William wyszedł z łazienki zaiste naburmuszony. Stanął na progu salonu i, niczym fotoradar na autostradzie, z zawziętością w oczach i szczotką od mycia w rękach, począł mnie lokalizować. Gdy w końcu mnie ujrzał, zwiniętego razem ze zwierzakami, postąpił ku mnie, nachylił się i walnął mnie drewnianą rączką po nosie. Podskoczyłem, a przestraszone koty zerwały mi się z kolan i pobiegły przerażone do sąsiedniego pokoju.
- Phan... - odwróciłem się i zobaczyłem Williama w białym ręczniku na głowie, owiniętego kolejnym ręcznikiem i wymachującego wojowniczo szczotką - ..ja tu potrzebuję pomocy, drę się i drę, a ty sobie śpisz.
- Hm... - spojrzałem na niego nie rozumiejąc - ..co ci się stało? Ghule cię zaatakowały?
- Coś gorszego.. - westchnął z heroicznym wyrazem twarzy - ..coś dużo gorszego.
- Aaaa... skończył ci się papier? - spytałem, ale nie otrzymałem odpowiedzi, tylko chłopak zdzielił mnie po raz wtóry.
- Nie, idioto. - fuknął naburmuszony - Zapomniałem wziąć ubrań na zmianę..
- Eee.e.. - machnąłem ręką rozczarowany - ..i to niby ma być przerażające? - odwróciłem się tyłem do niego, ale w samą porę zasłoniłem się rękami, aby znowu nie oberwać w łeb. Usłyszałem tylko fuknięcie i specyficzne kroki w mokrych kapcioszkach.

<William?>

31 stycznia 2015

Od Jeremiasza c.d. Viellene

Viellene padła na podłogę jak długa, rozpłaszczając swój mały nosek na panelach. Teraz nie wyglądała już tak słodko jak poprzednio. Może to przez to, że przed chwilą przyznała się do podłego przekrętu i okazało się, że nie jest moją drogą siostrzyczką. Postąpiła niegodnie, jednakowoż zostawienie jej na podłodze nie wchodziło w grę, więc uniosłem jej małe ciałko i położyłem na kanapie. Ciekawe co jej się stało: może jej ciśnienie skoczyło i zemdlała? Podobno jak się ma nadciśnienie, to można dostać przepukliny oka... hm..
Powstrzymałem się jednak od oględzin zielonych gałek i nałożyłem jej chłodny kompres na czoło. Tak na wszelki wypadek. Nie wyglądała co prawda na chorą, zwłaszcza, że tak o nią dbałem iż powodów do choroby nie miała, ale zapobiegliwość to dobra cecha. Potem wziąłem sobie gazetę i usiadłem w fotelu w salonie, aby się nie nudzić a przy okazji mieć oko na małego darmozjada. Była smokiem? Jeśli tak, to nadzwyczaj nadpobudliwym. Ale nic dziwnego - wglądała jeszcze dość młodo, zapewne nie miała jeszcze tak dużo doświadczenia życiowego. Albo coś jej się stało..
Poruszyła się kilka godzin później. Pierwszym co zrobiła, było ręczne zbadanie i zmacanie miejsca, w którym została umieszczona, potem zdjęła sobie kompres, a następnie otworzyła oczy i uważnie zlustrowała otoczenie, zatrzymując się na mojej osobie.
- Ty. - zmarszczyła się cała, jakby była starą ogrodniczką, która nagle ujrzała kreta, który to przez okrągły rok wpierniczał jej warzywa.
- Ja. - uśmiechnąłem się zadowolony. Zauważyłem po jej poprzednim wywodzie, że nie darzy mnie zbytnią sympatią.Więc czemuż tego nie wykorzystać? - Jak się drzemało? - spojrzała na dziwnie agresywnie, ale po sekundzie odetchnęła i otarła krople wody z czoła, które pozostawił kompres.
- A dobrze. - fuknęła - Bardzo dobrze. Wyjątkowo bardzo dobrze. Uroczo, wyjątkowo bardzo dobrze.
- To dobrze. - znowu się uśmiechnąłem i zapadła niepokojąca cisza. - Jesteś głodna? Zrobić ci jajecznicy?
- Wsadź sobie tą twoją jajecznicę gdzieś bardzo głęboko! - znowu wybuchła, poderwała się i pokuśtykała w stronę łazienki, co chwilę obijając się o ściany. Najwidoczniej nie obudziła się do końca - I zamilcz!
- Jesteś u mnie w mieszkaniu..! - przypomniałem - I to ja powinienem był to powiedzieć.. - odpowiedziało mi trzaśnięcie drzwiami.

<Viellene?>

31 stycznia 2015

Od Jenny cd. Alex'a

Nie podnosząc głowy, wciąż głaskałam Fluffy'ego. Zastanawiałam się nad propozycją Alex'a. W sumie nie czułam od niego woni człowieka... Musiał być kimś innym, ale to jak na razie nie było ważne. Z drugiej strony chciałam iść w swoje ulubione miejsce. W sumie miałam też szansę, aby spędzić czas z kimś kto nie jest człowiekiem i nie zagraża mu niebezpieczeństwo z mojej strony. Ostatecznie podjęłam decyzję.
- Jasne, czemu by nie. - odpowiedziałam szczerze. Zaskoczyło mnie to, bo zazwyczaj nie mówiłam tego co naprawdę czuję. Jednak mój instynkt ufał temu chłopakowi.
- To super. - odparł. Wstałam i wytrzepałam swoją spódniczkę, która była w sierści. Pewnie znalazła się na niej, gdy owczarek się o mnie łasił. Chłopak odwrócił się i ruszył spokojnym krokiem przed siebie. Stawiałam kroki w tym samym tempie, ale utrzymując dystans między nami.
Z uwagą wpatrywałam się w budynki, a jeszcze z większym zaciekawieniem w alejki między nimi. Ciemność i ich tajemniczość zachęcały mnie. Prowokowały mnie do tego, abym na kogoś zapolowała i spożyła w ciszy, skąpana w nicości...
- Chodzisz do tutejszego gimnazjum? - zapytał Alex, wyrywając mnie z zamyślenia. Zamrugałam kilka razy, żeby powrócić do rzeczywistości. Patrzył na mnie ze swobodnym uśmiechem, wyczekując odpowiedzi. Zwolnił trochę, wyrównując ze mną swoje tempo.
- Tak, do trzeciej klasy. Jeszcze w tym roku idę do liceum. - odparłam. Po dłuższej chwili milczenia, przeniosłam wzrok z chodnika na jego osobę. Po jego twarzy mogłam wywnioskować, że chce ze mną jeszcze porozmawiać, ale zapewne nie wiedział jaki zacząć temat. Postanowiłam przejąc pałeczkę.
- Który to twój naturalny kolor włosów: czerwony czy biały? - szczerze mówiąc od początku zaintrygowały mnie jego włosy, które niewątpliwie rzucały się włosy. Alex dotknął swojej grzywki i spojrzał na nią.
- Wiesz ogółem to biały. - zaśmiał się przyjaźnie. Spojrzał na moje mnie. - Z kolei ja nie mogę stwierdzić jaki ty masz odcień włosów?
- Na serio tego nie widać. - złapałem kilka kosmyków i z uwagą się im przyjrzałam. - Mam bardzo jasne blond włosy. Czasami, gdy pada na nie słońce wydają się przybierać subtelny różowy odcień. - wytłumaczyłam. Po chwili zdałam sobie sprawę, że po raz kolei palnęłam jakąś gafę. Tym razem zabrzmiałam jak filozof.

< Alex? Nic nie szkodzi =) Komedia romantyczna powiadasz... Hmm... Zobaczy się co będzie dalej XD >

30 stycznia 2015

Od Alexa cd. Jenny

Dzisiaj od razu po śniadaniu zacząłem sprzątać dom. Miałem taki burdel, że co chwila się o coś potykałem. Zresztą nie tylko ja. Kiedy układałem moją kolekcję pędzli usłyszałem głośny huk w sypialni. Szybko pobiegłem to sprawdzić, zobaczyłem leżącego Fluffy'ego. Próbował wstać, ale bezskutecznie. Postanowiłem zabrać go do weterynarza. Wziąłem go na ręce i poszedłem w stronę najbliższego gabinetu weterynaryjnego. Po kwadransie byłem już na miejscu. Po krótkim badaniu mężczyzna powiedział, że to tylko nie groźne złamanie łapy. Niestety, pies nie stanie na tą łapę przez dwa tygodnie, ale może chodzić. Wracając do domu napotkałem drzewo, które zainspirowało mnie do namalowania obrazu. Kiedy już go sobie wyobrażałem, nagle wpadła na mnie jakaś jasnowłosa dziewczyna.
- Przepraszam. - powiedziałem i sięgnąłem po jej telefon, zerkając na ekran. - Lubisz takie rzeczy?
- Nie, po prostu nudziło mi się, ale lubię horrory. Może więc dlatego. - odpowiedziała, lekko zawstydzona.
Oddałem komórkę i dokładnie przyjrzałem się dziewczynie.
- Alexander Young. Możesz mówić Alex. - przedstawiłem się i uśmiechnąłem.
- Jenna Johanson. Możesz mówić Jenna. - odwzajemniła uśmiech.
Jenna spojrzała na Fluffy'ego i zrobiła krok do tyłu.
- Twój? - spytała.
- Poznaj Fluffy'ego. - odparłem.
Pies podszedł do dziewczyny i zaczął się łasic. Zaśmialiśmy się. Jenna pogłaskał owczarka, a ten przyjaźnie szczeknął.
- Lubi towarzystwo. - wreszcie powiedziałem coś normalnego przy innych.
- Ma mięciutkie futerko. - Jenny chyba po raz pierwszy szczerzę się uśmiechnęła.
- Może wpadniesz do mnie? - spytałem nieśmiało.
<Jenny? Po 1: Przepraszam, że opo jest dopiero teraz. Po 2: Wyszedł mi z tego scenariusz jednej ze scen jakiejś komedii romantycznej XD)

30 stycznia 2015

Od Izaaka do Koro

Ja tutaj mam pokojowe zamiary a on chce mnie zabijać. Jak nie chcę zostać moją Ofiarą to przecież nie musi, nie zrobię mu przecież nic jak się nie zgodzi.
Do tego chce mnie zabić wtedy gdy będę kompletnie bez mocy, no może nie kompletnie ale jednak to nie fair.
- Przecież jestem skończony.- westchnąłem siadając na kanapie i łapiąc się za głowę.- Nie dość że nie będę miał Ofiary to jeszcze zginę. Ta Kurumi przecież mnie nie lubi!- warknąłem.
Ale nosa mam nie ma co, znalazłem demona! Chyba pierwszy raz w historii może się zdarzyć że Żołnierz będzie miał demona za Ofiarę! Tosz to zajebiście! Może dzięki temu moja moc też się zwiększy? Już się nie mogę doczekać jutra...
Podniosłem się i ruszyłem do łazienki. Zaczynam śmierdzieć i pora się wykąpać. No i zrobić pranie...

Rano zwlokłem się z łóżka i poczłapałem w samych bokserkach do kuchni.
- O kurwa...- roztarłem sobie policzek i potem włosy.- Dlaczego musi być rano? Muszę zadzwonić  Natalie że dzisiaj nie przyjdę. Co w ogóle jest za dzień?- jęknąłem i wstawiłem wodę na gaz.
W tym momencie ktoś zapukał fo drzwi. Nie zważając na swój stan i brak wszystkiego prócz bokserek poszedłem otworzyć.

[Koro?]

30 stycznia 2015

Od Koro c.d Izaaka

Wysłuchałem go do samego końca i dla mnie to był absurd. Spojrzałem na niego z moich okularów.
-Nie, i radzę nie ciągnąć tego tematu.- mruknąłem oschle i wstałem. Żołnierz, dobre nie znosiłem tej rasy z całego serca. Mieszańcy którzy upodobniają się do demonów.
-A teraz proszę wybaczyć jednak nie mogę zostawić Panienki Kurumi samej.- chciałem wyjść jednak on nie miał zamiaru odpuszczać.
-To bardzo dobra oferta, też w ramach naszej współpracy będę mógł ochraniać twoją Panienkę.- pomyślałem chwilę, zawsze przyda się taka osoba do zasłonięcia delikatnego ciałka Kurumi. I sam będę miał pewność, że zawsze mogę liczyć na czyjąś pomoc.
-Muszę to przemyśleć i skonsultować z Panienką. Nie zrobię nic wbrew jej woli. Jestem jej posłuszny więc jeśli będzie kazała cię zabić, zabije bez chwili zastanowienia- moje oczy aż zaczęły świecić na czerwono. Ruszyłem w stronę drzwi, otwarłem je i wróciłem do mieszkania.
Panienka słodko spała, rano z nią na ten temat porozmawiam.

<Izaak?>

29 stycznia 2015

Od Izaaka c.d Koro

- To nic poważnego.- zaśmiałem się i poprowadziłem go do pokoju. Na szczęście zdążyłem tu posprzątać.- I Kurumi mnie w ogóle nie interesuje. Mam chrapkę na ciebie.- usiadłem na fotelu.
Koro zrobił zdziwioną minę i usiadł na kanapie naprzeciwko mnie.
- Wiesz jak to brzmi...?
Zastanowiłem się chwilę po czym wybuchnąłem śmiechem.
- Nie. Nie chodzi mi o to, spokojnie.- chociaż kto wie... jak mnie ładnie poprosi to go przelecę. Dobra... myśli na inny tor, teraz co innego jest ważne!
- To o co?- znów zrobił tą poważną minę.
Westchnąłem i zdjąłem chustę ukazując swoją szczękę. Usta miałem normalne ale potem zamiast policzków miałem zęby potwora. Wyglądało to strasznie ale dzięki temu miałem możliwość chronienia się zębami.
- Dlatego noszę chustę.- wytłumaczyłem szybko.- Ząbki po tacie, nie wnikajmy, nie o to tu chodzi.
Jego wzrok stał się pełen dystansu i gotowości. Musiał być szkolony i umiał walczyć. To jest pewne.
- Jesteś demonem?
- Nie...- uśmiechnąłem się.- Jestem Żołnierzem. Całkiem niegroźna rasa, pokojowa, chętna do bitek tylko między sobą, chociaż szczerze się przyznam że ja lać się lubię ze wszystkimi.
- I co dalej?
- Niestety nie mam pełnych mocy.- zrobiłem smutną minę.- Bo nie mam Ofiary. Każda którą wybierałem nie dawała rady, ale twoja jest tak silna że czuję że jesteś idealny. Moja propozycja jest więc taka: zostań moją Ofiarą, w zamian będziesz miał ochroniarza dla siebie i Kurumi. No i towarzysza rozmów.
- Nie jest mi potrzeby ochroniarz.
- Nie wątpię ale my Żołnierze mamy obowiązek "opiekować" się swoimi Ofiarami bo naprawdę dużo nam dają. Są one taką... możliwością przepływu mocy. Oczywiście każdy z nas może prowadzić swoje życie.
- Żebyś mógł walczyć i używać mocy musiałbym być przy tobie.- zmarszczył czoło.
- Teoretycznie tak, ale ja słaby nie jestem i potrafię utrzymać więź z Ofiarą nawet gdy jest ode mnie znacznie oddalona. To jak? Zgadzasz się?- uśmiechnąłem się szeroko i miło.

[Koro?]

29 stycznia 2015

Od Koro c.d Izaaka

Pomachałem głową i zamknąłem drzwi, potem powróciłem do Panienki, dawno się tak nie wzburzyła
-Wybacz, jednak czuję że coś jest nie tak... boję się o ciebie Koro mimo że jesteś moim sługą ale też ostatnią osobą która przy mnie została.- powiedziała i znów przybrała ten obojętny wyraz twarzy, jak by nic ją nie obchodziło. Ja kleknąłem i chwyciłem ją za dłoń.
-Oczywiście, rozumiem twe obawy. Jednak proszę się nie martwić, zna Panienka moje drugie oblicze dla naszych wrogów nie mam litości. Jeśli on nam w jakikolwiek sposób zagrozi, skrócę jego marny żywot.- odpowiedziałem.
-Dobrze, nie zawahaj się zabić.- powiedziała chłodno i poszła do mojej sypialni, zapewne się położyć. Ja posprzątałem a potem zajrzałem do sypialni, Kurumi słodko sobie spała. Miałem okazje by porozmawiać z chłopakiem. Wyszedłem i po paru krokach zapukałem do drzwi. Od razu drzwi się otworzyły a w nich stał Pan Izaak. Powiem szczerze że przystojny z niego mężczyzna, jednak nie to teraz było ważne.
-Więc może Pan mi wytłumaczyć o co chodzi, nie chce by Panienka się denerwowała i martwiła.- wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi, by nikt nas nie słyszał. Wiedziałem jedno, jeśli nam zagraża będę musiał go zabić.

<Izaak?>

29 stycznia 2015

Od Izaaka c.d Koro

Zaśmiałem się w sobie i poprawiłem swoją chustę. Ta dziewczyna była naprawdę... dziwna i rozwydrzona, w sumie to też taki byłem ale bardziej rozrabiałem i wszystkich biłem.
- Nic od niego nie chcę.- wzruszyłem ramionami.- Od ciebie też nie, więc się nie unoś. Tak nie przystoi.- zaśmiałem się.
- Jak śmiesz!- pisnęła i rzuciła się na mnie z łapami.- Obrzydliwy kłamca! Zboczeniec! Prześladowca!
- Kobieto ogarnij się!- krzyknąłem próbując się bronić i nie użyć swoich mocy. Mimo że mogłem użyć jej strasznie mało to i tak mogłem zrobić jej krzywdę.
- Panienko proszę się uspokoić...- mruknął Koro łapiąc ją za ręce i odciągając ją. Nadal się szarpała.
- To może ja już pójdę.- mruknąłem rozcierając nadgarstki i wstając.- Nie będę wadził szanownej Panience.
- Przepraszam Panie Izaaku...- powiedział Koro.
- Mów mi po imieniu.- westchnąłem i ruszyłem do drzwi. Nic tu po mnie dzisiaj.
Chłopak posadził dziewczynę na fotelu i nakazał siedzieć spokojnie puki nie wróci po czym dogonił mnie by mnie pożegnać.
Stojąc już na korytarzu odwróciłem się i spojrzałem mu w oczy.
- Zajrzyj wieczorem, albo w nocy.- mruknąłem.- Faktycznie mam do ciebie sprawę, ale bez tej małej.

[Koro?]

29 stycznia 2015

Od Koro c.d Izaaka

-Dziękuje.- powiedziałem i wziąłem kartę. Kurumi do mnie podeszła i podniosła łapkę.
-Pobiegnij i odłóż do mojej sypialni.- powiedziałem do niej. Chłopak patrzył się na mnie jak by czegoś ode mnie chciał. Przez to czułem się trochę skołowany.
-Może zaprosisz naszego gościa na curry?- powiedziała niechętnie Panienka. Ja pomachałem potwierdzająco głową i gestem ręki zaprosiłem chłopaka do środka. On pewnie wszedł, ja od razu skierowałem się do kuchni i nałożyłem dla każdego. Usiedliśmy przy tradycyjnym japońskim stole.
-Smacznego.- powiedziałem i wszyscy zaczęli jeść. Kurumi tak słodko wyglądała jak wcinała zadowolona.
-Właśnie przedstawię ci Panienkę Kurumi.- uśmiechnąłem się.
-A ty jak się zwiesz?- zapytała od razu dziewczyna.
-Jestem Izaak.- wyglądał jak by się uśmiechał, jednak nie potrafiłem tego określić. Nawet nie minęło kilka sekund, a Panienka wstała.
-Posłuchaj Panie Izaak. Doceń naszą gościnę, jednak nie ufam Ci! Powiedz teraz czego chcesz od Koro.- powiedziała.
-Spokojnie, przecież on nie może być dla nas zagrożeniem.- próbowałem ją uspokoić. Nie chciałem od samego początku robić niepotrzebnie wrogów.

<Izaak?>

29 stycznia 2015

Od Williama c.d Phantom'a

- No proszę, Phantom zabrał się w końcu za coś.- parsknąłem.- Dobrze, więc dzwoń i załatwiaj, ja idę coś zjeść.- westchnąłem i ruszyłem do kuchni.
Zrobiłem sobie kilka kanapek i zjadałem je popijając herbatą. Chcę się już się przeprowadzić, mieszkać w nowym miejscu i zacząć wszystko od początku. Będę też musiał wypić trochę krwi bo głód zaczyna mnie łapać a to nie wróży nic dobrego.
- A może będzie lepiej niż kiedyś?- szepnąłem do siebie sącząc herbatę.
Może i będzie lepiej.

Wskoczyłem na walizkę i zacząłem po niej skakać by się zamknęła, ja nie miałem pojęcia że mam tyle ubrań, to cud że walizek nam starczyło.
- Pomóc ci?- Phan oparł się o framugę i uśmiechnął się lekko.
- Możesz...- klapnąłem na walizkę i otarłem pot z czoła.- Trzeba jeszcze spakować książki i ważniejsze rzeczy. Załatwiłeś to mieszkanie?
- Ta, to cud że pozwolili nam się tam tak szybko przenieść.- podszedł do sporego pudła.- Nie spakowałeś wszystkich ciuchów, prawda?
- Nie...- ziewnąłem.- Zostawiłem kilka rzeczy.
- Powiedz co ci przyszło do głowy z tymi sukienkami?
Spojrzałem na niego powoli ale głęboko w oczy.
- Uwierz że to podziała, jest to pewien stopień ochrony. Do tego daje nam czas na wymyślenie czegoś.
- A dla mnie to nadal wydaje się głupie.- zaśmiał się.
- Trudno.- wzruszyłem ramionami i wstałem.- Idę się umyć.- mruknąłem i wyszedłem z pokoju.

[Phantom?]

29 stycznia 2015

Od Phantom'a c.d. Williama

Odwróciłem się w stronę drzwi i ujrzałem nieusatysfakcjonowany życiem wyraz twarzy Williama. No cóż, nic na to nie mogłem poradzić. Będzie się na mnie boczył jeszcze bardzo długi czas, jednak miałem nadzieję, że w końcu to się wyprostuje. Nie po to ryzykuję życiem, aby ocalić nasz związek, żeby ten mi tu marudził. W dodatku ubzdurał sobie, że musi przebrać się za kobietę.
- Pomożesz mi..? - spytał William kładąc ubrania na kanapie. Gdzieś tam mignęło mi kilka sukienek. I co my potem z nimi zrobimy, co? - Trzeba to wszystko upchać do walizek. - westchnąłem i zabrałem się na pakowanie - Zdobyłem też namiary na mieszkanie.
- Co? - spytałem unosząc głowę - To ja miałem to zrobić.
- Podejrzewałem, że nie będzie ci się chciało ruszyć dupy.. - westchnął przeciągle - Więc raczyłem to zrobić za ciebie.
- Obawiam się, że tym razem ruszyłem dupę i znalazłem lokal do wynajęcia.. - podetknąłem mu pod nos poranną prasę, którą zawsze zwykłem czytać - ..gazety to dobry wynalazek.

<William?>

29 stycznia 2015

Od Viellene c.d. Jeremiasza

Z powodu tego, że jajecznica była niezdatna do spożycia, musiałam sama zrobić sobie śniadanie. Popatrzyłam do lodówki i znalazłam trochę ogórków i parę plasterków wędliny.
- No, to na śniadanie zjem sobie kanapki... - stwierdziłam z lekkim znużeniem.
Postanowiłam jednak, nie być aż tak okrutna i poczęstować nimi tego durnia. Zabrałam się więc do pracy. Po dziesięciu minutach z dumą podziwiałam efekty pracy. Usiadłam do stołu i ze smakiem zaczęłam się zajadać.
Po chwili do kuchni raczył zawitać mój świeżo upieczony "braciszek". Popatrzył na mnie, a następnie zerkał to na mój talerz z kanapkami, to na nietkniętą jajecznicę.
- Nie smakowało ci..? - spytał ze smutkiem w głosie - A ja się tak starałem...
- Nie! - powiedziałam ostro. - Jeśli chcesz wiedzieć, to była zdecydowanie za sucha, za słona i na dodatek chyba w ogóle nie użyłeś pieprzu... - chciałam wyliczać dalej, ale postanowiłam być dla niego tak miła i na tym poprzestać.
Jeremiasz ze zrezygnowaniem zabrał się za jajecznicę. W domu nagle zrobiło się cicho.
- Masz... - powiedziałam, lekko zaczerwieniona i przesunęłam w jego stronę talerz z kanapkami.
Ten powoli wziął jedną i zaczął ją konsumować.
- Chyba nie umiem gotować. - powiedział.
- Dopiero to zauważyłeś?! - możliwe, że trochę za bardzo się uniosłam - Teraz zaczynam się zastanawiać, co ty zwykle jesz...
Był na tyle łaskawy, że nie odpowiedział.
- A, właśnie! - odezwałam się po chwili ciszy - Idę kupić mąkę i parę innych rzeczy na babeczki...
Kiwnął głową. Poszłam więc do sklepu.
***
Przeszłam z trudem przez próg niosąc dwie ciężkie torby.
- Ej, wiesz może jakie to jest ciężkie?! Mógłbyś być dobrym bratem i zamiast wylegiwać się na tej kanapie, pomóc mi! - wrzasnęłam zirytowana.
- Oj, przepraszam, Vi...
Pomógł przenieść wszystko do kuchni.
- A tak właściwie to skąd wzięłaś na to pieniądze. Nie mów, że zapłaciłaś z własnych  kieszonkowych... - powiedział lekko zaniepokojony.
Uśmiechnęłam się i starałam się wyglądać jak najbardziej niewinnie.
- W twoim pokoju, pod łóżkiem, był taki słoik, chyba z napisem "na coś do wypicia"... - powiedziałam słodko.
Ten idiotyczny, głupi smok popatrzył na mnie z przerażeniem. Wgapił się we mnie na dłuższą chwilę, a potem szybko pobiegł na górę... Po chwili wrócił z pustym słoikiem w dłoni. Przyjrzałam się mu i z przyzwyczajenia przechyliłam lekko głowę na bok. W tamtej chwili byłam niemal pewna, że jakiś mięsień niedaleko oka intensywnie mu drgał.
- A ja chciałem dzisiaj coś wypić... - powiedział zrezygnowany.
- Wypić?! Wypić?! Jesteś wstydem dla naszej rasy, szczeniaku! Jak istota tak dumna jak smok, może uzależnić się od alkoholu?! Jak żyję, nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziałam! - czemu ja to właściwie mówię?! Powinnam była się bardziej opanować. No, ale trudno, nie cofnę tego... W sumie mogłabym, ale... Co mnie właściwie tak wkurzyło? Czemu wybuchłam?
- Hę? O co ci chodzi? Siostrzyczko? - był wyraźnie zdezorientowany...
- Nie jestem twoją siostrą, ty durniu! W normalnej sytuacji, nawet nie zawracałabym sobie tobą głowy! - Nie, nie, nie... To jakaś klątwa, czy co? Ja wcale nie zamierzałam tego mówić... Po prostu słowa same ze mnie wypłynęły... Bardzo podejrzane...
Popatrzyłam na powód mojego dziwnego wybuchu. Ten wpatrywał się we mnie jak w obcą osobę. No tak... Mój urok pewnie prysł... Ale co się ze mną wtedy stało? Nie jestem w stanie tego zrozumieć...
Nagle mnie zamroczyło. Poczułam jak uderzam o podłogę...

< Jeremiasz? >

28 stycznia 2015

Od Izaaka c.d Koro

Oj jak cudownie się złożyło! Koro, bo tak miał na imię ten chłopak mieszkał w tej samej kamienicy co ja i to nawet przed moimi drzwiami. Jeszcze łatwiej będzie mi do niego zagadć i jakoś się zbliżyć by w końcu posiąść jako Ofiarę. Nosz kurwa! Ja chcę iść w końcu na jakąś porządną bitwę!

Pracę skończyłem trzy godziny po tym jak Koro i jego towarzyszka wyszli. Udało mi się w tym czasie zrobić kartę biblioteczną dla chłopaka i dzięki temu miałem pretekst by się do niego wybrać.
- Wychodzę Natalie.- wziąłem swoją kurtkę z wieszaka i założyłem ba siebie.- Będę jutro.
- Spoko Izuś~! Miłego wieczoru.- pomachała mi.
- Dzięki kochana.- zaśmiałem się,  poprawiłem chuste u wyszedłem.
Szedłem szybciej niż zwykle i do tego skrótem, nie wiem czy są w domu ale warto to sprawdzić. Jestem ciekaw dlaczego wcześnie nie wyczułem jego silnej aury, przecież mieszka dosłownie naprzeciw mnie!
Ale tak w sumie... balowanie przez cały tydzień i odsypianie po kątach nie sprzyja spostrzegalności...
Tak korciło mnie by wejść do sklepu, kupić sobie fajki, piwo i chińską zupkę ale teraz miałem co innego na głowie, najwyżej po wejściu do domu pomęczę się i zrobię spaghetti.

Wszedłem po schodach na trzecie piętro i zamiast pójść do swoich drzwi poszedłem pod drzwi Koro. Nie miałem oporów by zapukać.
Najgorsze było to że otworzyła ta mała jędza. Sojrzała na mnie, fuknęła groźnie i zanim coś zdążyłem powiedzieć zamknęła mi drzwi przed nosem.
Mój narząd węchu ucierpiał i to mocno. Musiałem go rozetrzeć by przestał irytująco pulsować i w tym czasie otworzyła mi osoba którą chciałem ujrzeć. Koro we własnej osobie i własnym fartuszku, czyżby był kurą domową?
Uśmiechnąłem się wrednie pod chustą i oparłem się o framugę drzwi.
- Witam.- powiedziałem w końcu.
- Dzień dobry. Coś się stało że nas odwiedzasz w domu?
- Nic się nie stało.- odparłem łagodnie.- Okazało się po prostu że mieszkamy naprzeciwko więc chciałem dać ci kartę przy okazji byś się nie fatygował.- wyjąłem z kieszeni jego kartę biblioteczną i podałem mu.

[Koro?]

28 stycznia 2015

Od Jenny

Zawsze ten sam schemat. Powoli mnie to już nudziło. Nie, żebym nie miała już ochoty do życia. Po prostu, gdy byłam sama byłam prawdziwą sobą, która nie musi kryć się z tym kim jest. Nie wspominając o stanie, gdy byłam głodna... Wolę nie myśleć o tym w jakim czasie nadejdzie. Oby nie prędko.
- Jenna! - Silver pomachała do mnie z daleka. Zaczyna się gra. Odmachałam
jej, zmuszając się do promiennego uśmiechu. Żenada. I nic więcej.
- Cześć. - wesoły ton wydobył się z mojego gardła. Nie pamiętam kiedy przy innych zachowywałam się tak, jak naprawdę się czułam. Minęło już tyle lat... Myślałam, że się do tego przyzwyczaję, a jednak nie mogłam. Mimo wszystko musiałam to robić, aby nie poznali, kim tak naprawdę jestem. Niech myślą, że jestem człowiekiem.
- Co tam? - zapytała mnie, tuląc mnie do siebie. Poczułam jej zapach, co wywołało u mnie szybsze kołatanie serca. Zacisnęłam  usta w wąsko linijkę. Całe szczęście, że moja " przyjaciółka ", odsunęła się ode mnie. Wiedziałam, że głód powoli daje o sobie znać. Za jakiś czas będę musiała zapolować.
- A u mnie wszystko dobrze... - mruknęłam. Zapytałam co u niej, więc od razu zalała mnie fala informacji, które tak naprawdę mnie nie interesowały. Nie przeszkadzała mi jej gadka. Niech sobie mówi. Przynajmniej będę zachować pewne pozory normalności.
W szkole usiadłam w ławce jak zwykle sama. Nauczyciele pytali czy nie chce z kimś usiąść, ale ja zawsze tłumaczyłam się tym, że chcę się jak najlepiej skupić na lekcji i, że będzie mnie korcić, żeby porozmawiać z osobą siedzącą obok. Łyknęli tą wymówkę i przestali się wypytywać, dając mi upragniony spokój.
Kiedy tylko zadzwonił dzwonek, powoli wstałam z miejsca. Minęła siódma lekcja, a więc był koniec zajęć. Przewiesiłam torbę przez ramię. Wszyscy już dawno wybiegli z sal. Tylko ja się wlekłam jak ślimak. Odpowiadało mi to.
Postanowiłam udać się w moje ulubione miejsce. Idąc chodnikiem byłam wpatrzona w wyświetlacz komórki. Przeglądałam artykuły z gazet, które mówiły o morderstwach. Oczywiście ja byłam ich sprawcą. Nagle wpadłam na kogoś, a komórka wypadła mi z ręki. Podniosłam wzrok, aby ujrzeć chłopaka.
- Przepraszam. - powiedział i sięgnął po moją komórkę. Z ciekawości spojrzał na wyświetlacz i zapytał:
- Interesują cię takie rzeczy? - obrócił komórkę w moją stronę. Uśmiechnęłam się lekko.
- Nie, po prostu nudziło mi się, ale lubię horrory. Może więc dlatego. - wypaliłam. Pewnie wyszłam na idiotkę.

< Alex? Chcesz popisać? : ) >

28 stycznia 2015

Od Koro c.d Izaaka

-Koro ja mu nie ufam.- powiedziała do mnie Kurumi gdy usiedliśmy przy stoliku.
-Czemu tak uważasz Panienko, przecież to tylko szara, marna egzystencja nie widzę w nim zagrożenia.- zacząłem wypełniać kartę.
-Dziwnie na ciebie spogląda, i nawet teraz pożera cię wzrokiem.- powiedziała niezadowolona.
-Haha, Panienka Kurumi wygląda tak słodko gdy jest zazdrosna.- zaśmiałem się głośno, ona zrobiła się cała czerwona.
-Nie prawda...- mruknęła. Gdy wypełniłem kartę podszedłem do niego, od razu Kurumi się do mnie przytuliła pokazując że ja należę tylko do niej.
-Proszę bardzo.- podałem mu formularz a on dał mi książki. Dałem jedna Kurumi by potrzymała.
-Dziękujemy bardzo, do wiedzenia.- powiedziałem i ruszyliśmy w stronę drzwi.
-Co dzisiaj na kolacje?- zapytała.
-Dla słodkiej Panienki zrobię curry.- zaśmiałem się, gdy wróciliśmy do domu Kurumi wzięła jedną książkę a ja od razu zacząłem przygotowywać jedzenie.
Gdy curry się gotowało, nagle ktoś zapukał do drzwi.
-Ja otworzę.- powiedziała Kurumi i pobiegła otworzyć drzwi, jednak po chwili trzasnęła nimi z premedytacją.
-Coś się stało?- zapytałem.
-Nic, to nikt ważny.- odpowiedziała, jednak ja poprawiłem fartuch i znów otwarłem za nią drzwi. Ten bibliotekarz stał przed drzwiami i masował się w nos.Pewnie Panienka nimi tak trzasnęła że mu się oberwało.

<Izaak?>

28 stycznia 2015

Od Izaaka c.d Koro

Od samego początku ma do mnie taki niemiłe nastawienie. To smutne... jeszcze się popłacze...
- Nie ma za co przepraszać, po to tu jestem by wam udostępnić książki.- uśmiechnąłem się lecz oni tego nie widzieli bo miałem nadal chustke.
- No dobrze, chcemy wypożyczyć te książki.- westchnął. Był bardziej suchy niż pustynia w lato. Skąd ta wrogość? Nie da się rozpoznać Żołnierzy chyba że powiedzą że nimi są, więc on raczej nie wie kim jestem...
- Macie kartę?
Spojrzałem w oczy najpierw jemu, potem tej dziwnej dziewczynce. Jej aura była.... mocna ale krucha, gdyby była moją Ofiarą nie wytrzymałaby miesiąca. Do tego nie jestem pewien czy jej charakterek by mi przypadł do gustu, ta lasia wydaje się być wredna i denerwująca.
- Nie mamy, jesteśmy tu nowi.
- No to założę wam.- zaśmiałem się przyjaźnie.- Chcecie osobne czy jedną.
- Jedną.- odezwała się dziewczynka która mocno trzymała płaszcz tego chłopaka.- Koro założ ją.
- Tak Panienko.- odpowiedział szybko i spojrzał mi głęboko w oczy.- Założę kartę na siebie.
- No dobra. Zostaw mi swoje dane, wypożyczcie teraz te książki i przyjdź jutro po kartę.- dałem mu kartkę by wszystko mi zapisał.- Imię, nazwisko, adres, kod pocztowy i data urodzenia.
Co za szczęście, przy okazji zdobędę namiary na niego.

[Koro?]

27 stycznia 2015

Od Koro c.d Izaaka

-Koro jestem głodna.- powiedziałam Kurumi i chwyciła mnie za rękę. Właśnie od niedawna zamieszkujemy te tereny i nadal mamy problemy z orientacją w terenie, dlatego boję się że mogę zgubić Panienkę albo jakiś obrzydliwy facet położy na niej swe łapska.
-Oczywiście, może masz ochotę na jakiś słodki deser?- lekko się do niej uśmiechnąłem. Ona klasnęła w ręce i pomachała głową. Lubiłem takie spokojne dni, kiedy Panienka wracała do swych poprzednich zachowań.
Zaszliśmy do cukierni która była połączona z kawiarnią, usiedliśmy przy stoliku i od razu podeszła do nas kelnerka.
-Czy mogę zebrać zamówienie?- zapytała, Kurumi bacznie przyglądała się karcie. Ja nie musiałem to oczywiste że wezmę to co ona.
-Tak, tort czekoladowy i herbatę a dla tego Pana czarną kawę.- powiedziała spokojnie.
-Pamiętasz że lubię pić czarną kawę.- uśmiechnąłem się do niej. Kurumi jest taka słodka i wiem że często udaje twardą kobietę bez uczuć ale tak naprawdę jest zagubiona przez to co się wydarzyło. Po chwili kelnerka podała dość duży tort. Panienka pokroiła go na dwie części, moja była normalnych rozmiarów jednak jej gigantyczna.
-Tylko by cię potem nie rozbolał brzuszek.- napiłem się kawy i zacząłem jeść ciasto.
-Spokojnie..- ona wielkim widelcem zaczęła zadowolona wsuwać i popijać to wszystko herbatką. Po godzinie wyszliśmy z kawiarni.
-Koro, chodźmy do biblioteki.- chwyciła mnie swoją małą rączką za płaszcz.
-Oczywiście.- zapytałem się kogoś gdzie jest biblioteka. Na całe szczęście kobieta jasno mi wytłumaczyła jak mam do niej dojść.
-Ładnie tutaj.- powiedziała Kurumi gdy weszliśmy do środka. Zaśmiałem się widząc jej zachwyconą twarz która podziwiała te regały z księgami.
-To idź czegoś poszukać, a ja rozejrzę się tam.- pokazałem palcem na regały niedaleko jakiegoś mężczyzny. Pomachała główką i pomaszerowała w drugą stronę. Podeszłam bliżej i zacząłem przeglądać tomy. Dostrzegłem tytuł który może spodobać się Panience. Nawet nie minęła chwila jak Kurumi stała za mną z 3 książkami.
-Uważaj to jest dla ciebie za ciężkie Panienko.- wziąłem jej tomy a w zamian za to dałem książkę o legendach.
-Fajna, weźmiemy te 4!- mruknęła. Podszedłem do mężczyzny który chyba tutaj pracował.
-Proszę mi wybaczyć, ale chcemy wziąć te tomy.- powiedziałem oschle, a Kurumi stała obok mnie i trzymała jak zawsze płaszcz.

<Izaak?> 

27 stycznia 2015

Od Izaaka

Zawiązałem na twarzy czarną chustę tak by zakrywała mi usta.
Nie chcę by ktokolwiek zobaczył moją szczękę, nie to że się wstydzę czy coś, ale po prostu nie chcę by ludzie tak szybko uciekali i wzywali kościół. Muszę w końcu znaleźć jakąś Ofiarę która wytrzyma moją moc, a gdy ludzie uciekają to to nie jest takie proste.
Ułożyłem sobie włosy przed lustrem, założyłem skórzaną kurtkę i wyszedłem z domu. Przechadzałem się przez miasto do pracy. Oglądałem przy tym ludzi i badałem ich aury by określić czy warto ich poznać ale nikt taki się nie zdarzał. Do cholery jasnej! Niedługo w tym mieście będzie pełno Żołnierzy, będzie można się z kimś bić i kogoś zaczepiać, ale potrzebuje do tego pełnej mocy! Teraz, w tym stanie, gówno mogę. Jedynie co to coś zniszczyć np. spojrzę na doniczkę a ona wybuchnie. Z pełną mocą rozsadziłbym cały pokój.

W połowie drogi wyczułem lekkie wibracje w powietrzu charakterystyczne dla słabych Żołnierzy. Pewnie jakaś gównarzeria się zebrała i kozaczy. Ale mam ochotę im pokazać kto tu rządzi...
Jednak nie mogłem.
Westchnąłem kilka razy, a w budynku koło którego przechodziłem wszystkie okna zaczęły pękać.
- Co za ulga.- uśmiechnąłem się lekko pod chustką i wszedłem do biblioteki.
To dziwne, że byłem tak seksownym i rozrywkowym facetem a pracowałem w tak cichym miejscu. No ale bardzo lubiłem tą pracę, przede wszystkim dzięki książkom i laskom które można poderwać.
- Cześć Izuś.- Natalie przywitała mnie szczerym uśmiechem.- Jest w końcu książka którą chciałeś przeczytać.- pomachała mi przed nosem dość grubą książką o starożytnych duchach.
- To cudownie.- wziąłem od niej książkę, zdjąłem kurtkę i usiadłem za wielkim biurkiem.
- Serio to oparzenie jest takie paskudne że musisz nosić tę chustkę?- zamruczała biorąc książki do ułożenia na regale.
Zaśmiałem się krótko. Natalie była miłą kobietą w średnim wieku, lubiłem ją ale była czasem irytująca.
- Serio.

Po południu siedziałem rozwalony na krześle i czytałem nowo zdobytą książkę. Ruch nie był duży i wszyscy mnie znali więc nie przeszkadzało im moje zachowanie i postawa. Lubiano mnie bo wywiązywałem się z obowiązków.
W pewnym momencie do biblioteki wszedł ktoś o bardzo silnej aurze. Czułem już ją od jakiegoś czasu, ale myślałem że to po prostu zbiorowisko ludzi o aurze średniej.
Skierowałem wzrok na tego chłopaka i uśmiechnąłem się.
To będzie moja Ofiara.

[Koro?]

26 stycznia 2015

Od Williama c.d Phantom'a

A co mi szkodzi przebierać się za kobietę? Jako morderca nie raz musiałem to robić (by np. się poukrywać) i absolutnie mi to nie przeszkadzało a nawet bawiło. Jestem bardzo atrakcyjnym mężczyzną a co dopiero kobietą.
Co najlepsze będę mógł zemścić się na Phantomie. Będę starał się by był zazdrosny, może nawet nie będę musiał się starać...?
- No niby tak mówiłem i co z tego? To nie znaczy że masz się przebrać za kobietę.
- A właśnie że w tej sytuacji znaczy. Zaprowadź mnie do sklepu z ciuchami.- wierzgnąłem nogami.- Ja wiem lepiej co robić.
- Z jakiej racji?!
- Z takiej że nadal żyję.- prychnąłem i zsunąłem się z niego.- I nie myśl że przestałem się złościć.- zmarszczyłem czoło stając przed nim.- Nie zapomnę ci tego. Idź teraz do domu i i poszukaj jakiegoś mieszkania. Ja nakupuje ciuchy i inne pierdułki.
Odwróciłem się i ruszyłem głównym wyjściem z cmentarza.

Odwiedziłem kilka sklepów i nakupowałem różnych sukienek, bluzek i spodni, oczywiście nie wszystko dla kobiet. Muszę też odnowić swoją garderobę.
Nabyłem też doczepek do włosów i kosmetyki. Oj nawet Phantom mnie nie pozna. Wstąpiłen też do mamy po drodze spytać o jakieś mieszkanko. Znając życie tamten fioletowowłosy dupek nie zrobił nic w tym kierunku. Po prostu mu się pewnie nie chciało.

Załadowany torbami ruszyłem lasem do domku. Oby chociaż czekało na mnie coś do jedzenia... nie, zaraz... Phantom nie umie gotować...
- Wróciłem.- mruknąłem wchodząc cicho do domu. Od razu przywitały mnie koty i zaczęły łasić się do nóg.

[Phantom?]

26 stycznia 2015

Od Phantom'a c.d. Williama

Spojrzałem na niego z cieniem nadziei. Czyżby wreszcie odegnał te jego tragiczną wizję pojmowania świata i zrozumiał, że do sytuacji trzeba się przystosować?
- Cieszy mnie to, że wreszcie się pozbierałeś. - uśmiechnąłem się, ale odpowiedziało mi agresywne fuknięcie. Najwyraźniej wcale nie zażegnaliśmy naszego konfliktu, raczej przełożyliśmy jego rozstrzygnięcie na inny termin. - Masz jakieś pomysły?
- To ty nas w to wpakowałeś.. - usłyszałem obojętny ton - ..więc to ty powinieneś myśleć. Nie ja. - ten foch w głosie był wręcz uroczy, ale jednak nie na uroczość była pora.
- Co powiesz na to, aby przeprowadzić się na stałe do Miasta? - spytałem - W tłocznym mieście o wiele trudniej będzie nas zabić niepostrzeżenie. No i łatwiej jest nam zginąć w tłumie..
- Chodzi po prostu o to, że jesteś zbyt leniwy, aby przebywać stale drogę z Domu do Miasta.. - fuknął - Grubas.
- Gnojek.. - wywaliłem język przekornie - A teraz twój pomysł.
- Może zmienimy imacz na jakiś czas..? - zaproponował - Ty.. zetniesz kłaki, a ja na przykład... na przykład.. - zamyślił się - ..zostanę kobietą na jakiś czas..
- CO?! - zatrzymałem się i odwróciłem w jego stronę, ale jako, że niosłem go przez ramię, jedyną rzeczą jaką ujrzałem, był jego tyłek, który nie za wiele mi mówił o jego intencjach. Raczej o podejściu do sprawy - W jakim sensie?
- Będę nago chodził po domu.. - rzekł tak, że nie miałem pojęcia czy to żart, czy mówi serio - ..a ja będę wychodził, to wbiję się w jakaś ładną sukienkę i odpicuję się tak, że wszyscy będą się za mną ślinić.. -  kopnął mnie w pierś - ..żebyś wreszcie docenił, że takiego skarbu się nie zabija.
- Jakbyś nie zauważył: jesteś żywy. I nie podoba mi się ten pomysł z twoim przebraniem.
- Pff... tu nie chodzi o to. Sam mówiłeś, że pora odrzucić ziemskie uprzedzenia i poświęcić się dla wyższej sprawy, no nie?

<William?>

26 stycznia 2015

Od Jeremiasza c.d. Viellene

Spałem dobrze. Nie, żeby to był sen idealny i perfekcyjny do granic możliwości, ale obudziłem się całkiem zadowolony z mojego odpoczywania. Przeciągnąłem się, wstałem i pośpieszyłem do łazienki, bo czułem, że naprawdę muszę skorzystać. Jednak drzwi okazały się zamknięte.
- Zajęte..! - odpowiedział mi śpiewny, kobiecy głos.
O cholera.. czyżbym gościł kobietę w domu? Co prawda głosik wyjątkowo piskliwy.. chyba nie prowadzałem się po pijanemu z dzieckiem?
- Zaraz wyjdę, braciszku..~! Tylko myję ząbki.. - braciszku..? A, no tak! Przecież moja siostrzyczka, Viellene, przyjechała na wakacje. Ah, kompletnie o tym zapomniałem.
- Nie śpiesz się. - zawołałem - Zaraz zrobię ci śniadanko~!
- Oh, byłoby miło! - usłyszałem i od razu doznałem dziwnego przebłysku motywacji. Gdybym ja taką wenę miał, jak chodzi o zagadanie do lasek..
No w każdym razie zabrałem się do robienia śniadania. Moje menu nie składało się ze zbyt skomplikowanych dań: zazwyczaj kanapki albo zapiekanka. Dziś jednak postanowiłem popisać się przed siostrzyczką.
Gdy weszła do kuchni, jajecznica była już na stole. Faktycznie się nie śpieszyła, ale była śliczna i słodka jak zawsze. Wesoło cupnęła na swoim miejscu i pewnie nabrała jajka do ust, a w tym czasie ja przypomniałem sobie, że muszę pilnie do łazienki. Nie widziałem więc jej, zachwyconej idealnym smakiem mojej potrawy, miny, ale po sekundzie powitało mnie kopanie w drzwi.
- Otwieraj, kretynie! - krzyknęła z pełnymi ustami - Albo wypluję to na dywan! - nagle dostała ataku kaszlu, chyba dławiąc się tym, co ma w ustach. Niestety nie mogłem jej pomóc, byłem zajęty realizowaniem harmonogramu łazienkowego. Sprawa, którą załatwiałem, wydawała się zbyt poważna, by z należytym heroizmem rzucić się siostrze na ratunek. - Otwieraj mówię! - rzekła już nie tak głośno, gdy tylko odzyskała mowę. Wyglądało na to, że jednak była zmuszona przełknąć to co ma w ustach.
- Wróć za pół godziny. - rzekłem po krótkim zastanowieniu - A najlepiej dwie godziny po tym jak wyjdę... - usłyszałem bolejące westchniecie, a potem nastała cisza.
Gdy wróciłem do kuchni, Viellene właśnie konsumowała stos kanapek. Jajecznica została odsunięta na sam koniec stołu i nie tknięta.
- Nie smakowało ci..?  - spytałem smutny - A ja się tak starałem..

<Viellene?>

24 stycznia 2015

Od Viellene c.d. Jeremiasza

- Co proszę?! Ja jestem okrutna?! Poza tym to była tylko głupia babeczka! I jeszcze jedno! Tylko ja i WYŁĄCZNIE  ja mogę być skarbem! - To mnie idiota wkurzył.
Głośno tupnęłam nogą i rzuciłam w niego pierwszą rzeczą, która się nawinęła, czyli (niestety) poduszką.
- Moja ukochana... Los nas rozdzielił, ale wiedz, że... nadal cię kocham! - No, to już chyba przesada. Skierowałam na niego zażenowane spojrzenie. Padł na kolana i zaczął użalać się nad swoim nędznym (tu się z nim mogłam zgodzić...) żywotem.
W tym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy on zachowuje się tak naturalnie, czy to może wpływ alkoholu.
- No, już dobrze, dobrze. Przecież nie jesteś chyba jakiś głodujący, prawda? - popatrzyłam na niego.
Najwyraźniej zamierzał coś powiedzieć, bo na chwilę przestał chlipać pod nosem.
- A właśnie, że jestem! - popatrzył na mnie z wyrzutem.
- Myślę, że jesteś już trochę śpiący. - powiedziałam to tonem osoby, która pouczała swoje dziecko.
- Wca... - próbował zaprzeczyć.
- Zaśpiewam ci kołysankę, dobrze braciszku? - szepnęłam najsłodziej jak potrafiłam i nie czekając na jego odpowiedź zaczęłam śpiewać pewną starą, smoczą pieśń. Wprawne ucho, które znało się na rzeczy, zapewne usłyszałoby, że melodia coś za sobą kryje - magię, która zmusza do posłuszeństwa.
Mój głos, początkowo cichy zaczął nabierać siły. Kiedy stwierdziłam, że już wystarczy, przerwałam.
Miłośnik babeczek popatrzył na mnie, wyraźnie zawiedziony.
- A teraz dobranoc. - powiedziałam zdecydowanie.
Mój nowy "braciszek" skierował się bez sprzeciwu sypialni. Cudownie! Czar działa. Poszłam za nim.
- A właśnie! Jak się nazywasz?
- Jeremiasz... - rzucił.
- Więc, braciszku Jeremiaszku, zapomnisz, że cię o to pytałam, zrozumiano?
Zadowolona z siebie chciałam wracać do pokoju, ale nagle sobie coś przypomniałam. Poszłam więc do pokoju mojej drogiej ofiary.
- Aha, i ostatnie! - wzięłam głęboki oddech - popatrz mi w oczy.
Kiedy to zrobił położyłam dłonie na jego skroniach i w myślach przypominałam sobie nauki mojego ojca. Skupić się. Uspokoić oddech. Otworzyć swój umysł. Delikatnie "wejść" do obcego umysłu.
A teraz wspomnienia, które wcześniej wymyśliłam. Powinny dodatkowo rozrastać się w miarę z upływem czasu...
Zabrałam dłonie. Poszłam do swojego nowego pokoju. Pościeliłam łóżko i zadowolona z siebie zasnęłam.

< Jeremiasz?>

23 stycznia 2015

Od Williama c.d Phantom'a

Nie miałem ani ochoty ani siły na na nic. Czułem się zdradzony, oszukany i załamany.  Nie odpowiedziałem mu zatem, miałem go głęboko w poważaniu.
A niech mnie ubiją i tak już nie mam po co żyć.
- William...- Phantom złapał mnie za rękę.
- Zostaw mnie.- zabrałem rękę i przekręciłem się na bok.
- Nie czas na fochy Will.- westchnął.
- Ja nie mam focha. Jestem wściekły i zawiedziony, to tyle.- wzruszyłem ramionami.
- Rozumiesz że mogą nas zabić?!
- A to teraz rozpatrujesz w swoim słowniku słowo "nas"?
- Będziesz miał teraz humorki jak baba?
- Tak. Będę miał humorki!
Chyba mnie raczej teraz nie zabije, ale kto wie? Nie mogę mu teraz ufać, w sumie to i tak nie wiem czy cokolwiek mi się chce bez niego robić.
- Idź sobie, ja tu sobie poleże. Z rodzicami.- skuliłem się. Czułem się jak małe, bezbronne i opuszczone dziecko. Poczułem się tak jak byłem jeszcze w szpitalu ojca.
Nagle jednak on mnie podniósł, przewiesił sobie przez ramię i zaczął gdzieś iść.
- Ej...- olśniło mnie nagle.- A gdybyśmy udali że mnie zabijasz? Dało by nam to trochę czasu na wymyślenie czegoś...- westchnąłem.

[Phantom?]

23 stycznia 2015

Od Phantom'a c.d. Williama

To co zrobił było poniżej wszelkiej krytyki. Rozumiem: zdradzić, zabić, otruć... to są wszystko normalne rzeczy, ale tak z zaskoczenia walnąć innego faceta w to miejsce? Co za gnojek..
Świat mi się zrobił niewyraźny i musiałem na chwilę ukucnąć. Trochę pomruczałem z niezadowoleniem i rzuciłem kilka nienawistnych spojrzeń w stronę Williama. Ten jednak chyba właśnie się załamał psychicznie, bo postanowił zamknąć się w sobie i rozpaczać nad utraconymi marzeniami. Doprawdy, on zawsze znajdzie sobie najlepszą chwilę, aby strzelić focha. Jutro możemy być martwi, a ten sobie ryczy.. nie no..
- Williamie.. - powoli wstałem - ..odrzuć na bok na chwilę te twoje burzliwe uczucia i postaraj się myśleć logicznie.. - między jego palcami mignęło mi jego czerwone oko, ale poza tym nie dawał oznak życia. - Hallo?

<William?>

23 stycznia 2015

Do Williama c.d Phantom'a

Wściekłem się. Nie mogłem uwierzyć w to co słyszę! Do tego on to mówił z takim spokojem! Nikomu już nie mogę ufać, nawet własnemu chłopakowi.
- To ja zabije ciebie jak się zdecydować nie możesz.- warknąłem, złapałem jakiś znicz i rzuciłem nim w niego. Pięknie rozbił się na tysiąc kawałków.
- William opamiętaj się, chcę porozmawiać kulturalne!
- Powiedział ze spokojem w głosie.- syknąłem.- Tobie jako jedynemu zaufałem!
- Zrozum że będą chcieli nas zabić.
- W dupie to mam! Jakbyś mnie kochał to byś mi to normalnie powiedział! Na wszystko jest jakaś rada!- starłem łzy.
- No jest na pewno jedna, zabić cię.
- A idź się pierdol.- warknąłem i znów go kopnąłem tym razem w krocze. Skulił się i jęknął głośno. Chwilę popatrzyłem na niego po czym usiadłem na grobie rodziców. Otarłem łzy i rzuciłem mu nóż pod dłonie.
- Decyzja należy do ciebie. Nic mnie już nie obchodzi.- położyłem się na płycie nagrobnej.- Możesz mnie zabić, możesz zostawić, możesz torturiwać, możesz zostać...

[Phantom?]

23 stycznia 2015

Od Phantom'a c.d. Williama

Poczułem, że krew napływa mi do ust. William się wściekł, z resztą nie dziwię się. Też jestem rozczarowany obecną sytuacją.
- Taki jest świat, Will. - spojrzałem na niego ze współczuciem - Jest okrutny i bezwzględny. Gdy byłem młody, zabrano mi wszystko co miałem. Potem znalazłem ludzi, którzy zapewnili mi poczucie bezpieczeństwa, ale i tak okazało się, że to tylko kłamstwo. - rozłożyłem ramiona - No cóż. Nie wymagaj po ludziach zbyt wiele, bo i tak się zawiedziesz.
- A więc to tak..? - spojrzał na mnie ze łzami w oczach - Okłamałeś mnie tylko dlatego, aby mnie zabić.
- Nie do końca.. - zastanowiłem się - ..nie przewidziałem takiego obrotu spraw. Miałem się z tobą zaprzyjaźnić, a potem zabić z zaskoczenia. Tymczasem zakochałem się w tobie i na samym końcu zawiodłem i ujawniłem swoje zamiary.. - westchnąłem - Nigdy nie sądziłem, że tak to się potoczy. Ale głupie. - oparłem głowę na wskazującym i środkowym palcu i uśmiechnąłem się - Doprawdy.
- Nie rozumiem. - spojrzał na mnie nieufnie - To w końcu chcesz mnie zabić, czy nie?
- Nad tym właśnie się zastanawiam. - westchnąłem - Bo widzisz, to nie tak, że przez ten cały czas cię oszukiwałem i zwodziłem. Tak naprawdę, to o tym, że mam cię zabić, przypomniałem sobie dopiero dzisiaj. - uniósł brew z niedowierzaniem - Taki był plan. Nie przypuszczałem jednak, że mój naturalny, zwierzęcy magnetyzm będzie tak silny, że się ze sobą zejdziemy.
- Kim jesteś, co? - zmarszczył czoło - I dlaczego chcesz mnie zabić?! I jak to "zapomniałeś"?
- Znasz mnie przecież. Jestem Phantom Amarette. - puściłem mu buziaka - Nie zmieniłem się. Po prostu przypomniałem sobie rzeczy, które miałem zapomnieć na ten czas. Przed kilkoma laty, po utracie Krystyny, wstąpiłem do pewnej sekty, która obiecała mi pomóc w zemście. I faktycznie: zrobiliśmy to. Zamordowali wszystkich, którzy byli z tym w jakiś sposób powiązani, a ja zyskałem ogromną fortunę. Jednakże gdy się coś dostaje, trzeba za to jakoś zapłacić. Pieniądze nikogo nie obchodziły, więc prędzej czy później otrzymałem zlecenie. Było nim pozbycie się seryjnego zabójcy, wynajętego przez konkurencję. Niestety: żaden z najemników nie podołał pokonaniu ciebie, nie ważne jak wielką stawkę oferowałem. Po pewnym czasie przestali się nawet stawiać. Nie chciałem trafić na listę kłopotliwych członków i obudzić się z nożem na gardle, więc byłem zmuszony wykonać zadanie osobiście. - wzruszyłem ramionami - Znalazłem naukowca na tyle szalonego, że pomógł mi skonstruować malutkiego drona, którego wszczepił mi do mózgu. Uciskał on na połączenia neuronowe, więc straciłem część zawadzających wspomnień. Zostałem menelem, facetem żyjącym w drzewie, przyjaźniącym się z rybą i pijącym co piątek z kumplami. Wiesz, takiej osobie o wiele łatwiej jest zaufać. Ale teraz, gdy już wszystko wróciło do normy, nie mogę podjąć decyzji.. - westchnąłem - ..ooo. Bo widzisz: życie z tobą podobało mi się. - uśmiechnąłem się szeroko - I nie wiem czy chcę by cokolwiek się zmieniało. Ale oni pewnie mnie pilnują.. więc tak czy siak: pewnie zginiemy.

<William?>

22 stycznia 2015

Od Williama c.d Phantom'a

- No dawaj...- szepnąłem.- Jak zacząłeś to dokończ.- mruknąłem z grobową miną.
Czułem ostrze w swoich plecach ale był zaledwie wbity czubek, to niegroźna rana. Phantom się zawahał i robił to nadal. Patrzył się na mnie z zdeterminowaną miną i wydawał się walczyć ze sobą.
- I co?- warknąłem.- To wszystko było kłamstwem? Udawałeś by mnie zabić?- zacisnąłem dłonie na jego kurtce.- Dawaj, wbij do końca!- krzyknąłem mając łzy w oczach.
Skierował wzrok na mnie po czym zagryzł wargę. Nie może tego zrobić, coś go powstrzymuje.
- Tchórz.- warknąłem. Złapałem go za kołnierz i przewaliłem go na bok. Sądziłem że mnie kocha, że szanuje i chce być ze mną już na zawsze. Ale wszystko okazało się zwykłym gównem.
Nóż upadł na ziemię tak samo jak mój chłopak. Kopnąłem go w brzuch, od tak żeby się wyładować.
- Ufałem ci! A ty mnie chcesz zabić?! Dziękuję bardzo kurwa!- krzyknąłem po czym opamiętałem się i złapałem go za kurtkę. Podniosłem go i potem nóż który włożyłem mu do dłoni.
- No dawaj.- warknąłem dając mu liścia w twarz. Bądź co bądź nie chcę mu zrobić dużej krzywdy.- Bij, jeśli potrafisz.
Czyli to koniec? Od tak, nasz związek się skończył? Nie... Nie mogę w to uwierzyć...

[Phantom?]

22 stycznia 2015

Od Phantom'a c.d. Williama

Ruszyliśmy w stronę cmentarza. Bo on naprawdę był w prawo.
Gdy tam dotarliśmy, William odszukał grób swoich rodziców. Byli pochowani we wspólnym grobie, pod nazwiskiem Black. Umiejscowiono ich pod zarośniętą bluszczem ścianą, tak że ich mogiła była ukryta pod stosem uschłych liści. Mój towarzysz uprzątnął wszystko i zapalił dwa znicze, jeden dla matki, jeden dla ojca. Przyglądałem mu się chłodno i rozmyślałem nad tym, co stało się w restauracji. Nie minęła by jedna sekunda, a wypiłby truciznę i udusił się w paskudnych agoniach, tymczasem sam wytrąciłem mu ją z ręki. To nie tak miało być. To wszystko poszło inaczej, niż miało pójść. Nie mogłem zrezygnować w takim momencie. To byłoby karygodne, uwłaczające.
- William. - odwrócił głowę i spojrzał na mnie pytająco - Przytul mnie. - wyciągnąłem dłoń opatuloną w czarną rękawiczkę. - A wtedy powiem ci o co chodziło z tym w restauracji.
- Hę..? - wstał i podszedł do mnie - Naprawdę? - kiwnąłem głową - No dobra~! Nie ma problemu. - zakleszczył na mnie swoje silne ramiona - No do jak? - spojrzał w górę, na moją twarz.
- Chodzi o pewną misję, którą miałem wykonać. - spojrzałem na niego spokojnie - I z której niemądrze byłoby się wycofywać.
- Misję? - spytał zdziwiony - Jaką misję?
- Na mocy układu, miałem dokonać eksterminacji. Słowem: wyeliminować zawadzającą osobę. A w zamian za to otrzymać spokój. - uśmiechnąłem się - To mnie dręczyło.
- Układu? - wydawał się naprawdę zaskoczony - Komu zawadzającą? Kogo masz zabić?
- Ciebie. - uśmiechnąłem się ponuro i wbiłem mu w plecy jego własny sztylet, który trzymał w domu, pod łóżkiem.

<William?>

22 stycznia 2015

Od Jeremiasza c.d. Viellene

To był bardzo spokojny wieczór: wróciłem do domu w jednym kawałku, bez wyraźnych obrażeń fizycznych. W dodatku czułem się lekki jak poranny, wypluskany w rosie ptaszek, co robi fru po niebie i wytrwale szuka coraz to wytworniejszych kapeluszy, aby je zbombardować. Tak. Tak właśnie się czułem. Byłem dumny z całego swojego istnienia.
Właśnie dobrałem się do babeczki z kremem, którą zakupiłem przed paroma godzinami. Wiedziałem, że jak wrócę, to zastanę pustkę w lodówce, a do sklepu mnie nie wpuszczą, więc zawczasu kupiłem ją w supermarkecie i z ostrożnością przetransportowałem tutaj. Czekała mnie doprawdy prawdziwa uczta: wypiekane na krucho ciasto, śmietankowy krem i mus jagodowy. Gdy tak na nie patrzyłem, to wiedziałem już, że jeśli istnieją rzeczy tak piękne, to i życie musi mieć jakiś sens. Choćby było nim konsumowanie coraz to nowszych typów babeczek.
Do pełni szczęścia brakowało mi tylko gorącej herbaty, która miała mi pomóc na brzuszek. Mamusia zawsze mówiła: Jeremiaszku, do zimnego placuszka zawsze trzeba dopić ciepłej herbatki, bo inaczej na żołądku stanie. A jak na żołądku stanie, to następnego dnia będziesz cierpiał podwójnie: i za alkohol i za tłusty krem. A że moja mama była bardzo mądrą i zaradną osobą, to nie śmiałem jej słów kwestionować.
Problemem było to, że jakiś czas temu zepsuł mi się czajnik elektryczny i w sumie nie miałem gdzie wody podgrzać. Mógłbym, oczywiście, wlać ją do garnuszka i zagrzać na gazie, ale moja inwencja twórcza podpowiedziała mi, że nie tędy droga. Wziąłem więc kubek, włożyłem saszetkę herbaty i zalałem zimną wodą, po czym wstawiłem do.. mikrofalówki. Ustawiłem ją na najwyższe obroty i zaczekałem trochę, ale zamiast ciepłego rumianku, doczekałem się tego, że wysiadł mi prąd. Niech to..
Z niewiadomych powodów nagle usłyszałem dźwięk dzwonka. Możliwe, bo w sumie mój dom nie był objęty jednym kablem, ale był podzielony na kilka sektorów. Zatem skoro w kuchni nie ma światła, to nie będzie go w salonie, ale w przedsionku już pewnie będzie...
- Witaj braciszku! - otworzyłem drzwi i nagle coś się na mnie rzuciło, coś co najpierw myślałem, że jest jakimś wyjątkowo agresywnym futrzakiem, a potem okazało się, że to jakaś wyjątkowo agresywna dziewczynka. I jaki niby brat?
- Eee... Zaraz, zaraz... Co?! To chyba jakaś pomyłka... - spojrzałem na nią zamyślony. Nie kojarzyłem mordki tego dziecka. - O jakiego brata ci chodzi? Nie jestem żadnym... - zacząłem, ale to co przybyło było nadpobudliwe i nie pozwoliło mi dokończyć.
- Ależ JESTEŚ! JESTEŚ moim ukochanym braciszkiem, którego nie widziałam już od baaaardzo dawna! - okręciła się wokół własnej osi i uśmiechnęła się do mnie tak słodko, że słodsza była tylko ta babeczka na moim stole. Oh nie! Ona tam jest teraz sama, w ciemności! Pewnie się boi i ubolewa, że jest pozostawiona. Musze do niej dołączyć i ją uratować. .- Nie pamiętasz mnie? - nagle przypomniałem sobie, że ktoś tu przecież jest.
- Nie przypominam sobie ciebie.. - przyjrzałem się jej uważnie. Nie wypiłem wcale tak dużo, ale kontury twarzy były bardzo zamazane, więc musiałem naprawdę wytężyć wzrok, aby potwierdzić moją wstępną teorię. Nie znałem jej. Jednakowoż.. to że nie znałem jej w takim stanie, nie oznaczało, że nie znam jej gdy jestem trzeźwy. Jeśli naprawdę jest moją siostrą, to zostawienie jej na progu byłoby doprawdy niegrzecznym posunięciem.. a przecież jestem dżentelmenem, ne? - Dobra, właź. - co będzie, to okaże się rano.
- Dziękuję! - wbiegła do pokoju tak szybko, że mógłbym się założyć, że przekroczyła prędkość dźwięku. W chwili, gdy usłyszałem jak zrywa się do biegu, jej już nie było tam gdzie być powinna. No ale trudno..
Zamknąłem drzwi i wzdychając wszedłem do korytarza. Musiałem zapalić świeczkę, bo w gościnnym nie było prądu. Gdy tam zaszedłem, zobaczyłem już w pełni rozgoszczoną dziewczynkę, siedzącą przed moją babeczką.
- Mogę? - spytała uroczo, ale w jej oczach zobaczyłem, że nie zniesie słowa sprzeciwu.
- Nie...! - schwyciłem talerzyk i przytuliłem do siebie - Mój ssssskarbie. - spojrzałem wrogo na przybyłą - Jak ty śmiesz chcieć nas rozłączyć?
- Oj, no nie gadaj, że zabierzesz dziecku jedzenie sprzed nosa. - spojrzała na mnie jak na mordercę.
- Eh.. - patrzyłem to na nią, to na miłość mojego życia - Eh... Eh...
- Nie ehaj, tylko mi ją daj. Proszęęęę~! - ten jej słodki głosik był przerażający. Sprawił, że jakby nigdy nic postawiłem obiekt moich wzdychań przed jej nosem, a ona ją tak po prostu pożarła. Będę ryczał... - No dobrze. - rzekła zadowolona, a potem zeszła z krzesła, schwyciła się pod boki i spojrzała na mnie - Tak w ogóle to jestem Viellene, tak dla przypomnienia.
- Mój skarbie... - patrzyłem na pusty talerz, z resztą okruszków - Los nas rozłączył, ale wiedz, że moja miłość do ciebie nigdy się nie... au! - dziewczynka stanęła mi na nodze - Dlaczego przerywasz moją przemowę, okrutne dziecię?

<Viellene?>

22 stycznia 2015

Od panienki Viellene

- Ale dziś ciepło! - westchnęłam i popatrzyłam wokoło. Piękne puchate chmury leniwie sunęły po niebie. Słońce miło grzało. Wystawiłam twarz, by promienie mogły ją oświetlić, lecz po chwili szybko cofnęłam.
Zupełnie zapomniałam, że nie mogę się za bardzo opalić... Jak wtedy będę wyglądać?! Na pewno okropnie! Nie, do tego po prostu nie mogę dopuścić!
Wypiłam do końca pyszny koktajl o smaku banana i truskawki, po czym wstałam. Wzięłam do ręki moją ulubioną, koronkową parasolkę.
Zaczęłam iść chodnikiem w stronę ulicy, na której, z tego co wiedziałam było dużo sklepów z ubraniami. Po stracie wszystkich moich cennych sukienek za sprawą pewnego... zbiegu okoliczności - co było jedną z moich mniej ciekawych przygód, jakie mnie spotkały ostatnio - nie miałam na dobrą sprawę w co się ubrać.
Po wyczerpujących poszukiwaniach udało mi się znaleźć wreszcie sklepik na poziomie.
- Świetnie! Szyją nawet na zamówienie!
Z radością weszłam do środka

***
Przeciągnęłam się i chwyciłam rączkę niewielkiej walizki, w której znajdowało się wszystko, co miałam.
- Hm... Zaczyna się ściemniać. Czas już tam pójść. - rozwinęłam karteczkę z adresem, po czym upewniłam, że jestem we właściwym miejscu. 
- Wreszcie! - mruknęłam i ziewnęłam. - To już się robiło nudne...
Na piętrze paliło się światło. Podeszłam do drzwi i zadzwoniłam. Jakby w odpowiedzi światełko zgasło. 
- No, naprawdę?! Co za chamstwo! - krzyknęłam z zarzutem. Wzięłam parę głębokich wdechów. Już po chwili zaczęłam żałować, że to powiedziałam. Oh, mam nadzieję, że tego nie usłyszał. Dobra, teraz czas na nową strategię!
Zaczęłam klikać dzwonek, aż osobnik nie otworzył drzwi. Przyjrzałam się mu od stóp do głów. Delikwent miał na sobie wymięte ubranie, ponadto ku mojemu szczeremu ubolewaniu śmierdział alkoholem. W co ja się wpakowałam?!
Przecież jakoś to przeżyję! Muszę przecież gdzieś mieszkać! Może i wygląda jak... ale to nadal smok! Poza tym jeszcze go ustawię tak, by robił co mu rozkażę! Wydaje się być podatny na moje niewinne sztuczki. Muszę się tylko skupić.
Zebrałam się w sobie i wzięłam głęboki wdech. To na pewno będzie trudne...
- Witaj braciszku! - pisnęłam i rzuciłam się mu na szyję ukrywając obrzydzenie.
- Eee... Zaraz, zaraz... Co?! To chyba jakaś pomyłka... - był widocznie zmieszany. - O jakiego brata ci chodzi? Nie jestem żadnym... - zaczął, ale nie pozwoliłam mu dokończyć.
- Ależ JESTEŚ! JESTEŚ moim ukochanym braciszkiem, którego nie widziałam już od baaaardzo dawna! - włożyłam w te słowa całą swoją moc.- Nie pamiętasz mnie? - popatrzyłam na niego jakbym miała się zaraz rozpłakać.
No błagam, niech to zadziała! Nie mam zamiaru stać tu wieczność! Nogi zaczęły mnie już boleć...

< Panie Jeremiaszku? Mam nadzieję, że jakoś to wyszło...>

19 stycznia 2015

Od Alexa cd. Elliot

Dzisiaj nabrała mnie ochota na łażenie po dachach. Według mnie to zajęcie było całkiem normalne. Kiedy już się ogarnąłem po prysznicu. Zabrałem Fluffy'ego i weszliśmy na dach najbliższego budynku. Skakaliśmy z jednego dachu na drugi. Z drugiego na trzeci i tak w kółko. Po pewnym czasie zmęczyłem się i osiadłem na jednym z nich. Pies spojrzał w dół.
- Co tam widzisz piesku?
Nagle usłyszałem kłótnie. Razem z psem spojrzałem w dół. Na dole była dziewczyna, a koło niej siedziało kilku meneli. Jeden z nich najwyraźniej był zboczeńcem, bo próbował dotknąć jej tyłka.
- Ohyda. - powiedziałem po cichu.
Fluffy'emu najwyraźniej nie podobało się to zachowanie. Zaczął szczekać jak opętany. Ci biedni, aczkolwiek zboczeni ludzie uciekli. Zdezorientowana dziewczyna zaczęła z niepokojem rozglądać się po okolicy. Razem z psem skoczyliśmy na dół.
- Kim jesteś? - spytała dziewczyna.
- Nikt nie jest tym za kogo się podaje. Alexander Young się kłania. - podałem rękę dziewczynie.
- Elliot Soreen. - odparła dziewczyna - Czy jesteś tą osobą, z którą miałam się spotkać?
- Czasami osoba, którą znamy od tygodnia jest warta więcej niż ta, którą znamy wiele lat.
- Aha... - westchnęła Elliot.
<Elliot?>

18 stycznia 2015

Od Williama c.d Phantom'a

On zaczął zachowywać się bardziej szalenie niż ja... od tag nagle wytrącił mi szklankę z ręki. Bo co... bo była tam mucha?
- Nie widziałem tam żadnej...- zmarszczyłem czoło.
- Przez leki ojca widocznie ci się wzrok zepsuł.
- To już było wredne...- spojrzałem zły na niego i odsunąłem talerz. Odechiało mi się jeść.- Humorki masz jak baba w ciąży.
- Mówi to ten kto ich nie ma.- mruknął.
- Możesz mi powiedzieć o co ci chodzi?- nachyliłem się nad stołem i spojrzałem mu w oczy.
- O nic. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Patrzyłem tak jeszcze chwile na niego po czym wstałem nie dotykając więcej spaghetti. Kompletnie straciłem ochotę na jedzenie i na wszystko inne. Z Phantom'em coś się dzieje, to widać gołym okiem.
- To rusz się, idziemy na cmentarz.- westchnąłem odpuszczając upór i ruszyłem do wyjścia. Słyszałem za sobą kroki Phana.
Nie będę się teraz nad tym skupiał jak mi nie chce powiedzieć co mu jest to niech mi nie mówi. Spróbuję przrkierować swoje myśli na inny tor.
Mam nadzieję że trafie na grób taty, dobrze że w mieście jest tylko jeden cmentarz.
- Jakie znicze kupić Phan...?- zapytałem się idąc spokojnie obok niego. Musiałem przerwać tą ciszę.- Może kwiaty też się przydadzą?
- Kupuj se co chcesz.- schował usta w szaliku.- Nie obchodzi mnie to zbytnio.
Westchnąłem i rozejrzałem się po ulicy.
- W którą stronę był ten cmentarz?
- W prawo.
- Na pewno~?- zachichotałem próbując zacząć wesołą rozmowę.- Skoro tak mówisz to pewnie tak jest.- wsadziłem mu dłoń do kieszeni by złapać go za rękę.- No to chodźmy~!- przyspieszyłem kroku.

[Phantom?]

18 stycznia 2015

Od Phantom'a c.d. Williama

- Wszystko zapłacone.- usiadł naprzeciwko mnie, śliniąc się na widok makaronu - Nie nudziłeś się chyba bardzo beze mnie, prawda kochanie~?
- Nie. - przyznałem szczerze - W sumie było tu całkiem przyjemnie i spokojnie. - spojrzałem w okno zamyślony - Cały świat mnie dzisiaj męczy.
- Hm.. - przekręcił głowę i spojrzał na mnie z troską - Może powinieneś był jednak zostać w domu i odpocząć..? Jak tylko wrócimy, to musisz się położyć do wyrka. Nawet cieplutki termofor ci zrobię..~! - uśmiechnął się i napchał sobie spagetti do ust - Tylko najpierw pójdziemy jeszcze na cmentarz.. - dorzucił z ustami tak pełnymi, że ledwo go zrozumiałem.
Patrzyłem na niego, opierając podbródek  o splecione palce. Sam już dawno zjadłem swoją porcję, więc mogłem się rozkoszować patrzeniem, jak czas Williama powoli się kończy, jak życie z niego ulatuje. Nie zamierzałem przegapić żadnego momentu z tej chwili, gdy wreszcie pociągnie łyk zatrutej wody i padnie martwy na ziemię. Truciznę zabrałem z psychiatryka, w sumie to wtedy nie miałem pojęcia, do czego ma mi się ona przydać, ale moja podświadomość postanowiła poradzić sobie za mnie. Dzisiaj już rozumiałem wszystko. Zrozumiałem dlaczego Will od początku był moim wrogiem i dlaczego powinienem go wyeliminować. A jednak..
A jednak jakaś myśl nie dawała mi spokoju. Czy źle mi było, gdy żyłem z Williamem. Moje życie nie było nudne, bo on sam miał bardzo częste fochy. Z drugiej strony żyłem sobie w ciepłym domu, z miłą osobą do towarzystwa, z którą można było normalnie pogadać. Jakby nie było: byłem o wiele szczęśliwszy, gdy byłem z nim, niż wtedy, gdy tkwiłem sam. Ale tamto życie..
- Nie pij tego! - uniósł właśnie szklankę do ust, ale uderzyłem w nią dłonią i popchnąłem w stronę okna. Wybiła kawałek szyby, a cała jej zawartość rozlała się na zszokowanego Willa. Nie miałem pojęcia, dlaczego to zrobiłem. To była kwestia impulsu, niczego innego.
- P-phan...? - szepnął mężczyzna z wytrzeszczonymi i wlepionymi we mnie oczyma - Co ty robisz..? - cała restauracja utkwiła w nas swoje spojrzenie - Dlaczego miałem tego nie pić...?
- Ponieważ.. - nagle zabrakło mi wymówki. - Ponieważ... - ugryzłem się we wargę - Ponieważ w środku była mucha.

<William?>

18 stycznia 2015

Od Williama c.d Phantom'a

Atmosfera była cholernie ciężka i to głównie przez Phantom'a. Warczał na mnie, zlewał i odpychał od siebie. Po dotarciu do miasta zaprzestałem jakichkolwiek prób rozweselenia go bo to nie dawało żadnego skutku, patrzył się na mnie tylko z coraz większą nienawiścią.
Nie pytałem się o co chodzi bo i tak by mi nie odpowiedział ale czułem że coś jest nie tak. Phantom nigdy nie był dla mnie taki wredny, nawet wtedy gdy dopiero się poznaliśmy.
- To może ty idź coś zamów a ja w tym czasie zapłacę rachunki...- zaproponowałem gdy weszliśmy do miasta i powoli szliśmy ulicą.
- W końcu zabłysłeś inteligencją.- zaśmiał się a ja wywróciłem oczami.
-  To ja zaraz przyjdę.- westchnąłem i wskoczyłem na jakąś barierkę.
Nie zwracałem już na niego uwagi. Balansowałem na kawałku metalu idąc doś szybko w stronę budynku gdzie zwykle płaciliśmy rachunki.

Nie kosztowało to jakoś wiele i po krótkim czasie mogłem ruszyć do naszejnulubionej restauracyjki gdzie Phantom teraz powinien być. Na szczęście nie zawiódłmnie i grzecznie tam siedział. Gdy wszedłem to jedzenie stało już na stole, ciekaw byłem czy Phan długo już czeka.
- Wszystko zapłacone.- uśmiechnąłem się siadając naprzeciwko niego. Zamówił mi spaghetti.- Nie nudziłeś się chyba bardzo beze mnie, prawda kchanie~?

[Phantom?]

18 stycznia 2015

Od Phantom'a c.d. Williama

Bardzo dobrze mi się tak siedziało. Nie byłem zmuszony do rejestrowania tego, co działo się wokół mnie i mój mózg odpoczywał, zajmując się układaniem wszystkich wiadomości w jeden wspólny ciąg.
- Idę do lekarza Phan, potem na cmentarz i jakieś zakupy. Chcesz coś może? Albo mam coś załatwić?- usłyszałem nagle ten głos.- A może masz ochotę iść ze mną?
- Z... Tobą..? - odjąłem twarz od kolan i spojrzałem na mężczyznę, który opierał się o framugę - Czemu nie.. - uśmiechnąłem się i wstałem, po czym jakby nigdy nic zacząłem się ubierać - Po drodze może wpadniemy do jakieś dobrej kawiarni i coś zjemy..? - zarzuciłem sobie szal na szyję.
- Em... - wydawał się skołowany - ..pewnie.. czemu.. nie.. - nadal starannie lustrując moją twarz, założył kurtkę - I rachunki, tak?
- Tak. - obaj wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się do Miasta - Powinniśmy się przeprowadzić do miasta na stałe. - rzuciłem - Za dużo chodzimy.
- Dobrze to zrobi na twój brzuszek...~! - zażartował Will, ale zignorowałem go. On się z mojego kawału też nie śmiał. Zamieszkać. Razem z nim. W mieście. Po jego trupie. - To gdzie najpierw~? - spytał wesoło podskakując - Może ta kawiarnia najpierw? Chyba nie jadłeś śniadania, racja?  Burczy ci w brzuchu..? Może powinniśmy iść zjeść coś konkretnego, później deser.. - zamyślił się - Ah, w życiu jest tyle trudnych wyborów.
- Nawet nie wyobrażasz sobie, jak dużo.. - mruknąłem i opatuliłem się szalem pod sam nos. Dzięki temu mogłem się na nim oprzeć i rozluźnić miejsce szyi. Po tym wszystkim bolał mnie kręgosłup. - Ale masz rację, pójdźmy do jakieś domowej restauracji. Mam ochotę na makaron.
- Spagetti dla dwojga~? - zażartował znowu, chcąc rozładować napięcie.
- Dla dwóch, w naszym przypadku. - burknąłem ponuro.
- No, w sumie... - zaśmiał się -..masz rację. Potrzymamy się za ręce i ponabijamy się z ludzi, którzy będą krzywić mordy na nasz widok~?
- Nie mam ochoty. Zimno jest. Wolę mieć ręce schowane w kieszeniach. - westchnąłem i wypuściłem obłok pary z moich ust, po czym zamknąłem oczy, starannie zastanawiając się jeszcze raz nad słusznością tego, co chciałem zrobić. Williamowi zrzedła mina i najwyraźniej porzucił na jakiś czas rozmowę ze mną, bo skupił się na głupkowatym podskakiwaniu.

<William?>

18 stycznia 2015

Od Williama c.d Phantom'a

- Idź stąd William.- mruknął gardłowo.
Powiem szczerze że mnie to przeraziło, do tego ten tekst że martwi się o moje życie. Mnie jest ciężko zabić, nie trzeba się martwić.
- Ale chcę ci pomóc Phantom..
- Pomożesz mi jak mnie zostawisz teraz samego.
Westchnąłem i podniosłem się.
- Dobrze, skoro tego sobie życzysz...- spojrzałem mu jeszcze raz w oczy i odwróciłem się. Muszę wziąć prysznic u się przebrać, inaczej nie wyjdę z domu.
Ruszyłem więc do łazienki zanyśliny czy dobrze robię że się go słucham.

Po prysznicu i ubraniu się w czyste pachnące ciuchy zajrzałem do salonu. Phantom leżał tam na kanapie zagrzebany w kocu i gapił się w sufit. Żal mi się go zrobiło, strasznie chciałem mu pomóc ale on mi nie dawał. Bałem się że mi już nie ufa...
- Idę do lekarza Phan, potem na cmentarz i jakieś zakupy. Chcesz coś może? Albo mam coś załatwić?- oparłem się o framugę i spojrzałem na niego.- A może masz ochotę iść ze mną?

[Phantom?]

18 stycznia 2015

Od Phantom'a c.d. Williama

- Śniła mi się... - spojrzałem na niego - ..rzeczywistość. - spojrzał na mnie zaskoczony, nie rozumiejąc o co mi chodzi. - Do dzisiaj mi się ona śni. - rozejrzałem się po pomieszczeniu - Teraz też.
- Hę..? - uniósł brew - Nie obudziłeś się jeszcze dokładnie, tak? - zaczął poklepywać mnie po policzkach - To już nie jest sen, Phantom. To ja, poznajesz? William~! - uśmiechnął się uroczo - A teraz zróbmy sobie śniadanko.
- To co mi się śniło, też nie było snem. To było prawdziwe zdarzenie. Teraz, gdy się tak nad tym zastanawiam, wiem, że miało ono miejsce. Jednak nie potrafię odgadnąć, kiedy mogło się wydarzyć: jakby w pewnym momencie moje życie się urwało. Nie zauważałem tego do teraz, ale pomiędzy wygnaniem z ojcowskiej wioski, a moim przybyciem tutaj, jest czarna dziura, w którą bałem się zagłębiać. Ale teraz TO do mnie wraca. - przegryzłem paznokieć.
- Masz wyrwę w pamięci..? - Will spojrzał na mnie zatroskany - Tak podejrzewasz, tak? To dlatego się mnie pytałeś, jakie to uczucie? Co dokładnie ci się śniło?
- Śniła mi się straszna śmierć. Czułem, jak część mnie umiera i rozpada się w nicości. - zadrżałem i wtuliłem głowę w kolana - Zostaw mnie. Muszę pomyśleć.
- Hm? - William zmarszczył czoło - Czy skoro masz problem, to nie powinniśmy go rozwiązać wspólnie? Nie ufasz mi, osobie z tak licznymi amnezjami, że tylko ci z alzheimerem mają więcej..? Kto lepiej..
- Nie chodzi o to. - mruknąłem - Martwię się o twoje życie. - łypnął oczami niezrozumiale - Więc mnie zostaw na jakiś czas.

<William?>

18 stycznia 2015

Od Williama c.d Phantom'a

Jakoś tak nic mi się nie śniło. Byłem zadowolony że mogłem się wyspać i odpocząć od wszystkiego. Nie ważne że byłem brudny, spocony i cały się lepiłem, ważne że byłem wypoczęty i najedzony.
Obudziłem się gdy poczułem jak Phantom wstaje z łóżka. Zwykle nie budziły mnie takie drobnostki ale teraz było inaczej. Czułem że muszę wstać i iść za nim.
Tak więc zrobiłem, zaspany zwlokłem się z łóżka i ruszyłem za nim. Poszedł do kuchni i gdy tam wszedłem to klęczał przy stole.
- Jak się spało...?- wyciągnąłem się i podrapałem po głowie.
Nie odpowiedział mi, oddychał tylko mocno i wbijał wzrok w szklankę. O dziwo miał zaczerwienienione i spuchnięte oczy.
- Phan? Co się stało?- podszedłem do niego i ukucnąłem obok.- Ej... Płakałeś?
Spojrzał mi w oczy i pi moich plecach przeszedł dreszcz. Coś było z nim nie tak, dokładnie to widziałem w jego spojrzeniu.
- Miałem zły sen...- szepnął zachrypniętym głosem.
- To tylko sen kochanie.- przytuliłem go do siebie i pocałowałem w głowę.- Sen to nie jest rzeczywistość, nie warto jest się ich bać.- uśmiechnąłem się pocieszająco i zaczesałem włosy do tyłu.- Chociaż wiem że to czasem bardzo trudne. Co ci się śniło?

[Phantom?]

18 stycznia 2015

Od Phantom'a c.d. Williama

- Ja ciebie też. - spojrzałem na zegarek i przekonałem się, że chyba już czas aby iść się kąpać, ale w chwili gdy zamierzałem to przekazać Williamowi, on już chrapał na moim ramieniu. Nic dziwnego, że jest taki zmęczony. To był dzień pełen wrażeń. A rachunków i tak nie popłaciliśmy...
Nie chciałem się ruszyć aby go nie obudzić, więc przykryłem nas kocem i sam oparłem się o kanapę, zamykając oczy.

Znajdowałem się w ciemnym gabinecie. Siedziałem przy mahoniowym biurku, zasłanym papierami. Po lewej jego stronie znajdowało się małe akwarium, w którym pływała złota rybka. Krystyna. Potem rozejrzałem się po całym pomieszczeniu i zobaczyłem, że za mną jest ogromne na dwa metry wysokości okno, po bokach pomieszczenia znajdowały się regały z książkami, a na wprost był ogromny dywan, który prowadził na zadaszony balkon, gdzie znajdowała się kanapa, fotele i stoliki dla gości. Mimo, że daszek był ze szkła, a za mną były wspomniane okiennice, w środku panował półmrok. Pewnie dlatego, że na dworze nie było słońca. Padało. Świat płakał.
Nagle na kolana wskoczyło mi puchate stworzenie, które następnie ułożyło się w kłębek i zamruczało przyjaźnie, trącając mój brzuch łebkiem. Kotek był rudo biały, śliczny pod każdym względem. Miał też głębokie, zielone oczy, które tylko dodawały mu uroku. W dodatku był jeszcze stworzeniem bardzo małym: ot podrostek, żaden duży kocur. Nie przypominałem sobie, abym kiedykolwiek go spotkał, ale na jego widok coś drgnęło w moim sercu i wiedziałem już, że łączą mnie z tym zwierzęciem ogromne więzi. Tak jak z Krystyną.  I właśnie wtedy wszystko sobie przypomniałem.
Byłem samotny. Tak bardzo samotny. Nie miałem nikogo: nikogo oprócz rybki i kota. A kot i rybka nienawidziły się, ponieważ były kotem i rybką, a rybka była również psem. A że rybka była psem i rybką, to kot był skołowany: nie wiedział bowiem, czy ma się bać czy zaatakować. A kochałem kota: a gdy ktoś, kogo się kocha jest niezdecydowany, ty jesteś niezdecydowany razem z nim. Tak więc byłem samotny i niezdecydowany. Natomiast rybka była nieszczęśliwa, ponieważ mimo, że mieszkała w dużym akwarium z innymi rybami, to ona sama mnie kochała, ponieważ była psem, który mnie kochał. A gdy się kogoś kocha, kogoś kto jest samotny i niezdecydowany, to samemu jest się samotnym i niezdecydowanym. A gdy się jest samotnym i niezdecydowanym, to jest się równocześnie nieszczęśliwym. A że rybka, którą kochałem, była nieszczęśliwa, to i ja i kot byliśmy nieszczęśliwi razem z nią. Tak więc byłem samotnym, niezdecydowanym i nieszczęśliwym bogaczem, w stęsknieniu czekającym na śmierć.
Jednak gdy śmierć do mnie przyszła, nie potrafiłem tego zaakceptować. Zbyt się bałem aby się jej oddać, więc zamknąłem wszystkie drzwi, starając się jej nie wpuścić do środka. Jedyną osobą, jaka wychodziła do ogrodu i poza posesję, był kot. I to właśnie on przyniósł do mego domu śmierć, której tak się obawiałem. I choć to nie była moja śmierć, to bolała mnie o wiele bardziej, niźli mogła boleć własna. 
Siedziałem przy biurku, a kot mi na kolanach. W pewnym momencie jednak zadarł łebek i poczuł potrzebę wyjścia na dwór. Dokładnie wiedziałem co się teraz stanie, jednak jakaś siła sprawiła, że wziąłem go na ręce, wstałem i ruszyłem na dół, a potem otworzyłem przed nim drzwi do ogrodu. Pomachałem mu na pożegnanie, ten ostatni raz, a kot zamachał ogonem i zniknął w krzakach. Potem wróciłem do gabinetu i spłaszczyłem nos na szybie, przyglądając się jak ludzie chodzą. A chodzili różnie. A niektórzy też jeździli. A mój kot biegł. I wpadł. Pod samochód. 

Obudziłem się z mokrymi oczami. W tym momencie nie byłem już pewien, czy to co mnie otacza to rzeczywistość, czy sen. William zsunął mi się z ręki, więc mogłem wstać i chwiejnym krokiem ruszyłem do kuchni, napić się zimnej wody. Uklęknąłem przy stole, bo nie miałem siły stać na nogach,  po czym opróżniłem połowę szklanki. Nagle usłyszałem kroki i zobaczyłem, że do pomieszczenia wchodzi zaspany Will.
- Dzień dobry Phatuś.. - uśmiechnął się i przeciągnął - .jak się spało?

<William?>

18 stycznia 2015

Od Williama c.d Phantom'a

Zrobiłem do jedzenia kanapki, a na deserek sałatkę owocową. Nadal myślałem o tacie, pamiętniku i tym wszystkim. Powinienem pójść na cmentarz do ojca, może znaleźć mamę i na pewno się zbadać.
Mam nadzieję że nic nie zapomnę...
Wziąłem talerz z kanapkami i miskę z owocami i ruszyłem do Phana.
- Jedzonko~!- zaśmiałem się widząc mojego chłopaka uwalonego na kanapie i oglądającego swoje fałdki. Może i nie robił się gruby jakoś bardzo ale lepsza kondycja i kilka umiejętności mu się przyda. Do tego nabierze mięśni i będzie bardziej seksi~.
- Spokojnie~. Już niedługo będą tam same mięśnie.- uśmiechnąłem się siadając obok niego. Zabraliśmy się do jedzenia.
- Jak ma niby wyglądać ten trening?
- Będziemy robić to co przynosi największe skutki, przyda ci się i najlepiej mi to wychodzi.
- Czyli?- zaczął pochłaniać kolejną kanapkę.
- Czyli parkour~!- zachichotałem.
- Chyba cię głowa boli... Nie mam ochoty skakać po dachach.
- Spokojnie... Zaczniemy od podstaw~.- zacmokałem.- Z czasem będzie trudniej.
Westchnął i wywrócił oczami. Co z niego za leń... mógłby chociaż na siłownię iść jak nie chce trenować ze mną.

Zjedliśmy wszystkie kanapki i potem sałatkę owocową z bitą śmietaną. Było słodko i przyjemnie, do tego ciepło i zabawnie. Phantom przytulał mnie potem lekko do siebie i całował w czoło co jakiś czas.
- Nie zostawisz mnie nigdy, prawda?- ziewnąłem przytulając się do niego.- Kocham cię bardzo...- oczy mi się zamykały i chciało mi się spać... byłem wykończony tym dniem.

[Phantom?]

17 stycznia 2015

Od Phantom'a c.d. Williama

- Ok... - spojrzałem na niego z lekką troską, ale chyba było mu lżej na sercu niż wtedy, gdy tu przychodziliśmy. No więc nie widziałem potrzeby roztrząsać tego tematu.
Po prostu ruszyliśmy do domu.

Opadłem na swoją ulubiona kanapę i puściłem buziaka Krystynie, która odpowiedziała mi wesołym kółkiem po akwarium. Może powinienem był jej zaserwować jakieś większe? Choć w sumie po co - dłuższy czas i tak spędza romansując w jeziorze. Poza tym chyba lubiła tą kulę i kilka moczarek, które jej towarzyszyły.
- Chcesz coś do jedzenia..? - William przespacerował pokój i doszedł do fugi kuchennej - Bo ja bym sobie chętnie coś przekąsił, tak ci się przyznam. Jakaś kolacyjka, a później deserek.
- Williamie, zapamiętaj.. - coś mnie nagle naszło - ..mądry zawsze na początku deser zjada, by mieć pewność, że nie zabraknie mu na niego miejsca.
- Święte słowa. - zaśmiał się - Ale myślę, że zjedzenie czegoś konkretnego też jest ważne.. - spojrzał na mnie niecnie - ..bo widzisz.. stajesz się coraz bardziej puszysty. - zerwałem się z kanapy, opadłem o jej siedzenie i wbiłem w niego wzrok zawodowego mordercy - No co? Taka jest prawda. Od jutra będę ci robił treningi, żebyś przypadkiem nie stracił formy. Więc.. to twój ostatni deserek. - puścił mi buziaka.
- Gdzie ja tyję? Gdzie ty to widzisz? - uniosłem koszulę - To są wałki do amortyzowania upadków, a nie tłuszcz. - fuknąłem - Nie znasz się, chucherko. - pokazał mi język i zniknął za ścianą.
- Chleb ze smalcem~? - zaproponował złośliwie.
- Mamy to COŚ w domu? - spytałem z obrzydzeniem. Nigdy nie miałem jakiś specjalnych wymagań odnośnie jedzenia, ale jego akurat nie lubiłem - Wyrzuć przez okno, może ryby zjedzą.

<William?>