Z Argoną było wszystko dobrze ale nie chciała nam nic tłumaczyć i ogólnie z nami rozmawiać, wyszliśmy więc ponownie na zewnątrz. Wiał lekki wiatr a śnieg sięgał do kolan. Yassel stała obok mnie i trzymała mnie za rękę jakby chciała mnie wszędzie prowadzić, to było całkiem miłe uczucie i rzadko pozwalałem by ktoś się o mnie tak troszczył. Po prostu nie chciałem by ktoś postrzegał mnie tylko jako niepełnosprawnego.
- Jak myślisz o co chodziło z tą staruszką?- zapytałem gdy Yassel prowadziła mnie do swojego domu.
- Nie wiem, ale była straszna.- czułem jak wstrząsły nią dreszcze.
- Pomożesz mi wybrać dom?- uśmiechnąłem się.
- Jasne.- odparła spokojnie.
Chciałbym być już na swoim i nie zajmować dziewczynie miejsca, złym jest komuś się uprzykrzać. Gdy doszliśmy to miałem do zabrania tylko swoją torbę. Założyłem ją na ramię i wyjąłem z niej swoją fajkę którą zręcznie napełniłem tytoniem i podpaliłem.
- Chodźmy stąd, nie chcę ci nadymić.- pogłaskałem ją po głowie.
Wyszliśmy z jej domku i znów zostałem prowadzony w jakąś niewiadomą stronę. Czułem napięcie w powietrzu, dotknąłem delikatnie jej pleców.
- Jesteś smutna? Stało się coś? Może mogę jakoś pomóc?- zaciągnąłem się tytoniem.
[Yassel?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz