Nierozumiem dlaczego została do mnie przypięta plakietka zboczeńca, przecież i tak nic nie widziałem... no cóż jeśli tak ma być to niech tak będzie.
- Drogie panie, nie sądzę że jestem zboczeńcem.- dotknąłem ramienia Yassel.- Prosiłbym cię o zejście ze mnie i nie macanie mnie.- odparłem spokojnie.
Dziewczyna po dłuższych protestach w końcu zsunęła mi się z kolan, a ja wyciągnąłem dłoń po swoją filiżankę. Natrafiłem na nią, jednak z cukrem byłoby trochę kłopotów więc odpuściłem go sobie. Na początek nie mógłbym go znaleźć a potem pewnie bym coś rozsypał lub stłukł.
Napiłem sie trochę herbaty i odłożyłem filiżankę na stolik, upewniając się że nie spadnie.
- A ty coś o sobie opowiesz.- usłyszałem jak Argona rozsiada się na fotelu.
- Nie ma co opowiadać.- uśmiechnąłem się kierując na nią wzrok.- Miałem rodzinę i przyjaciół, ale po wypadku jakoś mniej się mną interesowali więc wyruszyłem w drogę, by poznać świat.
- A jaki to wypadek? Pewnie utraciłeś na inteligencji.- Yassel się zaśmiała.
- Nie.- odparłem spokojnie i uśmiechnąłem się miło.- Koń mnie potrącił i straciłem wzrok.
[Argona? Yassel?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz