- Skoro ci tak zależy, to chodź ze mną i mnie obroń. - spojrzałem na niego zrezygnowany - Jeśli nie chcesz iść to nie zmuszam. Zatrudnię tą marudną Genowefę, ona się przynajmniej na coś przyda.. - odwróciłem się i zacząłem iść w stronę miasta.
- Stój! - krzyknął - Nie idź tam, rozumiesz?! Idziemy do domu, jest zimno i nieprzyjemnie!
- Zauważyłeś, że od kiedy jesteśmy razem ciągle tylko się kłócimy? - spojrzałem na niego - Może to po prostu nie ma sensu, co? - trochę zabolały mnie moje własne słowa, ale chyba miałem rację - To na nic!
- Bzdura! - William znowu pewnie zaraz się obrazi i zacznie ryczeć - Po prostu cały czas traktujesz mnie oschle, zero czułości z twojej strony! To twoja wina, że ten związek się rozpada! - zmarszczyłem czoło.
- Taki jestem, jeśli wolisz ludzi którzy od razu kleją się do ciebie i mrugają oczkami to idź do Yass! - zaczynało mnie to już irytować, przerabialiśmy to tyle razy.
- Nie.. - mruknął i spojrzał w dół smutny - ..ty mnie po prostu nie chcesz.
- Will... - westchnąłem i kilkoma długimi susami przebyłem dzielące nas metry - ...błagam, nie zamulaj już tak. - przytuliłem go - Ja już tak mam, że martwię się o innych i chcę ich chronić. My możemy złapać tego mordercę i nie dopuścić by zginęli kolejni ludzie. - położyłem mu ręce na ramionach i spojrzałem mu w oczy. - Chcę ich chronić, ich i moją siostrę, więc łaskawie nie rozklejaj się tutaj. Potrzebuję cię. Rozumiesz?
<William?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz