- Williamku! - krzyknąłem i złapałem go niechcący za ramię - Will.. - wziąłem go na ręce i przyjrzałem się jemu cierpieńczemu wyrazowi twarzy - ..jesteś wielki.
- Wiem. - mruknął - Zabierz mnie do domu, teraz. - chwycił mnie za koszulę i schował w nią twarz - Bo mnie cholernie boli. - kiwnąłem głową i ruszyłem przez zaspy zostawiając ociekające seledynową posoką zwłoki potwora.
Droga do Domu wcale nie zabrała nam wiele czasu, ale Will jęczał, że idziemy godzinami. Muszę mu opatrzyć to ramię lub zanieść go do jakiegoś medyka. Martwiłem się; co jeśli naprawdę zmieni się w tego stwora? Brr....
Posadziłem go w jego fotelu i zdjąłem mu poszarpaną koszulę. Miałem wrażenie, że ma lekką gorączkę więc po przemyciu rany wodą (na przekór licznym protestom) i zabandażowaniu jej położyłem go na łóżku i położyłem mu na czoło zimny okład. Nakarmiłem Krystynę i usiadłem przy Williamie.
- Jak się czujesz? - spytałem zatroskany.
- Jakbym zaraz miał skoczyć z mostu z okrzykiem "Jebać Tuska".. - jęknął.
- Co, co? - uniosłem brew - Co chcesz zrobić?
- Ooooo... - przewrócił dziwnie oczami -..naznosiłeś tyle kwiatów. Dzięki!
- Jakich kwiatów..? - wytrzeszczyłem oczy - Will! - potrząsłem nim - Williamie! Natychmiast przestań i mnie nie zostawiaj! Nie umieraj!
- Nie umieram! - wyciągnął język i przeciągnął się, po czym oparł się na swojej ranie jakby go w ogóle nie bolała - Czuję sżę tak rarąbiście! - zaśmiał się - To poffinni spszedawać na rynku..
- To nie wygląda dobrze.. - zamyśliłem się - ..może to jakiś jad który ma działanie zwiotczające czy coś..?
- Nie wiem.. - stanął na łóżku - ..ale łap mnie bo befe skakakakał..
<William?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz