Ruszyłem za nim do tej kawiarenki, też kiszki mi marsza grały. Ale był problem; wpuszczą kota..? Ludzie byli dziwni, nie lubili zwierząt, zakazywali im wchodzić w różne miejsca. A przecież to ludzie nie powinni czasem wtykać nosa i zajmować nie swoje tereny, więc jakim prawem mieliby wyprosić stamtąd puszystego..?
Okazało się jednak, że nie mieliśmy problemów; futrzak usiadł na trzecim krześle i zapadł w drzemkę, a my zasiedliśmy przy stoliku. William złapał menu w zręczne łapki i zaczął kartkować.
- Jest coś zjadliwego..? - spytałem patrząc na niego.
<William?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz