Spacerowałam właśnie po lesie nucąc jakąś starą kołysankę, gdy natknęłam się na dziwnego osobnika. Ubrany był w bluzę o pstrokatych kolorach, a same jego włosy były mocno różowe.. jak moje! Od razu więc poczułam swoiste podniecenie, zaczęłam podskakiwać i wymachiwać ręką w jego stronę i z miejsca krzyknęłam:
- O matko Konstancjo, toż to hipis! - wytrzeszczył oczy i spojrzał na mnie - Tylko pacynek brakuje.. - rozpromieniłam się - Ale jazda!
- Nie jestem.. hipisem.. - mruknął patrząc na mnie zaskoczony, a ja spojrzałam na niego zawiedziona - ..niby dlaczego tak pomyślałaś?
- Dlaczego nie jesteś hipisem?! - krzyknęłam zrozpaczona - A ja już myślałam, że jakiegoś poznam.. - spochmurniał, więc westchnęłam i przypomniawszy sobie, że nie przedstawiłam się należycie zrobiłam widowiskowy ukłon - Jestem Yassel Amarette! - wyprostowałam się i jedną dłonią chwyciłam ramiączka mojego plecaczka, a drugą wyciągnęłam w jego stronę - A ty~?
- Chewy.. - mruknął tylko i podał mi dłoń, po jego wyrazie twarzy odgadłam, że raczej nie miał mnie za osobę zrównoważoną psychicznie.
- Szukam brata! - rzekłam z promiennym uśmiechem - Podobno zagnieździł się gdzieś w tym lesie i założył watahę! Może chciałbyś iść szukać ze mną..~?
<Chewy?>
Wybacz, że tak długo musiałeś czekać na odpowiedź
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz