Miałem ochotę wracać do domu, przytulić się do kota i iść spać. Jednak nie mogłem tego zrobić, musiałem być tutaj, do tego będę spał na twardej i zimnej ziemi... To nie zrobi dobrze a moje kości, po tych wszystkich lekach które dostawałem w młodości mój organizm zrobił się delikatny i czuły.
Rozłączyłem się po krótkiej rozmowie ze Zmorą, obiecała że zajmie się domem podczas naszej nieobecności.
- Phan...- jęknąłem i wziąłem go za rękę.- Ja chcę do domu...
Nie zwracałem już kompletnie uwagi na Anioła, nie chciałem się na niego denerwować bo wtedy stanę się wredny, a jego lepiej jest mieć po swojej stronie.
- Ja wiem, też chcę.- westchnął.
Odetchnąłem głęboko i ruszyliśmy do tych pomieszczeń. To był istny koszmar, łysa skała, zimno i wszędzie pełno kurzu.
- Już mnie bolą kości...- skrzywiłem się i potarłem swój krzyż.
- Może nie pędzie tak źle?- Phantom chyba próbował zauważyć jakieś lepsze strony tej sytuacji.
- Będzie, przynajmniej dla mnie, ty masz jakiś tłuszczyk który posłuży ci za poduszkę, a ja? Nie mam, kości mi wystają... Dostanę zapalenia płuc...
- Willu... Jakoś nam się uda.
Zatrząsłem się i przytuliłem do niego jak małe dziecko.
- To chociaż chcę herbatki... Z cukrem... I będziemy sobie robić masaże nawzajem, o i śpimy razem w śpiworze żeby było cieplutko.- uśmiechnąłem się lekko i spojrzałem na komorę grobową. Nic obiecującego.
[Phantom?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz