Merry wygodnie ułożyła się na jednym z łóżek i już po chwili cicho oddychała przez sen. No fajnie, a ja zostałem wśród tego zgromadzenia jajników. Super.
-Śliczny Stefek, chcesz jeszcze trochę? - Usłyszałem, jak jedna z przyjaciółek Merry mówi do mojego kota. Zdrajca. Spojrzałem się na niego z oburzeniem. Sprzedał się w ręce kobiety za puszkę whiskasa. Usiadłem na skraju białej kanapy. Nadal nie odzyskałem swoich rzeczy. To wszystko przyprawiało mnie już o ból głowy.
-Jak masz na imię?- Dziewczyna karmiąca Stefana, na chwilę oderwała od niego wzrok i spojrzała się na mnie wyczekująco.
-Amadeusz. - Odparłem naburmuszony. Nawet nie obchodziło mnie, że przedstawiłem się tym swoim durnowatym imieniem.
-Miło mi. Julie. - Moja rozmówczyni nie zaszczyciła mnie uściskiem dłoni, gdyż nadal głaskała kota.
-Wiesz... W sumie to Stefan nie jest kotem, tylko papugą. - Nie wiem,czemu musiałem to powiedzieć. Chyba miałem nadzieję, że da mu spokój i puści go wolno, a on wróci do mnie ramię. Za to ona spojrzała na mnie, jak na wariata.
-Co ty gadasz? Przecież to kot...
-Ale prawda jest taka, że kiedyś ucząc się zaklęcia translokacyjnego przeniosłem go z jego własnego ciała papugi, do ciała kota mojej siostry i nie można było tego cofnąć, bo uszkodziłem im coś w genotypie przy wykonywaniu zaklęcia. - Prychnąłem.
-Czyli jesteś ... jakimś magiem, czy kimś w tym stylu?- Zerknęła na mnie z ciekawością. Poczułem się normalnie zaszczycony, chociaż wolałbym odzyskać Stefana.
-Dokładniej mówiąc czarownikiem, męską Czarownicą.- Odparłem z dumą i odebrałem jej kota, który chwilę protestował, po czym wskoczył mi z powrotem na ramię.
-Hihi! - Zaśmiała się cicho. - Ja też jestem Czarownicą. Zresztą Merry...- Ale zanim dokończyła zdanie ugryzła się w język.- Merry nic o tym nie wspomniała, że poznała męską Czarownicę.
-Chciałaś chyba powiedzieć coś zgoła innego? - Zauważyłem. Byłem ciekaw, co chciała powiedzieć o Merry.
-Nie. Skąd... Poza tym...- Szybko zmieniła temat.- Męskie Czarownice są chyba rzadkością?
-No, tak. - Pokiwałem wolno głową. - Ale w moim rodzie, zawsze jest przynajmniej jeden męski przedstawiciel przypadający na dane pokolenie.
-O, to ciekawe. A mogę wiedzieć z jakiego rodu się wywodzisz?- Zilustrowała mnie od głowy do stóp.
-Johnson. Jestem Amadeusz Jonathan z rodu Johnson'ów. - Akurat z mojego nazwiska byłem wyjątkowo dumny.
-Znam twoją siostrę Luizę. Bardzo utalentowana osoba. - Uśmiechnęła się.
-Aaa, tak. - Nie zbyt lubiłem swojej siostry, miała wszystko, a ja nic. Zawsze musiałem na wszystko sam zapracować, a na koniec matka i tak mnie wyrzuciła z domu. - Wiesz, chyba się zdrzemnę jednak.
-A, ok. - Julie odeszła do swoich koleżanek. Ja ułożyłem się na kanapie. Miałem dość tej rozmowy. Zamknąłem oczy i już po chwili drzemałem.
Jednak po jakiejś godzinie obudziły mnie dzikie wrzaski. Nade mną skakało kilka dziewczyn z poduszkami w dłoniach i okładały się nimi głośno chichocząc.
-Amadeusz! - To była Merry. Nade mną stały trzy postacie. Były z nią Julie i Sara. - Wstawaj! Dołącz do nas.
-Niee! Bawcie się same... - Odwróciłem się nich plecami. Po chwili poczułem milion uderzeń puchowych jaśków na całym ciele. To sobie pospałem/
[Merry?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz