Biegłem za człowiekiem, który wydał się podenerwowany i wyraźnie zaniepokojony stanem tej osoby. Na początku, gdy nie przyszła, doszedłem do wniosku, że może zrezygnowała z zakładu. Jednak teraz nie miałem wątpliwości, że jednak coś mogło jej się stać.
- Schronisko..? - wpakowałem sobie kask na głowę - Czemu akurat w schronisku.
- Zobaczysz... - nawet jeśli coś dalej powiedział, to warkot silnika to zagłuszył. Coś mi się przemieliło w żołądku. Nie lubiłem jeździć na tych dziwnych, dwukołowych pojazdach, które śmigały ulicami wzbijając za sobą tony kurzu. Przecież tak łatwo o kolizję.. przecież.. uh.
Zakleszczyłem palce na kurtce tego mężczyzny i modliłem się, żeby nic mi się nie stało. Gdy wystartowaliśmy cały zdrętwiałem i miałem wrażenie, jakby moja dusza nie nadążała za ciałem.
Gdy w końcu przyjechaliśmy na miejsce zsiadłem z motoru i usiadłem na ziemi, szczęśliwy, że nic już nie mija mnie z tą szaleńczą prędkością.
- Idziesz..? - spytał mężczyzna, krocząc w stronę jakiegoś budynku.
- N-no.. - jęknąłem, podnosząc się z ziemi.
<Elena? Wybacz, że tak długo i tak krótko, ale już nie pamiętam o co mogło chodzić>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz