Zastanowiłeś się nad tym chwilę. Lisa przewodnika. Z takim wyrażeniem się jeszcze nie spotkałem. Lis kojarzył mi się tylko z Kitsune, ale czy Nina nim była, nie miałem bladego pojęcia.
- Cóż, jestem niewidomy od dosyć niedawna. Od jakiegoś roku. To długa historia -dodałem, zanim dziewczyna zdążyła o cokolwiek zapytać.- Czasami mam problem z poruszaniem się po Mieście. I po innych aglomeracjach.
- Mieszkasz tutaj? -spytała.
- Nie, w Nutrii. Razem z bratem, siostrą i sadystycznymi rodzicami -Zrobiłem z dłoni szpony, Nina się zaśmiała. Doszliśmy do Waffle House. Udając szarmanckiego otworzyłem dziewczynie drzwi. Od razu w moje nozdrza wpadł zapach czekolady.
- Pyszne -zamruczałem.
- Lubisz czekoladę? -zapytała Nina, prowadząc mnie do stolika. gdzieś na uboczu.
- Uwielbiam. Jem ją prawie bez przerwy. Pod każdą postacią -powiedziałem, siadając.
- Ja też! -ucieszyła się.- Ale odpowiedz na moje pytanie.
- Hmm... Tak, chodzę sam. Raczej nie wyglądam na przyjaźnie nastawionego.
- Ale jak sobie radzisz? Chodzisz z niewidzialną laską, czy jak?
- Nie, ale to by było zabawne -uśmiechnąłem się szelmowsko.- Czasami wpadam na różne rzeczy, ale często, gdy nie znam terenu, używam mojego radaru.
- Radaru?
- To taka moc, dzięki której wyczuwam, co jest gdzie. Mam też taką. Wyciągnij rękę -poprosiłem. Posłuchała. Złapałem jej dłoń i zamknąłem oczy. Zastanawialiście się, jak to jest? Gdy zamykasz oczy-ciemność, otwierasz-brak zmian? Ślepota była uciążliwa i męcząca. Nigdy już nie zobaczyć kolorów, światła, zachodów słońca, dziewczyny o miedzianych włosach siedzącej obok. Ogółem: jeden wielki dramat. Jednak pomimo tego wszystkiego, nie żałowałem swojej decyzji. Suzume żyła i tylko to się liczyło. Zawsze miałem przyjaciół, którzy byli chętni do pomocy. Cóż, do pomocy, nie licząc licznych przechadzek po Mieście, których nie cierpieli. Pytałem o wszystko wokół, a to ich męczyło. Innymi słowy przydałaby mi się taka Nina. Dowcipna, lekko sarkastyczna, ale lubiąca robić za lisa przewodnika. Właśnie lis. Skupiłem się. Wokół naszych splecionych dłoni pojawiła się (a przynajmniej powinna) biała lina. Chwilę tak więziła nasze ręce, a potem zabłysła na jakiś kolor.
- Jaki ma kolor? -zapytałem.
- Taki rudy -odpowiedziała. Uśmiechnąłem się.
- Jesteś Kitsune.
- Wow, ale z ciebie magik.
Parsknęliśmy śmiechem. Puściłem jej rękę. Podeszła do nas kelnerka i położyła na stole dwie karty. Gdy odeszła, odezwałem się:
- Jaka z niej miła osóbka. Podawać kartę niewidomemu, to się dopiero nazywa takt.
Chciałem, żeby zabrzmiało wesoło, ale wyszło, jak zwykle. Żałośnie. Miałem ochotę sam siebie spoliczkować.
,, Nie jesteś typem użalającym się nad sobą! Ogarnij się, baranie!"
Gdy kelnerka przyszła odebrać zamówienie, rzuciłem na oślep kilka nazw, ale chyba takie były w menu, bo nie zareagowała.
- Nie wiem, czy sama dałabym sobie radę ze stratą wzroku -zaczęła Nina, mieszając gorącą czekoladę, którą sobie zamówiła.
- Mam kogoś do pomocy. Nazywa się Pulpet.
- Pulpet?
<cd. Niny>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz