Pisane przez Barry'ego
Chinka siedziała z tyłu, trzymając na kolanach bezwładną głowę Eleny. Ta... krwawiła. Tak bardzo, tak obficie, że zastanawiałem się, czy uda jej się przeżyć tę noc. Jak to się w ogóle stało, do cholery?! Zaciskałem mocno ręce na kierownicy, żyły wyszły mi na wierzch.
- Trzymaj się, Elenko -szeptała ta obca dziewczyna. Isabelle siedziała na przednim siedzeniu i nie reagowała. Nie wiedziała co się dzieje. Ona... chyba mnie nie poznawała. Dlaczego pozwoliłem Elenie pójść tam samej?!! Byłem na siebie wściekły.
- Co się tam stało? -Mimo usilnych prób mój głos drżał z rozpaczy. Rozklejałem się.
- Elenka, ona usłyszała mnie -zaczęła tłumaczyć Chinka. Mówiła o niej tak zdrobniale, że zastanowiłem się, czy się wcześniej nie znały. No, tak bardzo dobrze.- Nazywam się Hay Lin. Ja... byłam z nią w laboratorium.
Przeszłość Elen. Ta ciemna, mroczna strona jej wspomnień. Nigdy nie mówiła zbyt dużo o sobie, a szczególnie o tym okresie.
- Myślę, że chciała się upewnić, czy to na pewno ja. Gdy Elena otworzyła wszystkie cele, powstało wielkie zamieszanie. Udało nam się razem dobiec do klifu i wtedy... -Hay Lin wyraźnie trudno było o tym mówić.-... wtedy strzeliła do mnie jedna z homunkulusów. Elena zasłoniła mnie własnym ciałem i przez to spadła do rozszalałego morza. Tam się rozdzieliłyśmy. Nie wiedziałam do dzisiaj, czy żyje.
- Niedługo może jej jednak nie być -mruknąłem. Dojechaliśmy do naszego domu. Gwałtownie wysiadłem i wziąłem Elenę na ręce. Wydawała się taka krucha i bezbronna. Nie mogłem jej stracić. Od tamtej burzowej nocy pod marketem z dnia na dzień stawała się moją przyjaciółką. Tą najlepszą, tą której mogłem się wyżalić. Ta która nigdy mnie nie oceniła, dawała mi przestrzeń, nigdy nie była nachalna, ta której delikatny uśmiech przyprawiał mnie o wybuch radości. Czułem jej krew na rękach. Prawie wbiegłem do środka. Isabelle i Hay Lin wpadły zaraz za mną. Położyłem moją przyjaciółkę na kanapie. Chinka usiadła obok niej i zaczęła coś śpiewać pod nosem, głaskała Elen po czarnych włosach, które rozsypały jej się na poduszce. Nie przejąłem się, że kanapa będzie pobrudzona posoką. Ani że nie zamknąłem samochodu.
3 godziny zajęło mi i Hay Lin zszycie Eleny. Ja ją szyłem i łatałem. Ona wykorzystywała swoje moce do leczenia poważniejszych krwotoków. Wiem, że nigdy nie zapomnę tego widoku. Będzie mnie prześladował w koszmarach.
***
Hay Lin jak pies stróżujący całą noc czuwała przy Elenie. Ani razu nawet nie zmieniła pozycji. Bardzo mi ją przypominała. Nie z wyglądu, pod tym względem Elena była piękniejsza. Ze sposobu bycia. Cicha i niewzruszona. No, może okazywała trochę więcej emocji. Nie dałem rady się nawet pobyć z Elen sam na sam. Postanowiłem, że zadzwonię do Airis. To w końcu jej najbliższa rodzina. Ukucnąłem pod ścianą w swoim pokoju, oparłem o nią swoje plecy. Wyjąłem z kieszeni telefon i wybrałem numer dziewczyny. Odebrała po 4 sygnale.
- Halo?
- Mówi Barry.
- Coś się stało?
Mój głos od razu się zdradzał. Równie dobrze mogłem wywiesić transparent: JESTEM ZDRUZGOTANY!
- Elena... Ona prawdopodobnie nie przeżyje nocy.
Czułem, jak łzy zaczynają się tworzyć w kącikach oczu.
- Co?! Czy to jest jakiś głupi żart, czy...?
Wytłumaczyłem jej co się stało.
- Przyjechać do was? -Jej głos był łagodny. Radziła sobie z tą sytuacją o wiele lepiej ode mnie.
- Nie.
Rozłączyłem się. Nie wytrzymałem. Rozstałem się z moimi łzami.
<cd. Isabelle>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz