Pisane przez Barry'ego
Wsiedliśmy do samochodu. Włączyłem ogrzewanie, samochód zdążył się ochłodzić przez te kilka minut.
- To dokąd teraz? -zapytał Joe. Zajął miejsce z przodu, Airis usiadła z tyłu.
- Hmm.. A nie do domu? Bo tak chyba zmierzaliście? -zapytałem niepewnie. Ogólnie, czułem się dziwnie w tej sytuacji. Nie wiedziałem, jak się zachować. Byłem tym przysłowiowym 5 kołem u wozu.
- Ah, no tak -Joe spojrzał na Airis. Mimo ich sprzeczki, chyba nic się między nimi nie zmieniło. To dobrze. Nie chciałbym zepsuć czegoś między nimi, tym swoim niespodziewanym wtargnięciem w ich przestrzeń osobistą. Człowiek chce dobrze, a zawsze wychodzi, jak zwykle.
- Gdzie mieszkacie? -zapytałem. Gdy podali mi adresy, wybrałem to mieszkanie, które było bliżej. Czyli Airis. Przekopywaliśmy się przez zaspy śniegu. Cieszyłem się w tej chwili z zakupu tego akurat auta. W salonie proponowali mi naprawdę wiele, ale to jego wybrałem. Ujął mnie od samego początku. A teraz widać, kto miał rację. Rozmowa się nie kleiła. Zatrzymałem się centralnie pod blokiem dziewczyny. Wzięła swoje zamarznięte rzeczy i wyszła z samochodu.
- Dziękuję, Barry -podziękowała.- Gdyby nie ty, to nie wiem ile zajęłoby mi dotarcie do domu. Jeszcze raz się uśmiechnęła.
- Airis? A może pójść z tobą? -spróbował Joe. Patrzyła na niego i odpowiedziała:
- Nie. Fred się za tobą stęsknił.
Gdy zniknęła w budynku, mruknąłem:
- Chłopie, masz przechlapane. Chyba jeszcze jej nie przeszło.
- No, widzę.
Przetarł oczy dłońmi.
- Mam ochotę się uchlać -wyznał.
- Pijemy u ciebie -odparłem.
***
Maluszek był uroczy. Gaworzył, był raczej pogodnym dzieckiem. Barry gdzieś zniknął w nocy, teraz odsypiał noc, a ja nie wiedziałam co robić. Dziewczynka wyciągnęła do mnie ręce. Niepewnie wzięłam ją na ręce. Była taka malutka, taka delikatna. Byłyśmy jak ying i yang. Dobro i zło. Chyba nie muszę mówić, kto był tym złym. Niemowlak miał tylko ten biały materiał, w który był okryty na początku. Postanowiłam wziąć ją ze sobą do sklepu dla dzieci. Barry, nie wiem co on robił wieczorem, ale nie był zdolny do opieki nad dzieckiem. Okryłam małą dodatkową warstwą materiału i poszłam z nią do najbliższego sklepu. Gdy przechadzałam się pomiędzy półkami z rzeczami, jakieś smoczki, pieluchy, ubranka, buteleczki, mleka w proszku, chusteczki srakie, śmakie, dziewczynka coś powiedziała:
- Mama..
Zamarłam. Chyba się przesłyszałam. Ta mała była za drobna by mówić. Cóż, kosmici rozwijają się bardzo szybko, ale bez przesady. Ale ona powtórzyła:
- Mama.
<cd. Joe'go>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz