To było dość bolesne. Ale Amadeusz spokojnie... Nic ci się nie stało. Wziąłem głęboki oddech.Chciałem wstać, ale Merry mnie powstrzymała stanowczym gestem. Dajcie spokój, nic mi przecież nie jest. No może prawie nic. Ostrożnie spojrzałem na kawałki gliny, które boleśnie wbiły mi się w skórę. Próbowałem ruszyć prawą nogą,w której tkwiło mniej szczątków doniczki, jednak syknąłem z bólu,gdyż moja kostka prawdopodobnie skręcona, albo może złamana... Dobra, jednak byłem lekko poszkodowany. Stefan nie siedział już na moim ramieniu tylko kręcił się po schodach. Merry zamknęła go samego w mieszkaniu i zadzwoniła chyba po pogotowie. Kiedy skończyła rozmawiać, odezwałem się drżącym głosem:
-Ehm... Bo wiesz mój kot, trochę źle znosi samotny pobyt w obcym pomieszczeniu i ... no wiesz, może ci coś zniszczyć niechcący.- Dziewczyna spojrzała się na mnie dziwnie.
-To co mam z nim zrobić? Przecież do szpitala go nie wpuszczą.- Wzniosła oczy do góry.
-Do jakiego szpitala? - Zrobiło mi się słabo. Nie lubiłem szpitali, pielęgniarek i tych wszystkich igieł, skalpeli i specyficznego zapachu środków dezynfekujących.
-Normalnego. Zaraz przyjedzie po ciebie karetka, przecież sam widzisz, że nie jesteś w najlepszym stanie.- Merry lekko wzruszyła ramionami.
-Ale... może...- Zacząłem niepewnie, jednak głośne miauknięcie Stefana przerwało moją wypowiedź.
-Co ten kot tam wyprawia?- Moja białowłosa towarzyszka weszła z powrotem do mieszkania. - O matko! Co tu się stało? - Po chwili wyszła ze Stefanem pod pachą i spojrzała się na mnie ze złością w oczach.
-Coś się stało? - Głośno przełknąłem ślinę. Doskonale znałem skutki zamykania Stefana samego w pomieszczeniu.
-Ten twój kot zniszczył mi kanapę!- Merry była delikatnie zdenerwowana. Wypuściła rudego kocura, który natychmiast znalazł się przy mnie i gdyby nie jakiś odłamek gliny tkwiący w moim ramieniu, to pewnie by tam już siedział. Dziewczyna za to patrzyła się na mnie spod zmrużonych powiek z założonymi rękoma. Była chyba na mnie zła i miała już coś powiedzieć, kiedy na klatce pojawili się ratownicy medyczni. Po raz pierwszy w życiu ucieszyłem się na ich widok.
[Merry?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz