Barry poszedł do samochodu najprawdopodobniej po rzeczone ubrania. Skąd on w ogóle je ma w tym aucie? Co on? Szafa przenośna? Zresztą nieważne. Airis zaczynała mnie doprowadzać do szału.
-Nic lepszego nie wymyśliłam,ale to nie znaczy, że możesz sobie od razu mnie rozbierać!- Białowłosa patrzyła się na mnie z chęcią mordu w oczach. - Jeszcze przez ciebie zostaliśmy znalezieni w tak niezręcznej sytuacji przez Barrego. Pomyślałeś, jakie to musi być żenujące dla mnie?!
-Ooo, przepraszam. To wolałaś zamarznąć?!- Teraz to ja podniosłem głos.- Poza tym sama się rozebrałaś! Nawet cię nie dotknąłem, Panno Wstydliwa!
-Ale to był twój idiotyczny pomysł! Zboczeniec! - Tego było za wiele. Już miałem coś powiedzieć, kiedy wrócił Barry z niewielką stertą ubrań. Wręczył nam ubrania.
- Mam jeszcze parawan. Ale wy i tak widzieliście się w bieliźnie, więc uznałem, że nie będzie wam potrzebny.- Odparł. Airis nabrała głęboko powietrza w płuca i rzuciła:
-Możesz go przynieść! Nie mam zamiaru by ten tutaj osobnik... - Spojrzała się na mnie spod przymrużonych powiek.- Wlepiał we mnie swoje obleśne spojrzenie, kiedy będę się przebierać.
-Przynieś ten parawan. Może nie będę musiał wysłuchiwać tych narzekań... - Dodałem mściwie. Boże, jak ja mogłem się w niej zakochać?!
-No dobra, wracam za minutkę. - Barry odszedł w kierunku samochodu. Nasza dwójka stała naburmuszona plecami do siebie.
-Ehm... Joe...-Usłyszałem cichy głosik.
-Czego? - Burknąłem niegrzecznie. Nadal byłem urażony tym, co mi powiedziała.
-J-ja... przepraszam... - Airis odwróciła się do mnie i lekko złapała mnie za rękę.- Wiem, że chciałeś dla mnie dobrze, ale po prostu ta sytuacja była taka... krępująca...
Patrzyła się na mnie, jak szczeniak, który przed chwilą coś zbroił. Moja nieugięta postawa zaczęła powoli topnieć.
-No... Faktycznie to było dość krępujące, ale po prostu nie miałem innego pomysłu...- Powiedziałem trochę cieplej.
-A więc...- Dziewczyna zagryzła wargę. - Zgoda?
-Zgoda. - Uścisnąłem jej dłoń i uśmiechnąłem się szeroko.- To może się ubierzmy, co?
-Racja. - Airis przytaknęła. Ubraliśmy się szybko w przyniesione przez przyjaciela Eleny ciepłe ciuchy. Od razu zrobiło mi się lepiej - sucho i przyjemnie ciepło.Kiedy skończyliśmy się ubierać wrócił Barry z parawanem. Na nasz widok otworzył szerzej oczy.
-Oh... Ubraliście się już?- Spytał się, chyba lekko poirytowany, tym że przyniósł parawan na darmo.
- Hm... Tak. - Pokiwałem głową. - Daj odniosę go do samochodu.
-Ok. Airis ty też chodź. Wracamy.
-Jasne, już idę. -Przytaknęła i ruszyła za nami. Gdy wsiedliśmy do wysokiego i obszernego land rovera, spytałem się Barry'ego:
-To dokąd teraz?
[Elena? Airis? Jak tam moja wersja kłótni małżeńskiej? :P]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz