Bardzo nie podobało mi się to, że ten facet postanowił nas zamknąć w świątyni. Na początku zdawało mi się, że czułem do niego jakiś rodzaj sympatii i współczucia ale teraz jego działania coraz bardziej mnie od tego odwodziły.
- Trzeba zadzwonić do Zmory... - westchnąłem, a William pokiwał głową.
- Czytasz mi w myślach. - rzekł i wyciągnął komórkę - I iść obczaić te pomieszczenia. Mam nadzieję, że będą przyzwoicie wyglądały.
- Te mury mają jakieś kilka stuleci.. - przypomniał Bezimienny - ..wątpię by te pomieszczenia były, według waszego mniemania, w "dobrym stanie".. - zaniemówiliśmy - ..to głównie komory grobowe albo magazyny, gdzie składano jakieś kosztowności.
- Nie, nie, nie, nie! - poczułem, że teraz przesadził - Mamy spać z trupami?
- Nie, ależ skąd! - jasnowłosy pokręcił głową - Wszystkie zwłoki zostały już wywiezione przez waszych przyjaciół z laboratorium, a skarby splądrowane. Po prostu mówię, że nie ma tam łóżek, ani tego typu wygód, do których są przywiązani śmiertelnicy...
- Mamy spać na gołej ziemi? - spytałem. Cała ta sytuacja była naprawdę niedorzeczna.
- Są śpiwory. - zapewnił nas, jakby lekko już zirytowany - Nie stwarzacie przypadkiem zbyt dużej ilości niepotrzebnych problemów? - skrzyżował ręce na piersi - Może mam wam jeszcze wybudować gorące źródełko, żeby was reumatyzm nie chwycił? Artefakt ma swoją cenę.. - uśmiechnął się i rozłożył ręce w geście bezradności - ..cóż ja mogę na to poradzić?
<William>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz