Poczułem aromat kawy. To mi nie pasowało do sytuacji, w jakiej się znajdowałem. Otworzyłem oczy. Powoli. Moja głowa pulsowała tępym bólem. Czułem się trochę, jak na kacu, albo coś w tym stylu. Przymrużyłem powieki i spojrzałem na moje ramię, gdzie jak zwykle siedział rudy kot.
-Stefan, gdzie my jesteśmy? - Westchnąłem, już szykując się na kolejną porcję kłopotów.
-Znajdujecie się w moim mieszkaniu. - Usłyszałem głos, ale nie mogłem odnaleźć jego źródła. Tak,jakby rozbrzmiał w mojej głowie. Jednak po chwili zorientowałem się, że stoi nade mną ta sama białowłosa niewiasta, która wcześniej była atakowana przez obrzydliwego osobnika.
- Co się stało? -Podrapałem się skrępowany w głowę. - Bo tak, jakby film mi się urwał.
- Zemdlałeś na widok rozwalonej czaszki Ghoula, więc przyniosłam cię tutaj. - Wskazała ręką na eleganckie mieszkanie.
- Rozumiem...- Odchrząknąłem. - Dzięki za pomoc. Nic ci nie jest?
- O mnie się nie martw, dzięki temu, że odwróciłeś jego uwagę udało mi się go zabić.- Machnęła ręką. Coś dziwnego było w jej sposobie mówienia, ale nie wiedziałem co.
- Ależ ze mnie głupiec! - Palnąłem się w czoło i poderwałem z krzesła.- Nie przedstawiłem się. Jestem Amadeusz, ale możesz na mnie mówić John. - Uśmiechnąłem się. Wreszcie przedstawiłem się tak, jak chciałem, a nie tak jak matka mi zawsze kazała pełnym imieniem i nazwiskiem.
-Miło mi, jestem Merry.- Dziewczyna lekko skinęła głową. - Napijesz się czegoś? Herbaty, kawy?
-Woda wystarczy.- Ruszyłem za skrzydlatą do kuchni. Milczeliśmy. Nie podobała mi się ta cisza.
-Ehem... Skąd masz te skrzydła? - Palnąłem głupio, by rozpocząć jakąś rozmowę.
[Merry?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz