Airis siedziała z maluchem w ramionach. Patrzyła na niego z jakąś dziwną nostalgią.
- Hej, Airis, a może byś wzięła małego Kosmitę razem z Joe'm. Tak powinno być sprawiedliwie. Ja opiekuję się z Barrym, więc ty powinnaś z Joe'm -powiedziałam. Na usta cisnął mi się wredny uśmieszek. Moja siostra zrobiła wielkie oczy.
- Jak ty to sobie niby wyobrażasz? -zapytała.
- Przecież Joe może się wprowadzić z Fredem do ciebie na ten krótki tydzień -rzekłam, udając niewiniątko. Joe spłonął. Jego twarz przybrała barwę buraka. Podrapałam się za uchem.
- Hej, Elena, nie baw się ich kosztem -powiedział Barry, dając mi pstryczka w nos.- Patrz, jacy są czerwoni.
Joe i Airis wymienili niby niewidoczne dla nas spojrzenia.
- Po prostu bawi mnie, jak się krępują przed samymi sobą.
Barry wziął od Airis malucha.
- To chłopczyk czy dziewczynka? -zapytał Joe, próbując skierować temat na inne tory.
- Hmm... dziewczynka -mruknął Barry, sprawdzając. Zaśmiałam się. Wlepili we mnie zdumione spojrzenia.
- Zachowujecie się tak, jakbyście... no sama, nie wiem... byli skrępowani -Uśmiechnęłam się.- Dziecko jest mniejszą naszą formą, tak? A wy zachowujecie się, jakbyście nigdy dziecka nie widzieli. No weźcie.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z Eleną? -Airis pogroziła mi żartobliwie palcem. Uśmiechnęłam się.
- Chyba będę się już zbierał -oznajmił Joe i wstał.
- Ja też -Airis, oczywiście. Wzięli swoje kurtki i wyszli. W ostatniej chwili krzyknęłam za nimi:
- Tylko się nie zgubcie w tej zamieci, gołąbeczki!
No, po prostu nie mogłam się powstrzymać. Ta wredniejsza ja przez chwilę mściwie, choć z rozbawieniem wpatrywała się w ich niknące postacie.
<cd. Joe i Airis>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz