Ja wracałam do zdrowia. Is przeciwnie. Całe dnie siedziała w swoim pokoju. Przynajmniej tym, który jej wygospodarowałam na ten czas. Sesje z doktorem odbywały się teraz codziennie. Belle zawsze wtedy wracała cicha i zasmucona. Zamykała się i nie widywałam jej już częściej niż na pory obiadowe. Niepokoiło mnie to, ale wiedziałam, że te spotkania są jej potrzebne.
- Myślisz, że długo jeszcze będzie... taka? -zapytałam, któregoś wieczory Barry'ego. Podniósł głowę znad czytanej książki i zamyślił się.
- To możliwe. Ale Elen... ona potrzebuje czasu. Ja nie wyobrażam sobie, jak ja musiałbym się zachowywać. I tak radzi sobie całkiem nieźle.
Rzeczowość jego tonu uspokoiła moje lekko zachwiane samopoczucie. Położyłam się na kanapie i przetarłam zmęczone oczy.
- Czasami mam od tego wszystkiego odpocząć. Wyjechać gdzieś daleko, gdzie nikt mnie nie zna -wyznałam. Barry spojrzał na mnie z nostalgią.
- Wiem.
Chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
- A co u Hay Lin? -zapytał w końcu. Chinka wyprowadziła się od nas kilka dni temu.- Nie żal ci? Nawet nie zdążyłyście porozmawiać. Tak szczerze. Od serca.
- Wyjechała szukać córeczki.
- Ona... ma córkę? -zdziwił się.
- Ludzie nigdy nie mają czystych intencji. A szczególnie ci co manipulują cudzym życiem -wyszeptałam i usiadłam.- Gdy miałyśmy po 17 lat... to wtedy to się stało. Ja nie dałam się im dotknąć. Byłam już po mutacji siły. A Hay... ona nie. Zabrali ją. A potem była w ciąży. Gdy urodziła zabrali jej Shayen i nie wiadomo, co się z nią stało. Nie zabili małej. Tego jestem pewna. Była dla nich zbyt cenna, jako córka mutantki.
- Tak mi przykro -Barry usiadł koło mnie i objął mnie ramieniem.
- Ja i tak nie mogę mieć dzieci -Coś mnie wzięło na wyznania.
- Jak to?
- Cóż, jestem bezpłodna.
<cd. Isabelle>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz