Przez chwilę zastanawiałam się czy powiedzieć mu prawdę czy skłamać. W końcu zdecydowałam się na środkowe rozwiązanie.
-Są genetyczne.
-Aha - bąknął.
Czułam ,że chce podtrzymać rozmowę, więc postanowiłam mu trochę pomóc.
- Widziałam jak używasz czarów, skąd wnioskuję ,że jesteś - chrząknęłam - Czarownicą?
-Nie. Naczy... Tak w pewnym sensie. Jestem czarownikiem. W sensie męską czarownicą...
Widziałam ,że nie chce o tym rozmawiać ,ale zaciekawił mnie ten temat...
-Słuchaj Amade... John... Posługujesz się magią werbalną, więc oczywistym jest ,że pochodzisz z jakiegoś starego rodu Czarownic... Dlaczego więc nie jesteś razem z swoją rodziną... Bo ja wiem? Ucząc się czarów?
-Bo nie jestem Czarownicą, tylko Czarownikiem.
-Aha. - poczułam ,że powinnam była wcześniej o to pytać.
Zaległa niezręczna cisza. Po chwili blondyn wstał.
-Wiesz co, dzięki za pomoc i w ogóle, ale będę już szedł.
-Nie ma sprawy.- otworzyłam mu drzwi.
-No to... - zaczął powoli schodzić tyłem po schodach. - Do zobaczenia.
Odwrócił się i... potknął o własną sznurówkę. Upadł i sturlał się po kilkunastu stopniach, a następnie uderzył w glinianą donicę, która rozbiła się pod wpływem uderzenia i obsypała go ziemią i ostrymi odłamkami.
Próbował wstać, ale powstrzymałam go. Wiedziałam ,że uderzył w dziki agrest mojej zwariowanej sąsiadki.
Jeśli wbije sobie kolce w ręce, to będzie już prawdziwy pech.
Glina powbijała się w skórę i stworzyła całkiem głębokie rany...
Wątpię też, by obicia ze schodów, pozostały bez poważnych konsekwencji.
Nie miałam jak zabrać do na pogotowie. Mogłabym głębiej wbić kawałki, i nadwyrężyć kostkę i tak ustawioną już pod nienaturalnym kontem.
Nie miałam wyboru. Zamknęłam Stefana w domu i zadzwoniłam na pogotowie.
<cd. Amadeusz, I pomyśleć ,że to wszystko przez jedną
małą sznurówkę ^^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz