Wylądowałem na Williamie. W sumie dobrze mu tak. Darł się, że mam wciągnąć brzuch. Ja wcale nie jestem tłusty! To tylko.. zapasy z zimy.
- Ho, ho~! - usłyszałem melodyjny, męski głos - Słyszę, że macie kolejnych gości.. - otworzyłem oczy, ale nic nie dostrzegłem. Tylko schody prowadzące w dół. Najwidoczniej ktoś był na dole.
- Melduję się.. - rzekła Oksana schodząc po schodach - ..panie Bruno.
- To dobrze. - usłyszałem podekscytowany głos naukowca - Masz ich? To dobrze..~! - zaśmiał się - Mówię ci, nie rozczarujesz się nimi!
- Ktokolwiek to jest.. - znowu usłyszałem ten miły dla ucha głos - To wam ma być wygodnie. Ja będę tylko z zaangażowaniem się przyglądał. Choć muszę przyznać, że na razie, patrząc po zebranych, zapowiada się naprawdę interesująco~! - usłyszeliśmy śmiech.
- Phantom~! - usłyszałem głos Bruno - Nie wstydźcie się! Chodźcie, czekaliśmy na was! Musicie kogoś poznać~! - spojrzeliśmy na siebie z Williamem. Chłopak wzruszył ramionami i zaczął schodzić po schodach, ja za nim.
Weszliśmy do ogromnej sali. Z jednej strony kłębowisko dziwnych ludzi i naukowców, a z drugiej, ło zgrozo, zobaczyłem moich starych znajomych z sekty, między innymi Georga. Chyba mnie nie zauważył, bo żywo z kimś rozmawiał.
- Faktycznie, wyglądają interesująco.. - moją uwagę przykuł mężczyzna blisko zejścia, który stał razem z rozpromienionym i podnieconym Brunem. Miał białe włosy i bardzo jasne oczy, ubrany w jakieś białe szaty. Z pleców sterczały mu pierzaste skrzydła, które emanowały dziwnym, bladym światłem. Jednak nie raziły w oczy: raczej wprowadzały do duszy poczucie jakiegoś błogiego zadowolenia. Cała postać była niezaprzeczalnie piękna i monumentalna. Aż nie wierzyłem własnym oczom.
- Phantom, zdębiałeś? - zaśmiał się naukowiec, podszedł do mnie i ściągnął ze schodów. William nadal wpatrywał się w faceta z otwartymi ustami, ale po chwili przybrał raczej wrogi wyraz twarzy. Nie jemu jedynemu kojarzyła się tylko jedna istota, która wyglądała w ten sposób.
- Jesteś aniołem..? - spytałem zupełnie bezpardonowo i bezceremonialnie, a mój chłopak zdawał się być gotowy do ataku.
- Co...? - spytał zaskoczony skrzydlaty - Nie, nie..! - wybuchnął śmiechem - Nie rozumiem dlaczego wszyscy mnie tak nazywają..
- To taka istota, znana w naszym świecie. - Bruno pośpieszył z wyjaśnieniami - Jest opisana jako postać z orlimi skrzydłami. Sam, gdy pierwszy raz cię zobaczyłem, pomyślałem o tym, że mógłbyś nim być. Parę osób nawet padło na kolana i zaczęło się modlić, gdy go zobaczyli.. - zwrócił się do nas z tym ostatnim zdaniem - I chyba do teraz to robią za naszymi plecami~!
- Nic dziwnego.. - odprężyłem się. - ..wyglądasz dość... efektownie.
- Prawda..? - istota wyszczerzyła do nas ząbki - Wiem, że jestem piękny. - przeniósł wzrok na Williama, który krytycznie mu się przyglądał. Chyba nie był zadowolony, że przyznałem to komuś innemu niż on.. - Cóż za urodziwa panna..~! - mężczyzna zwrócił się do chłopaka - Wolna może? Jestem pewien, że spłodzilibyśmy dużo wyjątkowo ładnych dzieci.. - puścił jej oczko. Natomiast co do miny Cecylii.. nie byłem pewien czy był zadowolony, zaskoczony, zły czy co tam jeszcze. Po prostu zdębiał jak ja poprzednio.
- Nie sądzę, by ci się to udało..! - Bruno wybuchnął śmiechem - To mężczyzna, tylko dla kamuflażu się przebrał.
- Hę..? - facet skrzywił się - Doprawdy..? No to gratuluję oszukania mnie... - zasłonił usta rękawem i zachichotał. - A twoje imię to...?
- William. - rzekł mój chłopak i zamrugał - Albo.. Cecylia.
- Obydwa bardzo ładne.. - poruszył lekko skrzydłami i uśmiechnął się - Sam chętnie bym się przedstawił, ale niestety nie mam imienia.. - spojrzałem na niego zaskoczony - ..zgubiło się gdzieś już dawno temu. Nie sądziłem, że kiedykolwiek jeszcze mogłoby mi się przydać, więc go nie pilnowałem~. - nagle spoważniał, a wręcz spochmurniał - W każdym razie na pewno będę miał mnóstwo czasu, by je odnaleźć...
- Owszem.. - zgodził się Bruno i zaklaskał - ..ale dość już tego gadania! W końcu musimy wytłumaczyć naszym gołąbeczkom o co się rozchodzi. - w podskokach ruszył w stronę wielkiego ołtarza, wieńczącego naprzeciwległą ścianę sali. - Phantomie, Williamie, oto jest rzecz, przez którą was dzisiaj wezwaliśmy. - wskazał na złote pióro, zatknięte na samym czubku - To starożytny artefakt, który został tu umieszczony. Ma naprawdę potężną moc.. - ściszył głos - Potrafi spełniać ludzkie pragnienia.
- Pragnienia? - powtórzył William - Pragnienia w sensie życzenia?
- Nie do końca.. - bezimienny zatrzymał się obok niego rozbawiony - Pragnienia to pragnienia. Są schowane w głębi serca i nie zawsze się dokładnie wie, czego dotyczą. Ten przedmiot pozwala spełnić jedno, najskrytsze pragnienie osoby, która go posiądzie. - skrzyżował ręce na piersi.
- W tym rzecz.. - rzekł Bruno - ..że nasz skrzydlaty przyjaciel nie może nam go wydać ot tak. Choć ustaliliśmy już, że chętnie się go pozbędzie.. - jasnowłosy kiwnął głową. - Aby stać się panem tego pióra trzeba wygrać w grze.- spojrzeliśmy na niego pytająco. - Grze.. zespołowej. Bo widzicie, nie tylko my znaleźliśmy artefakt.. w sumie to byliśmy tu jako drudzy.. - zaśmiał się mężczyzna wyraźnie zakłopotany - ..i naszymi przeciwnikami są ci ludzie. - wskazał członków sekty, którzy zgromadzili się kilkanaście metrów od nas.
- Ale jakiej.. grze..? - spytał podejrzliwie William i zmrużył oczy - I co my mamy do tego całego artefaktu?
- Gra polega na tym.. - odezwał się Bezimienny - ..że ludzie łączą się w dwie dziesięcioosobowe drużyny i wykonują cele. Jeśli drużyna wygra: nic się nie dzieje. Natomiast przegrani zbierają się i typują jedną osobę, która jest winna całej porażce i oddają ją grupie przeciwnej, która przygotowuje jej egzekucję.
- Egzekucję..? - powtórzyłem.
- Egzekucję. - potwierdził i zrobił gest ścinanej głowy. - Ten, który przetrwa cały turniej, wygrywa.
- A co się dzieje na końcu...? - spytał zdziwiony Will - Co jeśli w przeciwnej drużynie zostanie trzech, a przegrana zostanie już wyeliminowana.
- Czy to nie oczywiste..? - zaśmiał się skrzydlaty - Na własną rękę eliminujesz resztę.
- Aaaaha.. - mruknęliśmy z Williamem jednocześnie - Chcecie powiedzieć, że my mamy się przyłączyć do waszej drużyny, czyż nie? - spytał William.
- Właśnie tak.. - rzekł pogodnie Bruno - Oczywiście to tylko prośba, wiem, że to trudne, zwłaszcza, gdy zwycięzca może być tylko jeden... ale przedmiot spełniający najskrytsze pragnienie.. - zaczął przebierać niezręcznie palcami - Przemyślcie to na osobności.
- Skoro to zwycięzca z drużyny bierze nagrodę.. - zmarszczyłem czoło - To jakie ty masz z tego zyski, Bruno?
- Czy to nie oczywiste?! - krzyknął sfrustrowany - Aby te przeklęte mendy z tej pieprzonej sekty nie położyły łap na jednym z najpotężniejszych artefaktów świata! - wskazał sąsiednie obozowisko - Nie wiadomo co tym szczurom może się marzyć, nie?! Zwłaszcza, że czczą jakiegoś podejrzanego boga! Kto wie co zrobią..!
- Chcesz zbadać ten obiekt, zgadza się..? - mruknąłem, a Bruno zaczerwienił się cały.
- To tylko przy okazji.. - zmieszał się - Tylko przy okazji.. - przewróciłem oczami. Wszystko jasne.
<William?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz