Powoli w niego wszedłem. Nie żebym nie wierzył w nasz powrót: wówczas branie udziału w grze byłoby czystym bezsensem. Chciałem wygrać i zdobyć tą rzecz, aby nie wpadła w łapy komuś takiemu jak Shooter, czy inni członkowie, których kątem oka widziałem dzisiaj w jaskini. Wiadomo czego oni sobie mogą zażyczyć? Nie. W tym właśnie leżał mój problem. Że nie potrafiłem zostawić świata samemu sobie.
Resztę nocy spędziliśmy razem, tworząc nowe, przyjemne wspomnienia. Oby kiedyś znowu było nam dane to powtórzyć.
Rano obudziło mnie stukanie. W pierwszym momencie nie wiedziałem o co chodzi; chciałem jeszcze wrócić do swojej przytulnej krainy snów, akurat nawet śnił mi się William. Ale po pewnym czasie zrozumiałem, że to ktoś dobija się do okna.
Wstałem i spojrzałem w stronę punktu, z którego padało światło. Za szybą zobaczyłem gołębia, który dzielnie próbował dostać się do środka. Dzióbał, uderzał skrzydłami i drapał nóżkami, a do jednej z nich miał przyczepiony liścik. Wstałem i wpuściłem go do środka, a stworzonko spojrzało na mnie z pretensją, jakby chciało mnie ochrzanić za to, że tak długo musiało czekać.
<William?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz