- Nie wiem.. - zamyśliłem się - ..daj się zastanowić. To poważna sprawa. Możemy się też z tego wycofać.. - skrzywiłem się - ..nie mam zamiaru wchodzić z tobą w kłótnię z powodu jakiegoś piórka.
- Mam podobne odczucia.. - przyznał mi rację, a potem spojrzał na Georga - ..wybacz, ale możesz zostawić nas na kilka sekund samych~? - uśmiechnął się uroczo - Musimy to poważnie przedyskutować. - mężczyzna wzruszył ramionami i odszedł do swoich towarzyszy - Z tym piórkiem, to jest taki problem.. - zmarszczył czoło zwracając się do mnie - .że głupio byłoby oddać je w ręce któremuś z tych najemników. Nie wiadomo czego mogą pragnąć, tak? Może to być.. unicestwienie znanego nam świata! Albo.. zmienienie całej ludzkości w pasikoniki.
- Nie sądzę, by czyimś najskrytszym pragnieniem było zmienienie ludzi w robaki... - zaśmiałem się - ..aczkolwiek racja: w sumie nie wiemy z kim mamy do czynienia...
- W dodatku nie podoba mi się cała ta gra. - William ściszył ton - Mam wrażenie, że z tym całym niby aniołkiem jest coś nie tak.. może to być demon, a jak wiadomo, z zadawania się z demonami nigdy nic dobrego nie wynika.
- Powiedział wampir.. - uniósł brew - Oczywiście żartuję. - udobruchałem go - I przyznaję ci rację. Wygląda niesamowicie, prezentuje się cudownie, ale jak zepsuty jest w środku: tego nie wiemy.. myślę więc, że pierwszą rzeczą jaką zrobimy, będzie poznanie naszego organizatora. - chłopak kiwnął głową.
- Owszem. Kiedy już się upewnimy co do jego zamiarów, to wtedy będziemy mogli z czystym sumieniem albo odmówić albo zaakceptować którąś z propozycji. - zamyślił się - Najbardziej mi nie pasuje fakt, że tak bardzo chce pozbyć się tego przedmiotu. W końcu to potężny artefakt. Dlaczego nie chce go zatrzymać dla siebie? A jeśli naprawdę go nie chce, to dlaczego organizuje grę zamiast komuś po prostu go przekazać?
- Pytamy się go wprost czy owijamy w bawełnę..? - spytałem niepewnie - Z tego co zauważyłem: to dość bezpośredni koleś, ale to też mogą być tylko pozory..
- Nie mam pojęcia. - przyznał i westchnął - Lubi nas. Chyba. Mam takie wrażenie. Zapytajmy się go bezpośrednio. Jak zacznie się uchylać od udzielenia odpowiedzi to od razu odpuścimy. Będziemy upewnieni, że potrzeba sposobu, by to z niego wydobyć. - kiwnąłem głową. Plan nie był zły. W końcu nie mamy czasu na ubieranie wszystkiego w piękne słówka. W sumie.. to kiedy ta gra ma się zacząć? Chyba jak wszyscy skompletują drużyny. A to zapewne będzie lada chwila.
Wstaliśmy więc i skierowaliśmy się do ołtarza, który był starannie oglądany przez podekscytowanego Bruno. Bezimienny przyglądał mu się z zainteresowaniem i lekkim rozbawieniem, jakby przyglądał się teologowi, który na siłę chce zrobić wielki fenomen z nalania wody do szklanki. Dla niego, który pewnie długi czas spędził w tym miejscu, cała konstrukcja była całkiem zwyczajna. Ale dla naukowca: bynajmniej.
- Witamy~! - rzekł William wesoło i, uprzedzając nieuniknione pytanie Bruno, zwrócił się do niego - Nie, nie zadecydowaliśmy jeszcze. Przyszliśmy pogadać z aniołkiem.
- Spodziewałem się tego.. - przyznał się jasnowłosy i uśmiechnął się przyjaźnie - ..słucham więc.
- Jeśli będziesz tak miły.. - wskazaliśmy schody, a pustelnik, pojąwszy w lot o co nam chodzi, szybko się na nie skierował. Usadowiliśmy się na kamiennych stopniach i wlepiliśmy w niego badawcze spojrzenie. - Tak więc.. - zaczął William niezręcznie - ..w sumie dlaczego chcesz się pozbyć przedmiotu? Kim jesteś? Co tutaj robisz?
- Dużo pytań. - przyznał i podrapał się skrzydłem po głowie - Wszystkie jednak dotyczą jednej historii. Więc kiedy ją wam opowiem, wszystko się wyjaśni.. - odchrząknął - Tak więc kiedyś narodziłem się w zwyczajnej, ludzkiej rodzinie. Było to wiele lat temu. - zamyślił się - Chyba będzie coś około trzystu. Tak więc wtedy wychowywałem się w rodzinie chłopskiej. Byliśmy nisko postawieni, tak naprawdę nikt się z nami nie liczył. Każdy bandyta łupił nas, bił nas ile wlezie, żyliśmy w ciągłym strachu przed jutrem, zupełnie słabi i bezbronni wobec otaczającego nas zła. Gdy osoba nie zazna poczucia bezpieczeństwa, staje się jak zaszczute zwierze: zdenerwowane, zdesperowane, zestresowane. Tak właśnie stało się ze mną. Dorastałem w nieustannym strachu przed śmiercią, a moja obsesja rosła z każdą chwilą. Nienawidziłem świata za to jaki jest, ale jednocześnie strasznie bałem się go opuścić. Bałem się zapomnienia, nicości, wszystkiego co mogła przynieść śmierć zwykłego, nic nie znaczącego wieśniaka. Jedna osoba nic nie znaczy w morzu o wiele ważniejszych spraw. Wtedy poznałem ICH. - zaróżowił się - Po tych ziemiach, na których teraz stoimy, przed laty żyły nie tylko elfy, ale także ich przodkowie: wspaniałe, uskrzydlone istoty, obdarzone magicznymi mocami i długowiecznością. Widziałem ich tylko raz, ale od razu poczułem, że ich życie jest tym czego sam zawsze pragnąłem: nie umierali ani nie starzeli się, byli piękni i znaczący a ich żywot opiewały pieśni, legendy. Każdy chciał ich ujrzeć choć na moment. Zapałałem ogromnym pragnieniem stania się takim stworzeniem, jakim byli oni, żądza ta nie dawała mi spać ani jeść. Jednak po tej ekscytacji musiałem w końcu wbić sobie do łba, że to przecież niemożliwe. Urodziłem się biednym wieśniakiem i biednym wieśniakiem miałem zostać aż do swojej żałosnej śmierci. Mimo to wyprowadziłem się z domu i zostałem przyjęty do wspólnoty myśliwskiej, nauczyłem się walczyć, potem zostałem najemnikiem. Tam przynajmniej nikogo nie obchodziło skąd jestem, ani jaki żywot wiodłem. Wkrótce napatoczyło mi się na drogę nowe zadanie: pewien chrabiszcz odnalazł skarb i z jakiegoś powodu szukał dziesięciu ludzi zdolnych do walki. Zainteresowałem się tą historią i przyjąłem warunki umowy, nie wiedząc dokładnie o co chodzi.
- I znalazłeś się w takiej samej grze, jaka jest nam proponowana teraz..? - uniosłem brew.
- Dokładnie~! - przyklasnął mi wesoło - Na początku nie chciałem wierzyć w artefakt spełniający najskrytsze pragnienie, jednak potem wrócił mi obraz świetlistego. Od nowa zapałałem żądzą i wróciła mi motywacja. Tak więc, takimi czy innymi metodami, zwyciężyłem i zwolniłem poprzedniego strażnika ze służby, otrzymując tym samym swoją wymarzoną postać i długowieczność. Niestety, zrzuciło to na mnie brzemię pilnowania artefaktu do chwili, gdy znowu zgromadzą się dwie drużyny zdolne zawalczyć o jego posiadanie. Oczywiście nie stanowiło to dla mnie problemu: w końcu mogłem go zapakować w torbę i podróżować sobie ile wlezie po kraju. Na początku nieśmiertelność i zjawiskowy wygląd mi się podobały: ludzie lgnęli do mnie jak motyle do cudownego kwiatu, byłem zapraszany na dwór królewski, znalazłem wielu przyjaciół i prowadziłem wspaniałe życie. Jednak z czasem okazało się, że wszystko przemija, a mimo, że ja się nie starzałem, nie oznaczało to wcale, że świat nie ulegał zmianom. "Przyjaciele" się mną po pewnym czasie znudzili, a prawdziwi zestarzeli się i umarli, pozostawiając po sobie pustkę. Bale, zaproszenia i biesiady przestały mnie bawić i zaczęły stawać się zwykłą rutyną, cały świat mi obrzydł. Spróbowałem wszystkiego i tak naprawdę zostałem z niczym. Poza tym czas spokoju się skończył i rozpoczęły się wojny, świat przestał być dla mnie przyjazny. - zmarszczył czoło - Wszystko przemija. Natomiast nieśmiertelność...
jest nużąca. - spojrzeliśmy na niego pytająco – Rozleniwia. Nagle
masz mnóstwo czasu, nigdzie nie musisz się śpieszyć. Zazdroszczę
wam tego pośpiechu, tego emocjonującego dążenia do szczęścia.
Zawsze walczycie o swoje, w czasie gdy ja mogę tylko przyglądać się i
kontemplować w milczeniu. Jesteście ludźmi czynu: ja tylko
potrafię wpierać sobie, że na czyny jeszcze przyjdzie czas.
Dlatego tak lubię być blisko śmiertelnych. Gdy nie obawiasz się
śmierci, nagle tracisz też strach; twoje serce nie przyśpiesza już
na żadną wieść, ani nie denerwujesz się. Stajesz się zupełnie
nijaki, jak pusta kartka. A im dłużej żyjesz i im więcej wiesz,
tym bardziej staję się pusty. Dlatego chcę pozbyć się artefaktu: nie wiem czy nieśmiertelność minie, ale przynajmniej trochę się rozerwę.. dla człowieka, który widział tak wiele śmierci, taka gra nie jest niczym niemoralnym. Ale.. - uśmiechnął się dziwnie - ..emocje pewnie będą.
<William?>