- Wiem, wiem.. - uśmiechnąłem się i rozmasowałem obolały łeb - ..to taki żarcik.
- Tak, jasne. - wziął talerz z naleśnikami i ruszył do salonu - Chodź, bo wystygną.
Zajęliśmy miejsce przy stole i ze smakiem zaczęliśmy delektować się daniem. Co jak co, ale William robił lepsze naleśniki (chyba każdy robił lepsze naleśniki ode mnie, ale jego były po prostu dobre). Popiłem właśnie kolejny łyczek ziołowej herbaty, gdy ujrzałem jezioro przez okno.
- Ej, William.. - rzekłem z uśmiechem - ..idziemy się kąpać? - jadł właśnie ostatni kawałek krążka i prawie się zadławił, gdy to usłyszał - Może być fajnie.
- Eeeee.. - z niechęcią spojrzał na okno - ..możesz się kąpać, a ja przyjrzę ci się z daleka.
- Oj weź.. - uśmiechnąłem się do niego - ...nauczę cię pływać. - spojrzał na mnie tak, jakby chciał go przynajmniej utopić, wyłowić i spalić jego zwłoki - Serio cię nauczę.
- Nie to, że nie wierzę w twoje umiejętności edukacyjne.. - westchnął - ..ale ja nie znoszę wody i nie mam zamiaru do niej wchodzić.
- Oj tam, oj tam.. chodź. - wlepiłem w niego błagalne spojrzenie - Proszę...~!
<William?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz