W końcu jednak, zalecając mi szczególną ostrożność i oszczędzanie się, wypuszczono mnie z tej wstrętnej budy. Przy wejściu czekała Nizmi dzierżąc w rączkach balonik z serduszkiem i bardzo ucieszona, że wreszcie będę robił coś więcej niż tylko udawał, że jej nie widzę, podążyła za mną w stronę domu. Nie mogłem się doczekać momentu, gdy zdzielę Willa po głowię i fochnę się za to, że mnie nie odwiedzał. Wyobraźcie sobie zatem mój zawód i zdziwienie, gdy po wejściu do mojego domu zastałem jedynie kurz i pajęczyny. Nie było nigdzie Krystyny ani Puchatego, nie było rzeczy Williama. Po dłuższej chwili dotarło do mnie, że w takim razie musiał się przeprowadzić do Tsu, bo może czuł się samotny. Jednak gdy zapukałem do drzwi i po kilku minutach, trzaśnięciach i odgłosach przewracanych przedmiotów niewidomy mi otworzył, to dowiedziałem się, że chłopak owszem zostawił zwierzęta u pary, ale jego samego nie było tu od bardzo dawna. Zaniepokojony wtargnąłem więc do rezydencji, którą zajmował on jeszcze przed walką z pająkami. Widok, który tam zastałem zmroził mi doprawdy krew w żyłach: wszystko, co wiązało się z Williamem, po prostu wyparowało. Nawet podłoga była naprawiona.
Wróciłem do własnego domu i nie wiedząc co myśleć zacząłem szukać kartki, listu, czegokolwiek co mógł zostawić by powiadomić mnie o tym, że gdzieś wyjeżdża. Nic jednak nie znalazłem. Nizmi jako, że spędziła ten czas ze mną w szpitalu, również nie miała pomysłów, gdzie mógł się udać. Pośpieszyłem więc do domu, w którym zwykła mieszkać Beatrice, ale od jednej z jej sąsiadek dowiedziałem się, że wyjechała jakiś czas temu bez zamiaru powrotu.
Zdesperowany wróciłem więc do miasta i udałem się do kwatery głównej tylko po to, by dowiedzieć się, że Gefa ruszyła na poszukiwanie przyjaciela beze mnie. Wyszedłem więc z pomieszczenia i usiadłem na ławce nieopodal. Nigdy jeszcze nie czułem się tak samotny.
I właśnie wtedy, jakby znikąd, na moje kolana wskoczył kotek. Ot kot, niepozorny, puszysty i milutki. Zacząłem go więc głaskać przygnębiony, a ten łasił mi się do poły płaszcza. Nagle na jego czole znalazłem palcem dziwny punkt, który był tak dziwnej budowy, że aż spojrzałem na kociaka i zwróciłem go mordką do siebie. I wtedy to zobaczyłem.
Stworzenie, które wydawało się całkiem żywe, przyjazne i mruczące, wykonano z dziwnego materiału przypominającego postrzępioną wełnę. Przypominał pluszaka, na którego czoło naszyto prostokąt z juty w miejsce, gdzie poprzedni materiał się przetarł. Jego oczka wykonane były z metalowych, pomalowanych na czarno guziczków, którymi spokojnie łypał patrząc mi na zaskoczoną twarz. Miauknął też wystawiając różowy języczek i zamachał ogonkiem. Chwilę nie wiedziałem co mam począć z dziwną istotką, ale w końcu, ku własnemu zdziwieniu, po prostu posadziłem go ponownie na kolanach i zacząłem ponownie głaskać. Nizmi z zaciekawieniem przysiadła na oparciu ławy i wlepiła wzrok w kotka.
- Ty też jesteś samotny, co..? - mruknąłem retorycznie do kociaka.
- Pewnie tak. - usłyszałem nagle znajomy głos i powiodłem wzrokiem w stronę ubranego w letnią kurtkę,
- Żebym potem przez tydzień rzygał i nie miał czasu się martwić, tak..? - uniosłem brew, a mężczyzna kiwnął głową - Dziękuję, ale wolę sobie tutaj posiedzieć. - parsknął i usadowił się obok mnie
- Twój kolega coś dla ciebie zostawił. - spojrzałem na niego pytająco i ująłem w ręce przedmiot o nieregularnym kształcie, a po odwinięciu go z papierka ujrzałem babeczkę. - Kupił ją już dawno. W sumie zdziwiłem się, gdy do mnie wróciła. Ciesz się, że moje wypieki nie mają terminu ważności.. - zaśmiał się - ..kazał ci ją przekazać, gdy tylko cię spotkam. I nie czuj się szczególnie zaszczycony: nie szukałem cię. Po prostu skoro tu siedziałeś, to wolałem mieć to z głowy. - spojrzałem z westchnieniem na jedzenie. - Przyniósł to prawie dwa tygodnie temu. Później odszedł w stronę peronów. - spojrzał na mnie - Dał mi też list pożegnalny. - dał mi otwartą kopertę - Nie to, że go czytałem.. - uśmiechnął się kpiąco - ..ja po prostu sprawdzałem, czy nie ma w nim niedozwolonych treści.. wiesz, nie mogę przemycać wiadomości mafiozów i tak dalej, bo mi w końcu kran zamkną. - spojrzałem na niego ponuro i wyszarpnąłem mu kawałek papieru z ręki.
<William?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz