Szedłem w stronę peronów, miętoląc w ręku zapisaną bazgrołami kartkę. Za mną leciała Nizmi, niezwykle podniecona tym, co zamierzałem zrobić. A co zamierzałem? Oczywiście odnaleźć i zdzielić po pyszczku tego wstrętnego gnojka! Nie po to tyle się natrudziłem aby go zaakceptować w moim otoczeniu, żeby ten pacan teraz uciekał sobie do swojej dziczy, bo "chce mnie ocalić ode złego". Od tego mam anioła stróża.
Szybko przejrzałem mapę i wytyczyłem sobie trasę, którą ruszę w poszukiwaniu tego wariata. Pluszowy kotek drzemał w moim kapturze, od czasu do czasu trącając mi policzek swoim puchatym ogonkiem. W sumie nie miałem pomysłu co z nim zrobić. Jeremiasz nie wiedział nic o żyjątkach z materiału, a że maluch usadowił się już w mojej kapucy to po prostu poszedłem razem z nim. Nie był ciężki i nie sprawiał problemów, więc stwierdziłem, że mogę go zabrać w swoją podróż.
Wsiadłem do pierwszego, lepszego pociągu i zdruzgotany zachowaniem mojego ukochanego podążyłem do jakiegoś przedziału. Klapnąłem sobie na siedzeniu i wlepiłem wzrok w okno, myśląc o tym, gdzie Will mógłby pójść. Myślałem o tym, że jak ja go znajdę.. to przez tydzień nie będzie umiał na tyłek usiąść! I bynajmniej nie dlatego, że spędzę z nim dłuższy czas w łóżku. Mam zamiar użyć buta z grubą podeszwą i go skopać! Niechaj cierpi... hm?
W tej chwili ktoś szturchnął moje ramię i obejrzałem się na tego kogoś pytająco. Spodziewałem spotkać błagalny wzrok dziecka z gazetami, moherowy czepek jakieś staruszki, albo sprzedawczynie smakołyków podróżnych. W sumie nawet nie przeraziłem się tak bardzo, gdy dotarło do mnie, na czyi wymalowany, kolorowy ryj patrzę, nawet jeśli przypomnieć sobie, że wypchnęliśmy go z pędzącego pociągu, a jednak stał teraz nade mną i sapiąc wwiercał we mnie złowrogie spojrzenie.
- Dzień dobry. - mruknąłem obojętnie i odwróciłem się ponownie do okna. Teraz byłem zwyczajnym podróżnym, nie towarzyszem kryminalisty.
Clown trochę się zdziwił moją reakcją, zapewne spodziewał się ucieczki, ciosu lub czegoś, a ja nadal siedziałem w tym samym miejscu. Więc zrobił coś, czego ja również się nie spodziewałem: usiadł na fotelu naprzeciwko i zaczął czytać gazetę. W tym samym momencie do przedziału wtarabanił się jakiś mężczyzna z wielką walizką i w chwili gdy odwrócił się by zamknąć drzwiczki rozpoznałem tą gębę. To ten na M od Willa! Ale przecież.. no jak?! Nie aresztowano go przypadkiem? Nie ważne..
Naciągnąłem kaptur na głowę budząc białego, pluszowego kotka i włożyłem resztę twarzy w gruby szal, w którym zwykłem wychodzić na dwór. Mężczyzna zajął miejsce obok spokojnego clowna i zaczął palić sobie cygaro.
I właśnie w momencie, gdy wypuszczał dymek po raz trzeci, drzwiczki do naszego przedziału otworzyły się i do środka weszła paskudna, gruba baba.. właścicielka Puchatego.
Mój Boże, gdzie ja się znalazłem, dla tego głupiego Willa.
<William?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz