Obudził mnie deszcz. Przewróciłam oczami, zasłoniłam je ręką i spróbowałam dalej spać.
Nic z tego pomyślałam po kilku minutach. Ziemia znów zrobiła się zimna i wilgotna.
Zdenerwowana wstałam i rozejrzałam się po cmentarzu. Grabarze całkowicie ignorowali deszcz.
Czasami zazdrościłam im tej obojętności. Mnie osobiście kolejny dzień w przemoczonych ubraniach nie napawał optymizmem.
Zmrużyłam oczy, poszłam po swój łuk i wyruszyłam w drogę. Skierowałam się do centrum miasta.
Uznałam, że wolę być bliżej poziomu morza, jeśli tylko będę miała dach nad głową i nie będzie męczyła mnie ta przeklęta ulewa.
Żwawym krokiem zeszłam z wzgórza na, którym wznosił się Cmentarz.
Na samym dole zbudowany był prowizoryczny pomost. Usiadłam na nim, czekając na łódkę.
Modliłam się, w duchu,by plotka o rybakach,którzy postanowili wozić ludzi z Miasta była prawdziwa.
Nie dane mi było długo czekać w niepewności. Już po chwili zza zakrętu wyłonił się mój środek transportu.
-Gdzie panią zawieźć?
Do Rynku, proszę.- przemówiłam w jego głowie
Mężczyzna podrapał się w głowę.
-A gdzie to...E... jest? -zmieszał się- Może niech pani... Eee... mówi kiedy skręcić?
Skinęłam głową na znak zgody
Łódka ruszyła. Bardzo szybko przeprawiała się przez zalane miasto. Kilka razy usłyszałam krzyki lub chichoty, lecz gdy zapytałam o nie rybaka, ten mówił, że nic nie słyszał.
Sam jednak na wzmiance o tajemniczym odgłosach zaczął płynąć szybciej i z przestrachem rozglądał się wokół siebie.
Zdecydowanie coś było nie tak. Już po chwili przekonałam się o tym na własnej skórze.
Łódka zakołysała się. Z wody wyszły ręce i wciągnęły mojego kierowcę. Ten nie zdążył nawet krzyknąć.
Na powierzchni pojawiły się pojedyńcze bąbelki. Na początku chciałam uciec, lecz po chwili zmieniłam zdanie.
Wskoczyłam do wody i wepchnęłam rybaka na łódkę. Dopiero później zrozumiałam,że to był mój błąd.
Ręce postanowiły zająć się nową, zabawniejsza ofiarą. Wciągnęły mnie pod wodę. Przed moimi oczami pojawiła dziewczyna o ogonie ryby.
No jasne, syreny!
Tylko, że w bajkach były trochę mniej agresywne...
A te, nawet agresywne nie zaczęły być.
Poczułam,że dostałam pięścią w brzuch. Zgięłam się i zobaczyłam jak moje powietrze płynie ku powierzchni.
Przeklęte diablice.
Potrafiłam długo wytrzymać wstrzymując powietrze.
Ciekawe, ile czasu zajmie mi wstrzymywanie się od zaczerpnięcia w płuca wody i śmierci.- pomyślałam czując, że dociągnęły mnie już prawie do dna.
<Ktokolwiek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz