Moja walka z draugiem była trudniejsza, niż się spodziewałam. Moja prawa ręka była bezużyteczna, majtałam nią na wszystkie strony bez konkretnego celu. Prawą walczyłam znakomicie, lewą bardzo dobrze. Suweren zbliżał się do mnie powolnym, ospałym krokiem. Nie zmyliło mnie to. Już wiele razy miałam z nimi doczynienia. Znałam ich ruchy, słabe miejsca. Draug zdjął włócznię z pleców i wykonał wypad. Lekko odchyliłam się w prawo. Dzida minęła mnie o centymetry. Automatycznie wyjęłam zza pasa saksę i ciachnęłam mojego wroga pod pachą. Zraniłam go, ale niewystarczająco. Dawno nie walczyłam lewą stroną. Ten w odwecie uderzył mnie opancerzoną dłonią w brzuch. Na szczęście, przez upiększające operacje moich oprawców, nie miałam jednej pary dolnych żeber. Gdyby było inaczej, miałabym połamane kosteczki na drobny mak. Upadłam na kość ogonową, brzuch palił mnie z bólu. Robiłam, co mogłam, by zachować pokerową twarz. Joe właśnie skończył swoją walkę. Wkurzyłam się. Gniew, to nowe niesamowite uczucie, rozlało się po mnie i wypełniło mnie lawą. Krzyknęłam i wstałam. Zadawałam cios za ciosem, draug nie potrafił się obronić przed moją furią. Smakowałam się tym uczuciem. Po raz pierwszy od bardzo dawna czułam, że żyję. W końcu przestałam się bawić draugiem. Moje oczy z szarych zmieniły się na czerwono-czarne. Stanęłam na rozwartych nogach i złączyłam dłonie ze sobą. Poczułam nagły ucisk w jelitach i BUM! Z moich rąk wyprysła czarna wodopodobna ciecz. Zaczęła kłębić się pod stopami Suwerena i pochłaniać go. Krzyczał, wrzeszczał, nawet prosił o wybaczenie. Nie słuchałam go. Po minucie z drauga pozostał tylko szary proszek.
<cd. Joe'go>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz