Nie odpowiedziałam. Wyregulowałam kursor na południowy-zachód.
- Elena? -popędził mnie Joe.- Gdzie lecimy?
W jego głosie pobrzmiewało powątpienie w uczciwość moich intencji. Odwróciłam się w jego stronę i popchnęłam go. Zatoczył się, przewrócił przez krawędź statku i złapał się w ostatniej chwili zwiszającej liny. Krzyknął. Powoli zbliżyłam się do burty i spojrzałam na jego wykrzywioną z wysiłku twarz. Wisiał dobre kilkaset metrów nad ziemią.
- Posłuchaj mnie, chłopczyku -dobitnie cedziłam słowa.- Mogłabym cię teraz tak zostawić, albo jeszcze lepiej. Pomóc Syrenkom w dostaniu obiadu. Mogłam cię zostawić na pastwę losu jeszcze tam na dole. Mogłam mieć cię głęboko w dupie, ale tego nie zrobiłam. Pomogłam ci i aktualnie przebywasz w cieple, w miarę suchy w powietrzu. Z dala od twoich przyjaciółeczek. Więc jeśli nadal tego nie zauważyłeś, to ci podpowiem. Airis jest twoją Ofiarą. A ty jej. Jeśli cokolwiek by się tobie stało to jej też. Więc nie szczaj ze strachu w gacie, bo jak dotąd nie zrobiłam ci krzywdy i na razie nie zamierzam. Czy wyraziłam się dostatecznie jasno?
- Tak -wysapał. Lina zaczynała obcierać mu ręce.
- Świetnie.
Podciągnęłam go na pokład. Zajęczał i puścił sznur. Oddychał ciężko. Wróciłam za stery.
- Czyli jednak kochasz swoją siostrę -stwierdził, gdy już złapał oddech. Ale ten chłopak ma tupet. A myślałam, że moim drobnym przedstawieniem zamknę mu jadaczkę.
- Miłość to uczucie, którego nie czułam, nie czuję i nie będę czuła.
- Ale się o nią troszczysz -Joe nadal ciągnął rozmowę.
- Raczej o to co ma w głowie.
- A co ma?
- Jeśli będzie chciała sama ci powie. Ważne że tylko dzięki niej będę mogła zrozumieć co się stało z naszą matką.
Przeszedł mnie dreszcz.
- Nie rozumiem.
Zmarszczył brwi.
- Mnie i Airis dzieli zaledwie 9 i trochę miesiąca. Jesteśmy z tego samego roku. Żadna z nas nie wie co się stało z naszą rodzicielką. Ale moja... Siostra -wymówiłam to słowo niepewnie.- Ma odpowiednie kontakty, żeby się tego dowiedzieć.
Lecieliśmy kilka minut w milczeniu.Już sądziłam, że dostatecznie go uciszyłam, gdy znowu się odezwał.
- Eleno, gdzie lecimy?
Panował nad głosem. Jakoś nie mógł się przełamać do zaufania mi całkowicie. Może to dla niego lepiej.
- Wiesz co to Kaplica Wiatrów?
Pozwoliłam sobie na chytry uśmieszek. Joe zamarł.
- Kaplica Wiatrów? -Przełknął głośno ślinę.
- Miejsce pełne mrocznej energii, gdzie jest największa ilość draugów. Takie ich siedlisko. Na szczęście dla ciebie mnie się słuchają.
- Draugowie nikogo się nie słuchają -zaprotestował.
- Cóż, służą Królowi. A on mi -dodałam chochliczym błyskiem w oku.
<cd. Joe'go ;) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz