- Cóż, na razie jesteś bezpieczna -rzuciłam i podeszłam do drzwi.
- Nie pogardzasz mną? Nie boisz się, że ciebie też złapią? -zapytała drżącym głosem. Uśmiechnęłam się cierpko.
- Jedyne czego chciałam to dowiedzieć się prawdy. Co do łapania... złapać to się może mysz na pułapkę z serem. Ja nie zamierzam się im dać pojmać, zabić, ani nic z tych rzeczy. Uwierz mi, w tym mam wprawę. Jest naprawdę długa lista osób, które chcą mnie zabić i jak widzisz, im się to nie udało. Dobranoc.
Nacisnęłam klamkę i wyszłam na korytarz. Isabelle podążała za mną spojrzeniem, póki nie zniknęłam za zakrętem.
***
Obudziłam się wtedy, kiedy dostałam w głowę pomarańczą. Uniosłam się nadal zaspana i przetarłam oczy. Siedziałam na drewnianym krześle w kuchni, a za poduszkę robił mi talerz z niedojedzoną kanapką. Ziewnęłam i przeciągnęłam się.
- O. A więc wreszcie wstałaś -powiedziała Isabelle. Dopiero teraz zauważyłam, że krząta się przy blacie i coś szykuje. W powietrzu unosił się zapach gorącej czekolady i racuchów.
- Co ty tu robisz? -Spojrzałam na zegar.- Co? Już 10?
- Tak. Pracowałaś do późna i zasnęłaś, gdzieś koło trzeciej -Is przewiązała się w pasie fartuchem i wylała racuchową masę na skwierczącą patelnię. Przyjemnie zasyczało.
- Skąd wiesz? Nie spałaś wtedy?
- Spałam. Maya mi powiedziała.
Był już 10 dzień odkąd się tu wprowadziłyśmy. Maya na początku nie akceptowała Belle, jako domownika, ale ostatnio zaczęła ją akceptować. Chyba miała do niej stosunek, jak zięć do teściowej. Wiedziała, że tak musi być, ale niezbyt jej się to podobało.
<cd. Isabelle>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz