Było mi tak przyjemnie. Dryfowałem w ciepłej toni jakiejś niezwykłej substancji. Nagle poczułem,jak zalewa mnie fala zimnej wody. Nade mną majaczył jakiś cień. Topiłem się, a przerażająca Syrena chciała mnie pożreć! Zacząłem się szamotać i bić na oślep.
-AAA! Ratunku! Pomocy! - Wydarłem się i zdałem sobie sprawę, że aktualnie znajduję się na jakimś łóżku. Tajemniczą postacią nade mną okazał się William, a ja właśnie miotałem się, jak ryba uwięziona w sieci tuż przed jego nosem w jego mieszkaniu i prawdopodobnie jego łóżku. Przestałem wymachiwać rękoma na wszystkie strony i straciwszy równowagę spadłem z łóżka. Bach! Nie było to zbyt przyjemne, lecz pod wpływem jeszcze większego zażenowania przed obcą osobą, zapomniałem o bolących czterech literach.
-Haha! Jesteś zabawny.-William śmiał się głośno. Przynajmniej dostarczam mu jakiejś rozrywki. Ale zaraz... Przecież ja miałem uciec przez okno w łazience... Chyba mi to nie wyszło. Muszę to teraz jakoś wytłumaczyć. Podniosłem się obolały z ziemi, a chłopak przestał się śmiać.
-Emm... Przepraszam za kłopot, ale jak poszedłem do toalety to nagle zrobiło mi się słabo i musiałem zaczerpnąć świeżego powietrza... i chyba spadłem z tego taboretu i uderzyłem się trochę za mocno w głowę.- Wymyśliłem coś na poczekaniu. Spojrzałem na Williama. Uśmiechał się sarkastycznie.
-Niezła bajka.-Pokiwał głową.- Jednak mi nie musisz wciskać kitu,przecież wiem,że chciałeś dać nogę i trochę ci to nie wyszło. - Znowu zaczął się śmiać.
-Ee... Racja.-Zatkało mnie. O matko! Co on mi teraz zrobi?
-Dobra, skoro ci już lepiej, to wracaj do salonu i napraw wreszcie to okno. - Opanował śmiech, ale nadal się głupio uśmiechał. Zaczęło mnie to drażnić. Wziąłem Stefana na ramię i ruszyłem do pokoju. Spojrzałem na to idiotyczne okno zabite deskami. Najchętniej jeszcze raz bym je rozwalił.
-Wiesz co?! Po co każesz mi je naprawiać skoro to i tak nie ma sensu?!- Podniosłem głos. - Nie potrafię naprawić go gołymi rękami, nie mam nawet pieniędzy na jego naprawę, a te moje zaklęcia nawet nie nadają się na tanie sztuczki do cyrku, bo są po prostu do niczego!-Wycelowałem w te durne deski i wrzasnąłem:
-Fixum! -Odwróciłem się z powrotem do Williama, nawet nie spoglądając na efekt końcowy.- I co? I nic, okna dalej nie ma.
Mężczyzna wpatrywał się zdumiony w miejsce,gdzie powinno znajdować się okno.Spojrzałem w tamtym kierunku, a okno dumnie wypełniało swoje miejsce.
-Wow... Jednak coś potrafisz. - William nadal nie mógł wyjść ze zdumienia. Chyba uważał,że ta historia o byciu czarownikiem była kolejną bajeczką.
-Ha! Czasami mi coś wychodzi.- Wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu. Jednak moja radość nie potrwała zbyt długo. Chwilę później okno rozleciało się na kawałeczki z głośnym brzdękiem tłuczonego szkła. No to tyle jeśli chodzi o trwałość moich zaklęć.
-Co teraz planujesz zrobić? - Chłopak powątpiewająco się mi przyjrzał.
-Nie mam pojęcia. Nie mam kasy. Może mógłbym to jakoś odrobić?- Zrezygnowany wbiłem wzrok w podłogę.- Mógłbym zrobić coś innego w ramach rekompensaty za zniszczenie tego okna.
[William?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz