Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

14 lipca 2015

[Wielka Powódź] Od Airis cd. William'a

Jedyne czego mi aktualnie brakowało to tony wody lejące mi się prosto na łeb. Szczególnie w momencie, kiedy ciecz zmienia się w sople lodu. Czasem więc idąc przez miasto zadziwiałam ludzi lodowymi fryzurami. Oczywiście, żeby nie było zbyt kolorowo miałam problem z poruszaniem się, aby przypadkiem nie dotknąć mokrej, bądź zatopionej ziemi. Niejedna osoba mogłaby się lekko zdziwić widząc lodowaty most, który powstał w temperaturze piętnastu stopni. No cóż, życie. Siedziałam zwinięta na łóżku pod dwoma puchowymi kołdrami. Była siódma. Pomyślałam o moim stażu i śledztwie, jakie przyszło mi ,,prowadzić". Woda zalała wszystkie ślady, zatrzymując śledztwa w martwym punkcie. Usłyszałam cichy sygnał dzwoniącego telefonu. Wygramoliłam się z kołdry i próbowałam go znaleźć. Dopiero po minucie zorientowałam się, że dźwięk dobiega spod łóżka. Kiedy wreszcie odebrałam, w słuchawce zabrzmiał gruby głos mojego przełożonego.
-Accardi, zapominasz się! Mogę wiedzieć, co Ci tak przeszkodziło w podniesieniu tego cholernego telefonu?!
-Czy mogę wiedzieć o co chodzi?
-Sprawa raczej się nie ruszy, dlatego przesunąłem Cię na czas powodzi. Otrzymałaś inne zadanie. Będziesz chodziła po wyznaczonych domach i ogłaszała alarm, bądź ewakuację- spojrzałam na zegarek. Naprawdę, wolałam w tej chwili spać niż latać po domach zadufanych pachołków i przypominać im o wodzie, której z pewnością nie zauważyli, Jednak, cóż miałam zrobić jak nie wyrazić zgody. No cóż, albo to, albo warzywniak do końca życie.
-Oczywiście. Mogłabym usłyszeć adresy... ulice?
-Proszę bardzo. Do końca miesiąca się z tym nie wyrobisz- odparł mężczyzna. Czułam, że sprawia mu to ogromną satysfakcję. Zaczął wymieniać. Wcześniej wzięłam notatnik i zabrałam się do zapisywania.
***
Szłam przez miasto. Musiałam wyglądać osobliwie w moim stroju. Na pewno neonowo-żółte kalosze, jak i płaszcz przeciwdeszczowy, raczej mocno odcinały się od rzeczy najczęściej noszonych przez mieszkańców. Brodziłam po kolana w wodzie modląc się o to by moje moce nie aktywowały się zbyt szybko... albo najlepiej wcale. Właśnie przechodziłam obok sklepu z wiosłami. Przypomniałam sobie jak wyglądał kilka dni wcześniej. To głupie jak ludzie potrafią być głupi i pazerni. Z niewielkiej kwoty, cena zamienia się w monstrualną tylko pod wpływem zjawiska atmosferycznego. Oni i tak dalej przepłacają i pozwalają sobie mydlić oczy. Idioci. Spojrzałam na kartkę z adresami. Podeszłam do pierwszego domu. Jego wielkość zapierała dech w piersiach. Wspaniały, wyniosły i monumentalny. Obejrzałam się dookoła i ujrzałam wszechobecną nędzę panującą w reszcie tej dzielnicy. Ponownie spojrzałam na kartkę. Tylko ten dom. Skorumpowane społeczeństwo. Zaczynam ich wszystkich nienawidzić.
***
Starsza pani rzuciła mi mordercze spojrzenie. Po wcześniejszej ocenie wysokości, na której znajdowały się pomieszczenia mieszkalne, doszłam do wniosku, że nawet gdyby poziom wody podniósł się jeszcze o dwa metry i tak domownicy nie musieliby się martwić o to, że ich perskie dywany mogłyby zrobić się wilgotne. W domu pachniało świeżymi ciastkami i topionym cukrem.
-Pani Brownrosse'y nie spodziewała się żadnej wizyty. 
-Mam nakaz ostrzeżenia przed ewentualnymi problemami z deszczem. Byłabym wdzięczna, gdybym mogła powiadomić o tym bezpośrednio samego właściciela...
-Pan mąż Pani Brownrosse'y wyszedł z domu. Proszę stąd wyjść albo wezwę policję- powiedziała staruszka. Ogólnie rzecz biorąc, pomoc ze strony miasta była bardzo miło przyjmowana. Nie zadałam sobie trudu pożegnania się. Wyszłam mocno trzaskając drzwiami. 
***
Szłam ulicą. Starałam się nie oddychać nosem. Zważywszy na odór ścieków, które wypłynęły z kanalizacji dostałam nudności. Na dzisiaj, na szczęście skończyłam już pracę,wszystko dzięki temu, że większość z domów, jakie miałam odwiedzić, były puste, a właściciele pozostałych nie raczyli się ruszyć, aby otworzyć mi drzwi. Oparłam się o ścianę jednego z domów, aby odpocząć. Woda w tej części miasta sięgała mi do kolan. Było około dziewiątej. Do moich uszu dobiegł rozdzierający pisk.
-Phantom zabij to!- krzyknął mężczyzna
-Will to tylko płotka- odpowiedział drugi po czym rozległo się uderzenie, a zaraz po nim plaśnięcie. Nie wiedziałam czy oberwał pierwszy z ludzi, czy ryba.
-Boże najdroższy to się rusza!- kolejny krzyk. Wnioskując po ,,rybie" w domu musiała być woda. Postanowiłam, że mogę ostrzec ludzi, którzy takowej pomocy potrzebują. Położyłam dłoń na klamce i nacisnęłam. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
-Dzień dobry tutaj policja, mam nakaz poinformowania o konieczności zachowania szczególnej ost... Boże święty co to?!-wykrzyknęłam. Czarnowłosy mężczyzna wisiał na drugim, jak mniemam Phantomie. Tamten siłował się z dziwną istotą. Wystarczył jeden rzut oka, abym zorientowała się kim ona jest. Syrena. Wyciągnęłam nóż, jednak tamta zauważyła to i rzuciła sie w moim kierunku. Kopnęłam ją w brzuch. Dziewczyna uderzyła w ścianę, jednak natychmiast powtórzyła atak. Rozcięłam jej policzek, a z rany zaczęła kapać perłowa ciecz. Zbyt długo skupiłam wzrok na dziwnym kolorze jej krwi. Upadłam pod wpływem uderzenia ogonem w brzuch. W tym momencie spadł mi but, a goła stopa dotknęła wody. Syrena rzuciła się na mnie i zamarzła z rękami lekko zaciśniętymi na moim gardle i twarzą oddaloną od mojej o jakieś trzy centymetry.
<William?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz