- Może powinnaś ją tego nauczyć. To byłoby zabawne -powiedziała Maya, siadając na żyrandolu. Uśmiechała się mściwie. Rzuciłam jej skrzywione spojrzenie.- No co? Śmiesznie by było patrzeć, jak ją niszczysz. Jest słaba.
- Po pierwsze nie zamierzam tego robić. Po drugie nie jestem dobrym nauczycielem -odparłam i podsunęłam sobie czerwoną poduszkę pod brodę.
- Barry'ego nauczyłaś.
Wzdrygnęłam się.
- On to co innego -próbowałam się wytłumaczyć.- I nie uczyłam jego zabijania tylko obrony.
- Jak dla mnie równoznaczne jest z mordowaniem -Maya się zaśmiała.
- Zrobiłam to tylko z jednego powodu. Przeze mnie był w niebezpieczeństwie. Musiał umieć walczyć.
- Ale jesteś nudna -Maya ułożyła widmowe usta w podkówkę. Pokazałam jej język.
***
Przez następne dni, gdy Belle dopadała mnie w najmniej korzystnych momentach i próbowała mnie przekonać do nauki, ja ciągle odmawiałam. Próbowała groźbą, prośbą, płaczem, histerią i błaganiem. Ja jednak trwałam, jak ten niewzruszony głaz, o którego odbijają się fale. Byłam opanowana, nie straciłam kontroli. Był 4. dzień odkąd Isabelle wyskoczyła z tą propozycją. Siedziałam w dużym fotelu ze skóry popijając cappucino ze skórką pomarańczy i cynamonem. Udało mi się zamówić kawę przez internet, dzięki czemu teraz raczyłam się tym wyśmienitym napojem. Ze lekkim smutkiem stwierdziłam, że przypomina mi dom i Barry'ego. Ciekawe co się z nim teraz dzieje. Zgarnęłam ze stołu przygotowaną wcześniej pocztę i zaczęłam ją przeglądać. Rachunki za prąd i wodę, kilka ulotek firmy kosmetycznej oraz dwa listy. Skupiłam się na tych ostatnich. Jedna była czerwona, zdobiona koperta, a druga była zwykła biała. Zaczęłam od tej pierwszej. Papier pachniał lekką wonią przypraw. Z czymś mi się kojarzył.
,, Dom duchów, betonowa dżungla, serce poplamione atramentem, zabójcze spojrzenie i komórka pod mikroskopem."
Nie rozumiałam mieszaniny tych liter. List nie był podpisany. Zmarszczyłam brwi. Pismo też było znajome, ale nie mogłam sobie przypomnieć, skąd je znam. Zgięłam kartkę kilka razy i schowałam ją w kieszeni czarnej bluzy. Drugi list o wiele bardziej zrozumiały.
,, Elen,
Nie wiem czemu wyjechałaś bez pożegnania. Bardzo mnie to ubodło. Wiedz, że czuję się bardzo obrażony.
Oczywiście żartuję. Stęskniłem się za Tobą, jak cholera. Dbasz o siebie? Pijesz ten okropny śliwkowy kompocik? Ubierasz się ciepło? Mam nadzieję, że chociaż tymi kilkoma słowami wywołałem na Twojej twarzy ten uśmiech, który nie gości tam u Ciebie często. Twoje łóżko leży puste już tak długo. Brakuje mi tej Twojej zaciętej miny, gdy rysujesz swoje projekty, albo cichej pogróżki, gdy przyjmujesz zlecenia. Może uznasz mnie za mięczaka, ale brakuje mi Ciebie.
Czekam z niecierpliwością, kiedy wrócisz.
B.
PS Dołączam do mojego listu fragment wiadomości, którą ostatnią dostałem od mojego kuzyna."
Gdy przeczytałam tę sensację to prawie się zaśmiałam. Prawie. Do pokoju weszła Isabelle.
- Posłuchaj tego -rzuciłam i zaczęłam czytać.- Drogi kuzynie, mój 8-letni syn ostatnio zachowywał się bardzo dziwnie. Gdy chodziliśmy do sklepu, kupował sobie mnóstwo słodyczy, ale ich nie zjadał. Zacząłem się temu dziwić. Udało mi się złapać na przerwie jego najlepszego kolegę. Okazało się, że mój malec sprzedawał słodycze. Jakiś chłopak kupił sobie na krechę i nie oddał pieniędzy w terminie. Jared zebrał kilku goryli z gimnazjum i dali chłopakowi popalić. Dziecko zeszczało się ze strachu. Ogarniasz? Dziecko szefem mafii! Oczywiście, Carol nie była zachwycona. No ale to kobieta. Nie potrafi się bawić.
- ...
<cd. Isabelle>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz