-Kiedy ruszymy?
Elena wymownie popatrzyła na stertę zużytych chusteczek leżących na podłodze.
-Jesteś chora...
Machnęłam ręką i zrobiłam słodkie oczka.
-Proszę, proszę, prooooszę.
Niebieskooka spojrzała na mnie wzrokiem, który z zamysłu miał być srogi i karcący, ale odrobinkę jej nie wyszedł.
Uśmiechnęłam się.
-Prooszę.
-Dzisiaj na pewno tam nie pójdziemy...
-A jutro??? - zrobiłam minę niczym mem "Mom, please "
-Niech ci będzie. - przewróciła oczami
Odtańczyłam bardzo skomplikowany taniec szczęścia, powtarzając "Juhu" co wywołało głośne parsknięcie śmiechem mojej towarzyszki.
Uśmiechnęłam się i wypiłam zimną herbatę stojącą na nocnej szafce.
Elena pokręciła głową i wyszła.
***
Obudził mnie kaszel. Mój własny. Gardło piekło mnie niemiłosiernie. W głowie czułam pulsujący ból. Wzięłam głęboki oddech i natychmiast tego pożałowałam. Zaczęłam kaszleć i poczułam odruch wymiotny. W pośpiechu wzięłam kubek i zwymiotowałam krwią. Wytarłam usta wierzchem dłoni i schowałam dowody pod łóżko.
Później nawiedziły mnie koszmary o duszącym mnie krzaku dzikiej róży.
***
Obudziła mnie Elena.
-Jest 8 rano. Zaraz wyruszamy. Rusz się Śpiąca Królewno. - uśmiechnęła się serdecznie.
Nie miałam zamiaru uświadamiać jej ,że nazwała mnie tak samo jak Maya poprzedniego dnia.
-Już wstaję. - przeciągnęłam się.
-Ok. Ja zaraz wrócę. Muszę wziąć jakąś broń.
-Nie ma sprawy. - odpowiedziałam i zaczęłam się zastanawiać jak ma zamiar ich zabić.
Miałam nadzieje,że to będzie długie i bolesne
<cd. Elena>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz