Czy to normalne,że rodzinka wywaliła mnie z domu, a tydzień później zaczął lać deszcz? A po kolejnym tygodniu nie przestał padać i teraz jest wszędzie trochę za dużo wody? Nie... Takie rzeczy przytrafiają się tylko mnie i mojemu kochanemu pechowi. Stefan wbijał mi, jak zawsze, pazury w ramię, gdzie kiwał się niczym papuga, którą zresztą kiedyś był. W sumie nadal jest. Jedyne co w nim kocie, pomijając oczywiście wygląd, to świadome korzystanie z pazurów, którymi teraz może mi co chwila robić szramy na twarzy. A i oczywiście głośne miauczenie zamiast głośnego krakania. To na tyle, jeśli chodzi o kochanego Stefcia. Wędrowałem sobie ulicami Miasta w zacnym płaszczu przeciwdeszczowym, koloru truskawkowego, a moja cudowna rodzinka ( składająca się prawie z samych bab,oprócz oczywiście mnie i ojca) siedziała sobie w willi w górach, gdzie ich woda nawet nie podmywa. Takim to dobrze. Nagle z naprzeciwka zaczął zbliżać się jakiś ciemny niewyraźny kształt,płynąc powoli tuż pod powierzchnią wody. Stefek się zjeżył i zaczął coraz mocniej wbijać pazury w ramię. Czyżby to była jedna z tych Syren, o których tyle słychać? Wolałem dmuchać na zimne.
-Ignis!- Wypowiedziałem zaklęcie i wycelowałem dłoń w kierunku zbliżającego się kształtu.Kula ognia odbiła się od tego czegoś i z głośnym świstem stłukła czyjeś okno.
-Cholera! - Zakląłem pod nosem. Tymczasem moja "Syrena" okazała się przewrócona do góry dnem łodzią. Haha! Jak zwykle... Nagle z wybitego okna doleciały mnie jakieś krzyki. Chyba będę musiał to naprawić. Po chwili wychyliła się czyjaś głowa i spojrzała prosto na mnie. No to mam przechlapane.
[Ktokolwiek?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz