Cieszyło mnie to że Karen zaprowadziła mnie do tego gościa, nie musiałem przynajmniej już chodzić szukać go po krzakach.
Po tym jak dziewczyna mnie opuściła postąpiłem kilka kroków do drzwi małej chatki i zapukałem w nie. Grabarze nie zawsze zabijali od razu często ofiary wiedziały że przychodzi na nie czas i same na nas czekały. Ten facet jednak był przekonany że pożyje jeszcze długo.
Otworzył drzwi i nie uraczył mnie uśmiechem, był brzydki, gruby i nieprzyjemny. Nie dziwię się jego żonie że modliła się o jego śmierć, wydawał się być skurwielem.
- Czego?
- Dzień dobry.
- Czego, pytam się dziewucho.
Nosz cholera jasna! Znowu mnie mylą z dziewczyną! Czy ja naprawdę wyglądam tak jak ona? Rozumiem że mam długie włosy ale no hez przesady...
Westchnąłem i pchnąłem go by wszedł bardziej do domku. Zdziwił się trochę ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć to wyjąłem swój pistolet i strzeliłem. Ta broń nie była zwykła, ona odbierała nie tylko życie ale i duszę, którą musiałem oddać Śmierci.
Teraz też tak się stało, koło truchła leżała mala buteleczka z bialym dymem, na ciele natomiast nie było śladu po kuli, lekarze sądowi stwierdzą że to był zawał.
Wziąłem buteleczkę i powolnym krokiem poszedłem po domu.
Następnego dnia byłem trochę nie wyspany, w nocy włączył się alarm w jakimś sklepie, przyjechała policja, afera była i spać się nie dało.
Rano, po śniadaniu i przekazaniu Śmierci buteleczki z duszą wyszedłem sobie na spacer. A może coś mnie natchnie i polubię naturę tak bardzo jak lubi ją Karen? Chociaż nie... ja się do tego nie nadaję. Ale na spacerek iść mogę.
[Karen?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz