Poczułam pulsowanie z tyłu głowy. W
takich chwilach cieszyłam się, że nie czuję świata zbyt dobrze.
Moje oczy zmieniły barwę z czerwonych na ciemno fioletową.
-Wytłumacz mi wszystko, po kolei
-rozkazała szarooka, celując pistoletem w moją głowę. Serio?
Straciłam przytomność zaledwie na minutę, a ona skądś
wytrzasnęła pistolet?
- Niby co? -spytałam opryskliwie.
Wizja przebicia mojej głowy przez metalową kulę nie przerażałam
mnie. Dziewczyna mogła się niemiło zaskoczyć. Widać było po
niej zdecydowanie. Nie zamierzała zostać zastraszoną. To i tak nie
zdobyło mojego szacunku, bo niewiele osób szanowałam (szczerze
mówiąc, tylko 2), ale mimowolnie mnie rozbawiła. Dobra, bardziej
rozbawił mnie jej upór.
,,No dalej. Zastrzel mnie” rzucałam
jej wyzwanie. Przestąpiła z nogi na nogę.
- Powiedz czemu zdziwiło cię
zobaczenie mojego ramienia -poleciła. Zaśmiałam się wymuszonym
śmiechem i wstałam z podłogi. Było mi jakoś za lekko. Głupia
dziewucha, rozbroiła mnie! Lufa pilnowała mojej głowy, jak pies
swego pana.
- To bardzo śmieszne -nie
odpowiedziałam. Przypomniało mi się znamię, które u niej
ujrzałam. Mimowolnie zobaczyłam przed oczami wspomnienia.
Patrzę na wszystko oczami
niemowlaka. Nie wiem dlaczego to pamiętam, tak jakby zdarzyło się
to wczoraj. Podchodzi do mnie mężczyzna o bardzo jasnej skórze,
taką jak moja. Dwa albinosy . Gaworzę z uśmiechem i wyciągam
pulchniutkie rączki w stronę, jak mniemam, ojca. Dorosły bierze
mnie w ramiona i zanosi do kobiety. Ta kładzie mnie na swoim
ogromnym, przypominającym wielką kulę do kręgli, brzuchu i
szepczę mi do ucha.
- Jesteś cudowna, Elenko. I tak do
mnie podobna.
Kobieta gilgocze mnie po brzuchu, a
ja obracam się na brzuch, by nie mogła dosięgnąć czułego
miejsca. Mój śmiech berbecia rozbrzmiewa na sali.
- Popatrz, kochanie. Mała ma takie
samo znamię, jak ja -słyszę niewyraźne głosy. Czyjś palec
przejeżdża mi po ramieniu, jakbym miała tam coś wytatuowane.
Śmieję się.
- Jesteście do siebie bardzo
podobne. Kształt oczu, ust, włosy, śmiech. Tylko skórę ma po
mnie -Był to głos mężczyzny.
- Pamiętaj, Elenko, za nic w
świecie nie usuwaj sobie znamienia. Jest on naszą więzią. Naszym
sekretem. Żartem, który tylko my będziemy rozumieć. Kocham cię
-Głos zanika.
Wizja się skończyła. Znów patrzę w
wymierzony we mnie pistolet. Ogarnęła mnie dziwna nostalgia.
Smutek. I... złość. Jak ta dziewczyna ma prawo niszczyć mój
jedyny kontakt z matką?! Staram się opanować. Tylko temat rodziny
zawsze wyprowadza mnie z równowagi. Zastanowiłam się, jak bym to
musiała odczuwać, gdybym funkcjonowała normalnie. Czy moja mama
miała też inne dzieci? Dopiero teraz przypomniałam sobie, co było
ważnego w tym wspomnieniu. Brzuch. Rozdęty jak balon. Nie. Nie.
Nie. Wyjaśnienie spadło ze mnie, jak grom z jasnego nieba.
- Niby co jest takie śmieszne?
-spytała się dziewczyna z irytacją. Ucieszyłam się, że
zaczynałam ją wyprowadzać z równowagi. Już myślałam, że jest
kolejną snobką.
- Zabawne jest to, że... -Kątem oka
zauważyłam mój arsenał, który bezczelnie mi zabrała. Starałam
się nie patrzeć w tamtą stronę. Czas użyć telekinezy.- ...masz
takie samo piętno, jak moja matka. I ja.
Dziewczyna starała się przyswoić tę
informację. Bronie uniosły się bezszelestnie ze stołu i zaczęły
podfruwać do mnie.
- Że co?! -warknęła w końcu.
Westchnęłam. Odwróciłam się do niej tyłem i odsłoniłam ramię.
Krzyknęła zaskoczona. Identyczny znak wyróżniał się na tle
mojej alabastrowej skóry. Niestety, nie opuściła lufy.
- I jeżeli byłabyś łaskawa opuścić
pistolet, bo: a) zaczyna mnie to irytować, b) za chwilę ręka ci
zwiędnie i c) chyba nie chcesz zabić siostry, to byłoby mi miło.
Wyraziłam wreszcie myśl, która
nasuwała się sama. Było to dość brutalne z mojej strony.
Dziewczyna zamarła. No cóż, nie codziennie dowiaduje się, że się
ma siostrę morderczynię, która zabija ci pracodawców. Nareszcie
moje uzbrojenie podleciało do mnie i wpadło na swoje miejsca.
Znajomy ciężar sprawił, że poczułam się pewniej. Dziewczyna
mimowolnie nacisnęła spust. W ostatniej chwili zatrzymałam kulę w
locie. Przez chwilę moje serce zabiło szybciej. Właśnie dlatego
łamię prawo. Adrenalina wyzwalająca się podczas tych... wypraw,
daje mi poczucie, że żyję.
- Nieładnie, tak zabijać siostrę
-mruknęłam z sarkazmem. Podbiegłam do otwartego okna, pożegnałam
się słowami: Arrivederci! i wyskoczyłam. Ubranie przez chwilę
łopotało mi na wietrze. Rozłożyłam ręce i obróciłam się tak,
że spadałam plecami do ziemi. Szarooka podbiegła do okiennic i
patrzyła na mnie z przerażeniem. Na trzy sekundy przed upadkiem
zamieniłam się w kruka i wyleciałam w górze, obstawiając czy
dziewczyna umarła na zawał, czy jednak nie. Jeżeli kruki mogą się
mściwie uśmiechać to ja to zrobiłam. To kara za zabranie mi
mojego kochanego ekwipunku. Na razie musiałam wszystko przemyśleć.
Siostra. Kto by pomyślał?
<cd. Airis>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz