Deszcz lał niemiłosiernie. Zaczęło robić mi się coraz bardziej zimno.
- Wiesz, każdy potrafi skłamać. Dokumenty też kłamią. I to często. - Ah, dziewczyna chyba nie myślała, że skoro ktoś jej wciśnie jakąś bajeczkę o demonicznym ojcu, który rzekomo popełnił samobójstwo, to będzie jak najbardziej prawda... Musiałem jej wyjaśnić kilka spraw, ale nie tu.
- Wiem o tym, ale jednak, to jakoś wydaje mi się być prawdą. - Airis odparła spokojnie.
- A mi właśnie zajeżdża na kilometr, jakimś kitem. - Uśmiechnąłem się, mimo, że wcale nie było mi do śmiechu przez ten cholerny deszcz. - Um, możemy udać się w jakieś suche miejsce, by dokończyć tą rozmowę? Oczywiście o ile już lepiej się czujesz. - Zaproponowałem.
- Jasne, tylko proszę cię, nie wracajmy do tamtego pokoju. - Spojrzała na mnie błagalnie.
- Ok. Nie ma sprawy. - Po chwili dodałem. - Jeśli nie masz nic przeciwko, zapraszam cię do swojego mieszkania.
- Niech będzie. - Dziewczyna zgodziła się całkiem ochoczo. Wreszcie nie będziemy musieli tu moknąć.
- Poczekaj chwilkę tutaj w korytarzu, ja szybko załatwię pewną sprawę w recepcji. - Wskazałem jej drzwi komisariatu i sam pobiegłem truchtem do blatu, za którym tym razem siedziała Stephanie, która robiła jedynie za recepcjonistkę.
- Hej Steph! Oddaje klucz do pokoju 25. Przesłuchanie skończone, jutro zajmę się raportem ze sprawy. Należy wysłać jakichś ludzi od elektryki do "Galerii Andreasy", według świadków była to po prostu awaria, więc miło by było jakby ktoś to sprawdził. - Odłożyłem klucz na blat i zgarnąłem kurtkę z mojej szafki oraz kluczyki od motocykla. Jak dobrze, że przy tym komisariacie był podziemny parking, dzięki czemu mój ducati nie będzie mokry, ani w późniejszym czasie pordzewiały. Wróciłem do korytarza, gdzie czekała na mnie Airis.
-Chodź, czeka cię przejażdżka motocyklem. - Wyszczerzyłem zęby do niej i ruszyłem do przejścia na parking. Podałem dziewczynie kask, założyłem swój i wskoczyłem na motor. Wyjechałem z parkingu i pomknąłem przez Miasto. Deszcz uderzał w nas boleśnie, ale to nie miało dla mnie znaczenia. Każda jazda była dla mnie niesamowita. Dotarliśmy do mojego bloku i zaprowadziłem gościa do mieszkania.
- Siemka Fred! - Rzuciłem z przyzwyczajenia do mojego pupila.
- Kto to Fred? - Airis spojrzała na mnie zaciekawiona.Wskazałem na terrarium z gadem w środku.
- To on. Mój żółw Fred.- Zdjąłem kurtkę i wskazałem dziewczynie kanapę, by na niej usiadła.
- Przejdźmy od razu do rzeczy. - Powiedziałem szybko. - Ja sam jestem Żołnierzem. Moja matka umarła zaraz po porodzie, a ojciec demon ulotnił się jeszcze przed moimi narodzinami. Gdzieś tam sobie bydlak żyje.
- Wiedziałeś o tym przez cały czas?
- Nie. Dowiedziałem się dopiero, kiedy miałem 18 lat. Wcześniej babcia, która mnie wychowała, wciskała mi kit, że moi rodzice zginęli w wypadku, kiedy byłem mały. - Wyjaśniłem.
- Więc jak się o tym dowiedziałeś? - Airis była wyraźnie zainteresowana moją historią.
- Cóż, byłem dociekliwy i chciałem poznać całą prawdę o moich rodzicach. Pogrzebałem trochę w kartotece szpitalnej i dowiedziałem się, że moja matka zmarła zaraz po moich narodzinach z powodu powikłań poporodowych i całkowitemu wyczerpaniu organizmu. To mi od razu wskazało, że moja babcia kłamała. Dlatego ją przycisnąłem i koniec, końców wyznała mi całą prawdę.
- Rozumiem. Czy to możliwe, by z moją rodziną było podobnie? - Spytała się cicho.
- Wydaje mi się, że jest to bardzo możliwe. - Pokiwałem głową. - W szczególności, że naprawdę jesteś Żołnierzem. Jeśli chcesz mogę ci pomóc odkryć prawdę o twojej przeszłości... - Stwierdziłem bardzo poważnie.
[Airis?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz