Ten szaleniec dźgnął nożem Jeremiasza i miał czelność wyzywać mnie od morderców?! Przegiął.
- Niech się pan zastanowi, co do cholery jasnej, pan wygaduje. - Ledwo hamowałam gniew. Jeszcze machał mi przed nosem, tym swoim "ostrzem". - Zacznijmy od tego, że jest pan niezrównoważony psychicznie! - Wytknęłam w niego palcem. Spojrzałam z ukosa na zgiętego wpół Jeremiasza, który z pewnym przerażeniem patrzył się na tego faceta i ... na mnie. Super, to był ostatni sposób, w jaki chciałam, żeby Jeremiasz się dowiedział o tym, czego sama nie pamiętam.
- Zwariowałem przez ciebie! To ty zabiłaś moją żonę! - Wrzasnął z rozpaczą w głosie.
- Gabrielle, o czym ten facet mówi? - Jeremiasz zaczął się ode mnie odsuwać. Miałam tego wszystkiego powoli dość.
- Nic nie pamiętam, rozumiecie?! Nie pamiętam, bym zabiła kogokolwiek w moim pojebanym życiu!- Tym razem to ja się wydarłam. Zarówno mojego kolegę, jak i tego obcego mężczyznę przytkało.
- Jednak wszystko wskazuje, że to ja zabiłam tych ludzi tej nocy. - Dodałam ciszej. Spojrzałam po twarzach moich rozmówców. Jeremiasz wykrzywił się z bólu, był strasznie blady, ale pewnie był także zły na mnie. Natomiast nasz niespodziewany gość odzyskał animusz.
- Właśnie! Jesteś mordercą! Powinnaś umrzeć! - Rzucił się na mnie z nożem i dźgnął mnie w udo. Materiał spodni zaraz nasiąknął od krwi. Nie skrzywiłam się nawet, chociaż cholernie bolało. Wykorzystałam jednak ten niespodziewany atak i wytrąciłam narzędzie z rąk psychopaty. Uwolniłam szybko odrobinę mocy, by zwiększyć swoją siłę i szybkość, po czym natychmiast obezwładniłam tego wariata wykręcając mu ręce do tyłu i przyciskając do ściany.
- AAA! Puść mnie ty suko!- Wydarł się i zaczął szamotać na wszystkie strony.
- Nie chcę ci nic zrobić. Wiem, jak to jest stracić kogoś kogo się kocha. Doświadczyłam tego,a tą osobę zabił mój własny ojciec. Przez to stałam się tym, kim jestem i przez to wczorajszej nocy nie zapanowałam nad własnym ciałem i zabiłam niewinnych ludzi. - Powiedziałam to przypominając sobie ból, jakiego doświadczyłam, gdy mój ojciec, któremu ufałam bezgranicznie, zabił Gerarda. Po policzku spłynęła mi pojedyncza łza. Kurwa! Nie mogę okazywać słabości! Facet zamilkł i przestał się rzucać. Powoli go puściłam. Skurczybyk rzucił się w stronę noża, na szczęście, Jeremiasz z trudem popchnął narzędzie, które wpadło pod jakąś szafkę. Desperat zmienił kierunek i ruszył szybko w kierunku wyjścia. Chciałam go zatrzymać, jednak moja noga odmówiła posłuszeństwa. Kurde, za mało mocy uwolniłam, by rana przestała chociaż krwawić. Nie mogę uwolnić więcej, bo to stwarza pewne zagrożenie.
-Cholera! - Upadłam na podłogę obok Jeremiasza, który był niezdrowo blady i jakby nieobecny.
- Kim ty jesteś Gabrielle? - Spytał się cicho i zemdlał. Muszę się nim szybko zająć, inaczej może być źle. Eh, w takim stanie nic nie zdziałam. Urwałam kawałek bluzy i zrobiłam sobie opaskę uciskową nad raną. Przez mój wcześniejszy zastrzyk mocy, miałam aktualnie trochę więcej siły niż przeciętna kobieta mojego pokroju. Dźwignęłam się z podłogi, krzywiąc się z bólu i podniosłam nieprzytomnego Jeremiasza. Był ciężki, jak to nieprzytomny facet. Wyszłam z domu, zatrzaskując drzwi i ruszyłam w kierunku miasta. Miałam cholernie dużo problemów na głowie, ale teraz najważniejsze było to, by Jeremiasz trafił do szpitala. Pewnie szukała mnie policja,której w każdej chwili mógł o mnie donieść ten zdesperowany mąż. W dodatku obawiałam się nadejścia nocy, kiedy to znowu będę musiała się zamienić w potwora, jak się okazuje. Eh, życie demona jest okropne. Mogłam zostać w tej złotej klatce dla naiwnych aniołów, posłusznie usługując mojemu nieskazitelnemu ojcu. Jestem idiotką, którą zaślepiła "wolność, duma i nienawiść". Teraz za to płacę. Dotarłam do pierwszego lepszego szpitala. Weszłam targając na rękach zemdlałego Jeremiasza do recepcji.
-Pomocy! - Ktoś podleciał z noszami i zabrał biednego Jeremiaszka. Ulga trwała tylko chwilę. Z mojej rany nadal płynęła krew i moje spodnie były całe nią przemięknięte. Nagle przed oczami zrobiło mi się ciemno, nie mogę zemdleć. Wybiegłam szybko ze szpitala i zniknęłam w pierwszej lepszej ciemnej uliczce. Opadłam bez sił i czekałam, aż się ogarnę. Uwolniłam jednak ciut więcej mocy, by moja rana przynajmniej przestała krwawić. Weszłam do pobliskiego sklepu z odzieżą i kupiłam parę czarnych rurek, w które szybko się przebrałam. Wróciłam do szpitala.
- Przepraszam, gdzie leży ten czerwono-włosy chłopak, którego przyniosłam tutaj z raną? - Spytałam się grubej piguły, która stała za blatem recepcji. Ta spojrzała na mnie mało przyjemnie, znad okularów.
- A pani to kto? Rodzina? - Strasznie nieprzyjemna, jak na pielęgniarkę.
- Cóż owszem, jestem... - Kim ja mogę dla niego być? - Jestem żoną Jeremiasza! - Palnęłam bez namysłu pierwsze, lepsze pokrewieństwo i zaraz miałam ochotę walnąć się w tą psutą głowę.
- Dobrze. Niech pani pójdzie za mną. Pani mąż właśnie przeszedł operację. Na szczęście, żaden organ wewnętrzny nie został uszkodzony, chociaż mało brakowało, bo ostrze wbiło się dość głęboko i niebezpiecznie blisko płuca. - Odpowiedziała formalnym tonem. - Czyżby kłótnia małżeńska? - Wbiła we mnie podejrzane spojrzenie. Jejku, czemu wypaliłam z tym mężem? Mógłby być moim bratem!
- Niee... Robiliśmy remont mieszkania i to był wypadek przy pracy, a że mieszkamy niedaleko szpitala to przyniosłam męża sama. - Jak to w ogóle brzmi... Ta kobieta mi nie uwierzy chyba, co?
- Rozumiem, myślałam, że coś ciekawszego. - Odpowiedziała znudzonym tonem.- To tu. - Wskazała na salę 245.
Weszłam i zobaczyłam bladego Jeremiasza, który leżał na łóżku, podłączony do kroplówki i spał. Usiadłam na krzesełku przy łóżku i patrzyłam na niego. Za chwilę moje oczy zrobiły się ciężkie, więc oparłam się o łóżko i zasnęłam.
[Jeremiasz? Mężu? xd ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz