Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

12 kwietnia 2015

Od Airis do Joe

Stałam koło kuchenki. W całym mieszkaniu roznosił się zapach jajecznicy. Już miałam zdjąć patelnię z palnika, kiedy cała jej zawartość trysnęła na mnie. Pisnęłam z bólu, powstałym w kontakcie gorącej substancji z ciałem. Rachel do cholery masz jakiś problem?! Cóż, znowu muszę skończyć na śniadaniu złożonym tylko i włącznie z pomarańczy i herbaty. Idealnie. Ledwo starczało mi pieniędzy na prąd, ogrzewanie, wodę i utrzymanie, a jeszcze przy okazji większość jedzenia nie jest zdatna do spożycia z powodu mojej cudownej przyjaciółki. Wzięłam łyk brązowej cieczy. Bez cytryny, rzecz jasna. Na takie luksusy przecież mnie nie stać. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Miałam jakieś 15 minut do wyjścia. Sprzątnęłam jajecznicę z podłogi i z żalem wyrzuciłam ciepły posiłek do kosza. Obrałam cytrusa i poszłam z kawałkami na balkon. Zerwałam trochę szpinaku i bazylii. Złapałam jeszcze lekko zielonkawego pomidora. Pobiegłam do kuchni. Sparzyłam warzywo i umyłam zieleninę. Odgrzałam i pokroiłam kotleta z wczoraj i zmieszałam razem z pokrojoną resztą. Przerzuciłam wszystko do plastikowego pojemnika i polałam oliwą ze świeżymi przyprawami. Przynajmniej teraz Rachel dała mi spokój. Złapałam za torbę z rzeczami i wrzuciłam tam śniadanie. Nalałam trochę wody do małej butelki i wybiegłam z mieszkania, jak poparzona. Biegłam  przez miasto przez przypadek szturchając przechodniów. Usłyszałam kilka krzyków i niecenzuralnych słów rzucanych w moim kierunku jednak nie zatrzymałam się, ani na chwilę. Skręciłam w boczną uliczkę i wskoczyłam na mur. Szybko wspięłam się na górę, i zaczęłam przeskakiwać między budynkami. Dziwne, ale w taki sposób najlepiej dostać się do ,,Galerii Andersy". Mojego codziennego miejsca tortur. No cóż praca jak praca, a z czegoś utrzymać się trzeba. Zeskoczyłam z kilku-metrowego murka i wbiegłam do środka ozdobnego budynku.
-Panno di Accari, jest pani spóźniona o równe dwadzieścia trzy i siedem dziesiątych sekundy. W przyszłości takie obsunięcia nie będą tolerowane- powiedziała puszysta kobieta stojąca w szlafroku.
-Ma pani dzisiaj pokaz z dziewczynkami, i wszystko ma być perfekcyjnie. Oczywiście chodzi mi tutaj o pani dziedzinę- Boże czasem miałam ochotę ją zabić. Wystarczyła sekunda spóźnienia, aby miała pretensje. Jak na zawołanie kubek z naparem ,,wyrzucił" swoją zawartość wprost na twarz pani Anders. Rzuciła nienawistnym spojrzeniem na przedmiot i rzuciła nim o ziemię, po czym ruszyła przed siebie. Pobiegłam w przeciwnym kierunku i w porę wpadłam do sali tanecznej. Szybko założyłam długą czarną spódnicę i czarne, skórzane, podbite gwoździkami buty. Wtem do sali wpadło stado rozwrzeszczanych dziewczynek, które, albo się śmiały, albo wyrywały sobie włosy. Z tyłu szła jedyna w grupie Morthewia- przedstawicielka innej rasy niż ludzka. Pokaz miał zacząć się za około godzinę. Każda z nich miała przy sobie pokrowiec z sukienką i buty. Głupia zapomniałam! Na szczęście miałam wszystko w szafie. Czas na rozgrzewkę.
***
Przećwiczyłyśmy jeszcze triole z drugiej zwrotki sevillany . Zrobiłam szybki makijaż. Grubą kreską podkreśliłam oczy, a powieki pomalowałam ciemnym cieniem. Usta posmarowałam jeszcze krwiście czerwoną szminką. Zrobiłam koka i wstałam. Długa czarno - zielona suknia falowała pod wpływem moich kroków.
-Pomożesz mi z kokiem?- spytała jedna z dziewczynek. Wskazałam na krzesło, aby ta usiadła po czym przeczesałam jej włosy i szybko je ułożyłam. W podzięce dziewięciolatka złapała za upięcie na mojej głowie i bez namysłu zniszczyła mi fryzurę. Zeskoczyła z krzesła i podbiegła do koleżanek ze złośliwym uśmiechem. Nie rozumiem ludzi. Są tacy złośliwi. Po chwili podeszła do mnie nieco młodsza dziewczynka. Trzeba wspomnieć, że prowadzę kilka grup, w których znajdują się osoby w przedziale wiekowym między sześć, a siedemnaście lat.
-Pomóc Ci?- spytała uprzejmie. Usiadłam na krześle i lekko się przygarbiłam. Mała szybko uporała się z burzą moich kasztanowych włosów.
-Dlaczego one sa takie wredne, a ja nie?- spytała po ukończeniu pracy.
-Bo jesteś wyjątkowa- powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej. Klasnęłam kilka razy w ręce. Podopieczne ustawiły się w grupach.
-Wchodzimy za 2 minuty! Po kolei od najmłodszych do najstarszych. Potem tańczymy sevillanę razem!
***
To był już ostatni pokaz. Wspólny taniec w kole. Czułam, że Rachel zaraz coś odwali i miałam nadzieję, że nie zniszczy występu. Niestety jak zwykle wykrakałam. Jedna z lamp się spaliła, kilka innych spadło z sufitu. Ludzie zaczęli krzyczeć, a dziewczyny wbiegły za kulisy. Podążyłam za nimi. Po kilku minutach do budynku weszli policjanci. Powiedzieli, że mamy się przebrać i czekać na dalsze instrukcje przed budynkiem. Cudownie Rachel... Idealnie...
***
-Prosiłbym, aby wsiadła pani do radiowozu- powiedział do mnie wysoki mężczyzna.
-W jakim celu?- spytałam dociekliwie.
-Ma pani złożyć zeznania w sprawie wypadku.- odparł
-Dobrze-powiedziałam wsiadając do samochodu. Cudowny dzień w pracy. Lepiej być nie mogło.
***
-Czy wie Pani w jaki sposób mogło dojść do awarii?- spytał ciemnowłosy mężczyzna.
-Niestety nie wiem. To nie moja działka...
-Czy wiem pani w takim układzie, czy ktoś mógł do tego doprowadzić, a jeżeli ma pani jakieś podejrzenia prosiłbym, aby się pani nimi ze mną podzieliła.- drążył policjant
-Niestety nie wiem. Mogę zadać jedno pytanie?
-Oczywiście...
-Czy macie jakieś podejrzenia?
-Budynek był stary więc pewnie była to tylko awaria...Ale lepiej się przekonać.
-Dlaczego zostałam wezwana, jeżeli mogę spytać.- drążyłam. Samej Andersy nie przesłuchali, ale mnie owszem...
-Zauważyliśmy, że miała pani na swoim koncie jedną kradzież...- Znowu o tym...
-Przecież sprawa się wyjaśniła, i okazało się, że nie byłam sprawcą- dodałam ze zdziwieniem. Dokładnie to miałam w kartotece.
-No tak, ale lepiej sprawdzić...
-Rozumiem...-dodałam.
<Joe?>



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz