Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

13 kwietnia 2015

Od Eleny cd. Jeremiasza

Stałam oparta o kamienną ścianę. Woń słodyczy wnikała do mojego nosa, starając się podbić me zmysły. Oj, będzie zabawnie. Obudziłam się dzisiaj rano, jakaś inna. Bardziej nabuzowana, czułam, jak krąży we mnie dziwna energia. Przyszłam półgodziny za wcześnie, sama nie wiedząc dlaczego. Kilka minut po 11:00 zobaczyłam czerwoną czuprynę w tłumie i chwilę później Jeremiasz stał już przede mną. Miał marsową minę i patrzył po ludziach ponurym spojrzeniem. Uśmiechnęłam się do niego. Było mi dzisiaj o wiele łatwiej to zrobić.
- Cześć -powiedziałam. Mruknął coś pod nosem.- Humorek nie dopisuje?
- Biedne piwa, samotne wina i latające z tęsknoty likiery -odparł z rozpaczą.
- To dobrze, że mam coś na pocieszenie.
Nachyliłam się lekko do przodu i pomachałam mu przed nosem butelką wódki opróżnioną do połowy.
- Czy nie miałem być trzeźwy? -zapytał, zabierając mi szybko alkohol.
- Miałeś. Jednak wiem, że nie można tak od razu odstawić tej piekielnej cieczy, po tak... długim spożywaniu, więc ci przyniosłam -tłumaczyłam, patrząc jak Jeremiasz wypija zawartość. Od razu humor mu się poprawił.
- Myślałem, że chcesz mnie trochę torturować. A tu proszę jaka niespodzianka.
- Czasami osądzamy innych po pozorach.
- Dzisiaj masz ładniejsze pozory, niż wczoraj.
I była to prawda. Specjalnie dzisiaj ubrałam się w coś kolorowego. Czuję, że moje czarne ubrania będą zazdrosne. Miałam na sobie obcisłą czerwoną bluzkę bez rękawów, na to zarzuconą niebieską katanę ¾, spodnie typu rurki i buty za kostkę. Czarne włosy swobodnie opadały mi na plecy, podtrzymywała je tylko czerwona opaska. Oczy podkreśliłam cieniem, by wydawały się ładniejsze. Nie odpowiedziałam na jego komentarz.
- To co będziemy robić? Jak chcesz sprawić, że to coś -Pokazał rękoma na świat wokół siebie.- ...stanie się ciekawsze i mniej szare?
- To na razie będzie moja słodka tajemnica -rzekłam uroczo. Splotłam ręce z tyłu i ruszyłam w stronę bramy. Jeremiasz ruszył za mną. Wyglądał na nieprzekonanego.
- Wiesz, wydaje mi się, że nie jesteś człowiekiem -zaczęłam konwersację.
- Skąd to przypuszczenie? -Nie odpowiedział na zawartą w tym zdaniu aluzję. Podeszliśmy do bocznych drzwi, a ja otworzyłam je kluczem. Strażnicy mają dość słabą wolę. Wystarczyło troszkę ich przekupić. Jeremiasz zdziwił się, ale nie pytał. I dobrze.
- Jesteś inny. I człowiek nie dałby rady pić, tyle ile ty.
Nie zaśmiałam się, ale uśmiechnęłam. Jeszcze nie byłam tak zdesperowana, żeby się śmiać.
- Jestem smokiem -odparł niechętnie. Tak naprawdę, to to już wiedziałam. Ale dziwnie by było gdybym mu to powiedziała. Wyszłabym na psychiczną kobietę o maniakalnej fobii, na temat pewnego chłopaka, a i tak spoglądał na mnie krzywo. Umówiłam się z mężczyzną, którego znam zaledwie jeden dzień.
- Czy smoki nie powinny być wesołe i ociekające żartem? -spytałam, wchodząc do ciemnego korytarza. Na końcu pomieszczenia mieściły się kolejne drzwi.
- Jak widać jestem wyjątkiem -spochmurniał.
- Gdyby wszyscy byli tacy sami, świat byłby nudny -spróbowałam go podnieść na duchu.
- Tylko problem w tym, że jest nudny.
- To się jeszcze okaże -zaanonsowałam wojowniczym tonem i otworzyłam wielkie drzwi na całą szerokość. Uderzył w nas słodki zapach lukru, świeżo wypieczonego ciasta i owoców.
- Witaj w Fabryce.
Jeremiaszowi opadła szczęka, aż do samej podłogi. Cóż, widok był imponujący. Wielkie maszyny ciągle w ruchu, spadające wodospady lukru, owoce ułożone w wielkie skupiska. Była nawet fontanna bitej śmietany. Chłopak podbiegł do jakiejś maszyny i przyglądał się robotom. Oczy miał wielkie, jak spodki. Był zachwycony. Szkoda, że ja nie czułam tego co on. Gdy ochłonął, znowu wrócił do zachowania zrzędliwego pijaczyny.
- I co? Będziemy się tak gapić cały dzień? -zamarudził. Podwinęłam rękawy i powiedziałam:
- Teraz będziemy robić tort.
- A czy w fabryce cukierków nie powinniśmy robić cukierków?
- Ta nazwa jest tylko dla zmyłki.
Na początku Jeremiasz sceptycznie podszedł do tego pomysłu. Dopiero, gdy zobaczył jakiego rozmiaru miało być to ciasto, zaczął mu powracać humor. Tort miał dwa metry wysokości i jakieś 6 metrów średnicy. Żeby je zrobić musieliśmy wybrać formę (mogły być gwiazdki, serduszka, księżyce, kwiatuszki i inne różne głupoty), potem wybrać mąkę, wymyślić wzór, smak itd. itd. Zabawa zaczęła się dopiero wtedy, gdy biegnąc pierwsza dorwać lukier, poślizgnęłam się i wpadłam do kadzi z płynnym cukrem. Jeremiasz spojrzał na mnie i zaczął się przeraźliwie się śmiać. Wszystko miałam ze sobą zlepione. Pokręciłam głową z pobłażliwym, zarazem sarkastycznym uśmiechem i wepchnęłam sobie do ust tabletkę. Zawierała ona endorfiny, które miały pomóc mi przetrwać to wszystko. Od razu poczułam napychającą na mnie radość. Odchyliłam głowę do tyłu i wybuchnęłam śmiechem. Było to cudowne uczucie. Jak ja dawno tego nie robiłam... Jednak jakaś kara za wyśmiewanie musi być. :D Zgarnęłam z jakiejś taśmy produkcyjnej plastikowy worek i nabrałam do niego cytrynowego lukru.
- O nie -zajęczał Jeremiasz, a ja rzuciłam w niego workiem. Zawartość oblepiła mu koszulkę i część głowy.- A więc tak się bawimy.
Dostaliśmy kompletnej głupawki. Przez głowę przeszła mi myśl, że może przesadziłam z dawką endorfin. Wnętrze fabryki wyglądało, jakby przeszło przez nie tornado. Cóż, można tak powiedzieć. Gdy udało nam się prawie całkowicie uspokoić, ciasto było już wypieczone. Wszystko szło idealnie, póki góra tortu nie opadła. Kolejna salwa śmiechu była nieunikniona.

***

- Wiesz, prawie ci się to udało -powiedział Jeremiasz, wpychając do ust kawałek ciasta.
- Niby co?
- Pokazanie mi, że świat może być ciekawy. Prawie
Wydęłam usta. Czułam, że w ogóle nie przybliżam się do celu.
- Co to było, co włożyłaś sobie do ust? -zapytała, patrząc na mnie badawczo.
- Endorfiny -odpowiedziałam niechętnie.
- Po co ci to? -dopytywał.
- Żeby coś poczuć.

<cd. Jeremiasza. Jak chcesz możesz wymyślić kolejne miejsce>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz