Ależ ten Jeremiasz sposępniał...
-Zanim alkohol cię zabije, to możesz od tych całych fast foodów dodatkowo utyć. - Pokazałam mu język.
- Czy to źle? Przynajmniej w zimę będę miał zapasy. - Odpowiedział skwaszony. Chyba jednak stawał się za bardzo trzeźwy. - Ah, drogi Jeremiaszku. Co ja z tobą mam począć? - Załamałam ręce. - Może jednak ugotować coś smacznego? Przysięgam, że będzie o niebo lepsze niż twoje kochane fast foody. - Wymówiłam to z ręką na sercu. - Noo, niech ci będzie.- Odpowiedział łaskawie. - Tylko nie wiem, czy znajdziesz coś pożywnego w mojej lodówce. - Wstał i skierowaliśmy się do kuchni. Otworzyłam niewielką i dość starą lodówkę. A tam... Pustka. Nie, przepraszam był kawałek spleśniałego sera i raczej zepsute mleko. - Oj... Z tego to raczej nic się nie ugotuje. - Podrapałam się w głowę. - Masz tu gdzieś w pobliżu, jakiś sklep? - Zerknęłam na niego. - Tak, zaraz tutaj za rogiem. - Pokiwał głową na potwierdzenie własnych słów. - Okej. To za moment wracam i biorę się do gotowania. - Zarzuciłam swoją czarną bluzę z kapturem i wyszłam na zewnątrz. Skręciłam za róg i stanęłam, jak wyryta. Był tu owszem sklep, ale jak szyld dumnie głosił MONOPOLOWY. Oho, to sobie zrobiłam zakupy. Wróciłam z powrotem do mieszkania. - Jeremiaszu! Od kiedy w monopolowym można kupić zdrowe produkty spożywcze? - Spojrzałam na niego lekko wkurzona i skrzyżowałam ręce na piersi.- Aa, to o spożywczak ci chodziło? - Zapytał zdumiony. - Było tak mówić od razu. To spożywczak jest w drugą stronę, dwie ulice stąd. - Nie, on sobie chyba ze mnie żarty robi.- Będę za 15 minut. - Wyszłam trzaskając drzwiami. W sumie to o co, ja się wkurzam? Ano tak, moja durna duma się odzywa. W końcu ze mnie się nie kpi. Ruszyłam energicznym krokiem i już po chwili byłam w sklepie. Zdecydowałam się, że zrobię nam omlety. Wybrałam potrzebne produkty, zapłaciłam i wyszłam. Kawałek dalej wpadłam na jakiegoś mężczyznę. - O matko! To ty! - Jego rozszerzone oczy wpatrywały się we mnie ze strachem. - Przepraszam, o co panu chodzi? - I czego się ten człowiek obawiał? - AAA!! - Nie wiedzieć czemu zaczął się wydzierać i uciekł. Słyszałam jedynie, jak coś niewyraźnie mruczał do siebie. - Byłem pijany, ale miałem rację. - Eh, dziwny ten świat. Wróciłam spokojnie do Jeremiasza i rozpoczęłam przygotowywanie posiłku. Kiedy zaczęłam smażyć, do kuchni wszedł mój zrzędliwy kolega. - Ale ładnie pachnie! - Obejrzałam się na niego przez ramię, miał wyjątkowo śmieszny wyraz twarzy. Lekko przymknięte oczy, nos wysunięty do przodu, niczym pies myśliwski, a z kącika ust pociekła mu ślina. Roześmiałam się. - Widzę, że ktoś tu zgłodniał. - Przełożyłam omlety na talerze i jeden wręczyłam chłopakowi. Wróciliśmy na naszą kanapę i w przyjemnej ciszy zaczęliśmy konsumować posiłek. Nagle przypomniała mi się sytuacja z pod sklepu. Ten facet był tym pijakiem z gazety! Ja naprawdę zabiłam tych ludzi! Z wrażenia zachłysnęłam się i zaczęłam krztusić, bo kęs omletu wpadł mi do krtani. Jeremiasz spanikowany zaczął mnie klepać po plecach. Po chwili się uspokoiłam. - Nic ci nie jest? - Spojrzał lekko zaniepokojony. - Nie. Chyba nie. - Odpowiedziałam cicho. Jestem mordercą.
[Jeremiasz?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz