- No dobra. Ale nadal
uważam, że za bardzo się w to angażujesz. W sumie po co tak
bardzo ci zależy na tym zakładzie? Nie masz lepszych zajęć, niż
tułanie się po mieście z nudziarzem i przekonywaniem go, że świat
potrafi mieć piękniejsze barwy? -zapytał Jeremiasz, patrząc mi
głęboko w oczy. Odwróciłam wzrok. Spochmurniałam. Słońce
przenikało przez szklane okna, oświetlając nasze sylwetki.
Odłożyłam kawałek ciasta. Nagle straciłam apetyt. Właśnie,
dlaczego tak bardzo mi zależy na tym zakładzie?
- To skomplikowane -próbowałam się
wymigać.
- Mamy dużo czasu -powiedział Jeremi,
zerkając na wyimaginowany zegarek na swojej ręce. Uśmiechnęłam
się pod nosem. Mimowolnie zaczynałam go lubić. Jego podejście do
życia było... intrygujące. Zaczęłam swoją wypowiedź od
drugiego pytania:
- To bardzo dziwne. Tak naprawdę mam
więcej powodów do myślenia, że świat jest okropny, od ciebie
-Przez chwilę zastanawiałam się, czy powiedzieć mu kim jestem.
Albo czym jestem. Ale on na mnie oddziaływał. Był chyba pierwszą
osobą, której chciałam się zwierzyć.- Ja... nie jestem normalna.
Mężczyzna wpatrywał się we mnie,
słuchając każdego słowa, które mówiłam. Czy go.. interesowałam
ja?
- Ja... jestem mutantem laboratoryjnym
-Zacisnęłam powieki.- Gdy byłam mała wzięli mnie na stół
operacyjny. Zabiegi, operacje, ciągły ból i strach. Bałam się,
że nigdy nie ujrzę światła dziennego. Chcieli ze mnie stworzyć
coś idealnego. Tortury. Przerażenie. Brak rodziny. Miałam, i nadal
mam, wszczepione geny innych ras, dlatego jestem niebezpieczna. W
każdej chwili mogę zrobić coś, czego będę żałować. Gdy
skończyłam 12 lat, próbowałam uciec. Ucieczka... nie udała się.
Za karę zabili... zabili mi rodzinę. Kolejne próby, transformacje
nie były bezbolesne. Aż w końcu zdecydowali... mnie wyłączyć.
Jestem nienormalna. Ja nic nie czuję. Tylko obojętność. Teraz
zapewne nie będziesz chciał mnie znać.
Wyznanie było trudne do wypowiedzenia,
ale gdy już się zwierzyłam, poczułam się, jakby ktoś zdjął mi
z barków wielki ciężar. Zadziwiające jest to, że powiedziałam
to komuś, kogo znam ledwie 2 dni. On naprawdę na mnie mocno
oddziaływał. Objęłam rękoma kolana. Teraz potrzebowałam
wsparcia. Po raz pierwszy od bardzo bardzo dawna.
<cd. Jeremiasz>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz