Aż mnie chłop zaskoczył. Czyżby wreszcie okazał odrobinę słabości i odsłonił się ze swojej zbroi, a ja muszę trafić w ten słaby punkt i przedostać się przez jego defensywę? Już mam milion pomysłów na to, jak..
- Wiesz.. - oderwał nagle swoje usta od moich i pogłaskał mnie po głowie - ..zrozum, że powstrzymuje cię przed pochopnymi decyzjami dla twojego dobra. I koniec. - fuknęłam, a on zaśmiał się i szturchnął mnie tym swoim zawszonym łbem. Ja tu już miałam nadzieję, a ten co?
- No dobra. - burknęłam niezadowolona - Idziemy wypić jakieś ciepłe kakao?
- A nie przyniesiesz mi go do łóżeczka~? - spytał, naśladując moje wcześniejsze podniecenie.
- Nie. Rusz dupę, bo się zastaniesz.. - parsknął i mimo, że był niewidomy, na pewno się domyślił, że się też uśmiechnęłam.
Skierowaliśmy swe kroki do kuchni, gdzie pięknie pachniało, stojącą na oknie młodą szałwią. Podeszłam do kuchennej szafki i stanęłam na palcach, by dosięgnąć najwyższej pułki, gdzie zwykło umościć się kakałko. Niestety, gdy tylko uniosłam barwne opakowanie zorientowałam się, że jest puste.
- Oh nie! - krzyknęłam, a Tsu poderwał się z miejsca, które uprzednio zajął przy stole - Kakałka nie ma.. - odetchnął z ulgą i znowu usiadł. - Ktoś niecnie wychłeptał ostatnią porcję i zamiast wyrzucić pudło do kosza, perfidnie schował je do szafy.. Tsu..? - spytałam nachylając się ku niemu.
- Nic ci to nie da. - mruknął - Może ten sposób, na detektywa, działał u twoich rodziców i niedorobionego rodzeństwa, ale w tym domu żyje tylko jedna osoba, która po sobie nie sprząta. I to nie jestem ja, Yas.
- Ohoho... - zaśmiałam się z lekkim pąsem na twarzy - ..to wcale nie tak... - wyrzuciłam śmieć do kosza. - No to teraz pytanie: cóż poczniemy bez kakałka?
- Wypijemy herbatę. - rzekł spokojnie Tsu - Poproszę be..
- Ne! - rzekłam kładąc z hukiem ręce na stole - Nie wyrażam zgody! - mężczyzna uniósł pytająco brew - Ja wyraźnie widzę, że ty pragniesz kakałka!
- Ale skoro kakałka nie ma.. - kontynuował dobitnie - ..to bardzo chętnie..
- Nie! - przerwałam mu znowu - Ja pójdę do miasta po to kakałko! To twój dzień i dziś dostaniesz wszystko, na co masz ochotę. - uśmiechnęłam się niecnie - Więc jakbyś miał chcicę to mnie zawołaj.. - dodałam szeptem nachylając się nad jego uchem.
- Pfff.. - jego jasne włosy poszybowały ku górze - ..ty niewyżyty zboczuszku. I nie, nigdzie nie idziesz. Kakałko kupi się przy okazji większych zakupów, nie ma sensu byśmy dreptali taki kawał po jedno, głupie kakałko. Koniec i kropka.
- A kto powiedział, że my.. - zaśmiałam się - Ty się kurujesz! Ja idę. - spojrzał na mnie oburzony. - Już teraz wyruszam, nie zatrzymasz mnie, nie zdążysz! - krzyknęłam rozbawiona i porywając płaszcz z wieszaka wystrzeliłam z domu i biegiem ruszyłam w stronę miasta.
Gdy tak biegłam, obejrzałam się jeszcze, czy ten uparty gościu mnie nie goni. Na moje nieszczęście właśnie w chwili, gdy odwracałam głowę, uderzyłam o coś i poleciałam na ziemię.
- Ał.. - usłyszałam obok siebie jęknięcie - ..co to?
<Axel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz