Ulżyło mi gdy nie policzyli ubitych pająków, pewnie byłbym ostatni. No cóż, następnym razem trzeba po prostu pamiętać o Williamie.
- Na pewno wszystkie? - spytałem rozglądając się - Wiele z nich było na terenie naszej watahy, ale możliwe, że wszystkie zleciały się tutaj bronić koloni. Na szczęście nie było ich tak dużo.. wracajmy. - kiwnęliśmy wszyscy głowami i brudni, ale zadowoleni, ruszyliśmy w stronę Domu.
To co zobaczyliśmy po powrocie znacznie przerastało wszelkie wyobrażenia. Na ziemi przed pomostami paliło się ogromne, kilkumetrowe ognisko, a wokół niego skakały różne stworzenia, od lupusów po kilka półnagich liczi. A wokół rozbawionego tłumu hasali Yassel i William, narąbani jak nigdy dotąd. Butelki wódki w ich dłoniach ciągle się ze sobą zderzały i rozlewały zawartość na boki, podsycając ogień niebieskimi płomykami, gdy zadowoleni szli w naszym kierunku.
- Phatus! - William puścił rękę mojej siostry i wskazał nas i ogień rękami - Postanofiliśmy uszczyć wasze sfycięstwo~! Pszyłączcie się do nas i wywołujcie s nami fiosnę!
- Skąd macie wódkę..? - spytałem celując palcem w przeźroczystą butelkę, bojąc się że znam odpowiedź.
- Poszliliśmy do tfojego domfku.. - chłopak zaczął przejęty opowiadać - ..i się wyrąbałem o jakieś takie kółeczko.. - zobrazował palcami obręcz - ..a tak tyle wódy, że dla armii by starszyło! No to postanowiliśmy się fodzielić..
- Moje zapasy.. - mruknąłem - ..moje biedne..
- Nie faruć Phatusiu.. - machnął ręką - ..będzie fesoło.
- A skąd te zwierzęta..? - spytał Tsu nie mniej zaskoczony.
- A pszylazły se po jakimś czasie, patszą: jest wóda? Jest. Jest towarzycho? Jest.. no to se tańczą, co im żałujesz! - krzyknął William.
<William, Tsugaru?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz