Starałem się robić wszystko jak najszybciej mogłem, dotarcie do szpitala na szczęście nie zajęło nam wiele czasu ale podczas tej podróży Phantom stracił przytomność i jeszcze więcej krwi.
Łzy mi z oczu spływały i prawie cały czas patrzyłem się na jego twarz. To przeze mnie to się stało, zawsze sprowadzam kłopoty i on też ucierpiał... A jak z tego nie wyjdzie? A co jeśli się już nie obudzi?
Nawet nie chcę o tym myśleć.
Po wejściu do szpitala od razu wzięli go na salę operacyjną. Nie mogłem usiedzieć na miejscu, gdy wypełniałem jego kartę to ręka mi się trzęsła jakbym miał Parkinsona. Genowefa siedziała ze mną i co jakiś czas coś do mnie mówiła ale nawet nie wiedziałem co. Pierwszy raz tak bardzo mi na kimś zależy... tak się kimś przejmuje, tak kogoś kocham...
Potem podeszła do mnie jakaś pielęgniarka z zapytaniem czy opatrzeć mi rany, w ogóle zapomniałem że jakieś mam... powiedziałem kobiecie że nie chcę ale ona tak się upuerała że w końcu zaciągnęła mnie do zabiegowego.
Po pięciu godzinach z sali operacyjnej wyszedł doktor, podszedł do mnie, a ja spojrzałem na niego ospale bo pielęgniareczka wcisnęła mi też leki na uspokojenie.
- Co z nim..?- szepnąłem i mocniej ścisnąłem butelkę z wodą którą kupiła mi Genowefa.
- Żyje i będzie żył jeszcze naprawdę długo.- lekarz uśmiechnął się szeroko, a ze mnie wręcz uciekło całe powietrze. To była niewyobrażalna ulga i miałem wrażenie że właśnie lecę wśród chmur.
- Mogę do niego iść?
- Uważam że powinien pan iść do domu i odpocząć, niech przyjdzie Pan jutro, pacjent powinien się już wtedy obudzić.
- Racja Will.- dziewczyna wzięła mnie pod rękę.- Chodź...
- Nie chce, chcę do niego iść.- wyrwałem się i spojrzałem na lekarza.
- No... No dobrze.- westchnął i wskazał mi salę w której leży Phantom.
Poszedłem tam sam bo Genowefie powiedziałem by zajęła się Krystyną i Puchatym. Po wejściu do sali uderzył we nnie ten blask jarzeniówek i biel ścian. Na samym środku sali leżał Phan, jego włosy rozsypywały się na białej poduszce a maszyna rejestrująca pracę serca pikała miarowo. W sali było też dwoje innych pacjentów ale dla mnie ważny był tylko jeden.
Podszedłem do łóżka ukochanego i usiadłem na krześle, wziąłem jego dłoń w którą był wbity welflon i pocałowałem lekko.
- Przepraszam jeszcze raz...- szepnąłem i ogarnąłem mu włosy z czoła.- Już nie długo nie będziesz się tak ze mną męczyć.- pocałowałem go w usta i spojrzałem na zamknięte oczy. Pewnie gdyby teraz nie spał to by zapytał się po co tak się podlizuje.
Usiadłem spowrotem na krzesełku i położyłem głowę na pościeli, jego dłoń nadal trzymałem i zamknąłem oczy. Nue trzeba było długo czekać byn zasnął.
[Phantom?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz