Ile takie jedno, martwe dziecko może gadać? Rozumiem; nazbierało jej się przez te kilkanaście lat, ale żeby wyrzucać mi każdą spędzoną z Williamem chwilę? I to przy Genowefie? Sądzę, że to trochę przesada.
- Nizmi.. - mruknąłem przerywając jej fascynującą opowieść, gdy to razem z moim chłopakiem byliśmy w domu tej zboczonej, grubej baby. - ..sądzę, że naprawdę starczy.. - Genowefa i zjawa spojrzały na mnie zdumione, one najwyraźniej dobrze się bawiły. Pozwoliłem duchowi odtajnić trochę mojego życia prywatnego dlatego, aby dziewczyna się uśmiechnęła, w końcu zaginął nasz przyjaciel. Ale nie zamierzałem aby dowiedziała się o mnie wszystkiego, każdy ma prawo mieć sekrety. - Jestem zdania, że powinniśmy przerwać to spoufalanie i zająć się sprawą przesłuchania.
- Ohhhh! - zmora przewróciła ciemnymi oczami i wzniosła się w górę, odpychając się od krzesła i płynąc tak powoli do tyłu - Kiedy mi się nie chce!
- Wielu rzeczy mi się nie chciało, ale je robiłem. - westchnąłem - O co tak dokładnie chodzi?
- Była światkiem morderstwa. - Gefa podsunęła mi pod nos artykuł z porannej gazety - I uparcie nie chce powiedzieć, co takiego się tam stało.
- Nizmi.. - zjawa spojrzała na mnie pytająco - ..może pójdziemy na spacerek? I ładnie mi wszystko opowiesz, co? - pokręciła głową - A co byś chciała robić.
- Chciałabym pójść na plac zabaw! - stanęła na ziemi, zacisnęła piąstki i z podnieceniem zaczęła podskakiwać - Proszę, proszę, proszę~!
- Zgoda. - uśmiechnąłem się - Możemy iść. - pisnęła - Poczekaj aż się ubiorę.
Założyłem płaszcz i szalik, po czym wyszedłem na dwór. Teoretycznie była już wiosna, ale na ziemi i tak leżała jeszcze mokra plucha, w dodatku temperatury nadal przeważnie były ujemne. Westchnąłem i ruszyłem za ucieszonym duchem, który dla zabawy rozbryzgiwał lodowatą maść na zaskoczonych przechodniów. Wyglądała jak zwyczajna, trochę za bardzo blada, nastolatka, więc nie uciekali z krzykiem, ale na pewno była dziwnym zjawiskiem w Mieście. W dodatku chyba jej się to podobało, bo to wywalała język, to podcinała nogi, to kogoś szturchała i za każdym razem głośno się śmiała. Szedłem zatem trochę dalej z miną "ja jej nie znam".
Nagle coś trzasnęło i cała ulica stanęła w brunatnej chmurze, która mocno szczypała i powodowała kaszel. Upadłem na ziemię i zaryłem w breję, a Nizmi pisnęła obok mnie.
William?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz